Mission: Impossible - Ghost Protocol (2011)

BLOG
295V
Loganek | 07.03.2012, 18:49
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

 




Reżyseria: Brad Bird

Scenariusz: Josh Appelbaum, Andre Nemec

Produkcja: USA, Zjednoczone Emiraty Arabskie

Czas trwania: 133 minuty

Obsada:

 

Tom Cruise – Ethan Hunt

Jeremy Renner – William Brandt

Paula Patton – Jane Carter

Simon Pegg – Benji Dunn
 

Misja ukończona - Ethan Hunt

 

To miała być zwyczajna misja niemożliwa. Cel: powstrzymanie tajemniczego Cobalta przed zdobyciem pliku z kodami nuklearnymi. Miejsce: Kreml. Efekt: kiepski – efektowna eksplozja i rosnące napięcie między USA a ZSRR/Rosją. W wyniku tej porażki, prezydent wprowadza Ghost Protocol - Ethan Hunt, jego zespół oraz całe IMF (Impossible Mission Force) zostało tym samym odcięte od rządu. Agenci nie mają więc wyboru, muszą odzyskać dobre imię i przy okazji uratować świat. A czasu jest niewiele.

 

Akcję najnowszego filmu o najdzielniejszym amerykańskim agencie osadzono kilka lat po wydarzeniach z trzeciej części. Poza etatową gwiazdą cyklu, czyli Tomem Cruisem, zatrudniono ponownie Simona Pegga, jako uroczego błazna Benjiego. Nowymi twarzami są natomiast Paula Patton oraz Jeremy Renner. Ten ostatni, wedle plotek, ma zastąpić Cruise'a, gdy aktor postanowi odejść na emeryturę. Z kolei na fotelu reżysera zasiadł Brad Bird – autor głównie filmów animowanych dla studia Pixar, takich jak np. Ratatuj / Ratatouille (2007) czy Iniemamocni / The Incredibles (2004). Wydaje się, że nowy M:I w rękach „faceta od kreskówek” zwiastuje spektakularną klapę, efekt końcowy zaskakuje jednak w bardzo pozytywny sposób.

 

Seria Mission Impossible nigdy nie posiadała skomplikowanej, dopracowanej w każdym szczególe fabuły. To wartka akcja i niesamowite popisy kaskaderskie były siłą napędową, która przyciągała widzów do kin. Tak samo jest i tym razem, tylko lepiej i z odpowiednią dawką humoru – głównie za sprawą Pegga. Filmowe losy Ethana Hunta są jankeską odpowiedzią na przygody agenta Jej Królewskiej Mości. W tej odsłonie, twórcom udało się jednak stworzyć historię bardziej „bondowską” niż najnowsze filmy z 007. Budowa produkcji i elementy humorystyczne są tak skonstruowane, że przypominają erę Seana Connery'ego i Rogera Moore'a. Wprowadziło to do uniwersum nowego ducha, który pasuje tu idealnie i urozmaica serię. Poza tym, wiadomo przecież, że świat nie zostanie zniszczony, co nie znaczy, że agenci nie popełnią dotkliwych błędów, które uczynią ich bardziej ludzkimi. Oczywiście tylko trochę - to czego dokonują zawstydziłoby Batmana czy Iron Mana. A udać im się musi, cóż zrobiliby bowiem z tym całym wolnym czasem po nuklearnej zagładzie.

 

Agenci IMF potrzebują godnego przeciwnika, by mogli wykazać się ponadprzeciętnymi umiejętnościami. W Ghost Protocol rola ta przypadła Michaelowi Nyqvistowi znanemu w Polsce z kreacji w trylogii Millenium. Niestety, szwedzki gwiazdor to największe rozczarowanie w filmie, a nawet w całej serii. Cobalt w jego wykonaniu jest nijaki i bardziej blady niż czarny. Od razu wiadomo, że nie będzie stanowił realnego zagrożenia dla świata, a co dopiero głównego bohatera. Nic tak nie boli widza, jak zmarnowany potencjał.

 

Kaskaderzy tradycyjnie ciężko zapracowali na każdy dolar jaki im wypłacono. Sceny akcji stoją na wyższym poziomie niż ostatnio, a połączenie ich ze znakomitymi zdjęciami tworzy świetny spektakl wizualny. Znalazło się również miejsce dla charakterystycznego skoku, połączonego z niebezpiecznym zwisem, w wykonaniu głównego bohatera. Większość popisów ponownie wykonał sam Tom Cruise. Zazwyczaj producenci są przeciwni takim praktykom, ale nie bez powodu pan Cruise został jednym z nich. Kolejną cechą wyróżniającą Ghost Protocol są prezentowane nowinki techniczne, które zachwycą zdziecinniałych dorosłych. Wprawne oko zauważy również, że film sponsoruje marka BMW, gdyż auta tej firmy pojawiają się w każdej scenie pościgowej. Włącznie z najnowszym dziełem na czterech kołach - BMW i8, czyli hybrydowym prototypem. Nie zabrakło również miejsca dla ukłonów w stronę pierwszej części cyklu. Jednak tylko najwierniejsi fani zdołają je rozpoznać...lub osoby z dostępem do internetu.

 

Najnowsza odsłona cyklu to historia o superagentach, w której na szczęście nie zabrakło miejsca na przymrużenie oka. Element bardzo potrzebny, by widz mógł przełknąć całą opowieść. Tak więc film Birda to bardzo dobre kino akcji, warte swej ceny (biletu) i demonstrujące, że nie każda kontynuacja musi być zła, jak miało to miejsce w przypadku Piratów z Karaibów: Na nieznanych wodach / Pirates of the Carribean: On Stranger Tides (2011). Zakończenie i duże wpływy ze sprzedaży biletów nie pozostawiają wątpliwości – kontynuacja powstanie. Fabuła wskazuje, że Tom Cruise zapewne powróci i nie da się tak łatwo zastąpić przez agenta Brandta.

 

WERDYKT:


Można obejrzeć

 

Łukasz "Loganek" Kucharski

 




Reżyseria: Brad Bird

Scenariusz: Josh Appelbaum, Andre Nemec

Produkcja: USA, Zjednoczone Emiraty Arabskie

Czas trwania: 133 minuty

Obsada:

 

Tom Cruise – Ethan Hunt

Jeremy Renner – William Brandt

Paula Patton – Jane Carter

Simon Pegg – Benji Dunn
 

Misja ukończona - Ethan Hunt

 

To miała być zwyczajna misja niemożliwa. Cel: powstrzymanie tajemniczego Cobalta przed zdobyciem pliku z kodami nuklearnymi. Miejsce: Kreml. Efekt: kiepski – efektowna eksplozja i rosnące napięcie między USA a ZSRR/Rosją. W wyniku tej porażki, prezydent wprowadza Ghost Protocol - Ethan Hunt, jego zespół oraz całe IMF (Impossible Mission Force) zostało tym samym odcięte od rządu. Agenci nie mają więc wyboru, muszą odzyskać dobre imię i przy okazji uratować świat. A czasu jest niewiele.

 

Akcję najnowszego filmu o najdzielniejszym amerykańskim agencie osadzono kilka lat po wydarzeniach z trzeciej części. Poza etatową gwiazdą cyklu, czyli Tomem Cruisem, zatrudniono ponownie Simona Pegga, jako uroczego błazna Benjiego. Nowymi twarzami są natomiast Paula Patton oraz Jeremy Renner. Ten ostatni, wedle plotek, ma zastąpić Cruise'a, gdy aktor postanowi odejść na emeryturę. Z kolei na fotelu reżysera zasiadł Brad Bird – autor głównie filmów animowanych dla studia Pixar, takich jak np. Ratatuj / Ratatouille (2007) czy Iniemamocni / The Incredibles (2004). Wydaje się, że nowy M:I w rękach „faceta od kreskówek” zwiastuje spektakularną klapę, efekt końcowy zaskakuje jednak w bardzo pozytywny sposób.

 

Seria Mission Impossible nigdy nie posiadała skomplikowanej, dopracowanej w każdym szczególe fabuły. To wartka akcja i niesamowite popisy kaskaderskie były siłą napędową, która przyciągała widzów do kin. Tak samo jest i tym razem, tylko lepiej i z odpowiednią dawką humoru – głównie za sprawą Pegga. Filmowe losy Ethana Hunta są jankeską odpowiedzią na przygody agenta Jej Królewskiej Mości. W tej odsłonie, twórcom udało się jednak stworzyć historię bardziej „bondowską” niż najnowsze filmy z 007. Budowa produkcji i elementy humorystyczne są tak skonstruowane, że przypominają erę Seana Connery'ego i Rogera Moore'a. Wprowadziło to do uniwersum nowego ducha, który pasuje tu idealnie i urozmaica serię. Poza tym, wiadomo przecież, że świat nie zostanie zniszczony, co nie znaczy, że agenci nie popełnią dotkliwych błędów, które uczynią ich bardziej ludzkimi. Oczywiście tylko trochę - to czego dokonują zawstydziłoby Batmana czy Iron Mana. A udać im się musi, cóż zrobiliby bowiem z tym całym wolnym czasem po nuklearnej zagładzie.

 

Agenci IMF potrzebują godnego przeciwnika, by mogli wykazać się ponadprzeciętnymi umiejętnościami. W Ghost Protocol rola ta przypadła Michaelowi Nyqvistowi znanemu w Polsce z kreacji w trylogii Millenium. Niestety, szwedzki gwiazdor to największe rozczarowanie w filmie, a nawet w całej serii. Cobalt w jego wykonaniu jest nijaki i bardziej blady niż czarny. Od razu wiadomo, że nie będzie stanowił realnego zagrożenia dla świata, a co dopiero głównego bohatera. Nic tak nie boli widza, jak zmarnowany potencjał.

 

Kaskaderzy tradycyjnie ciężko zapracowali na każdy dolar jaki im wypłacono. Sceny akcji stoją na wyższym poziomie niż ostatnio, a połączenie ich ze znakomitymi zdjęciami tworzy świetny spektakl wizualny. Znalazło się również miejsce dla charakterystycznego skoku, połączonego z niebezpiecznym zwisem, w wykonaniu głównego bohatera. Większość popisów ponownie wykonał sam Tom Cruise. Zazwyczaj producenci są przeciwni takim praktykom, ale nie bez powodu pan Cruise został jednym z nich. Kolejną cechą wyróżniającą Ghost Protocol są prezentowane nowinki techniczne, które zachwycą zdziecinniałych dorosłych. Wprawne oko zauważy również, że film sponsoruje marka BMW, gdyż auta tej firmy pojawiają się w każdej scenie pościgowej. Włącznie z najnowszym dziełem na czterech kołach - BMW i8, czyli hybrydowym prototypem. Nie zabrakło również miejsca dla ukłonów w stronę pierwszej części cyklu. Jednak tylko najwierniejsi fani zdołają je rozpoznać...lub osoby z dostępem do internetu.

 

Najnowsza odsłona cyklu to historia o superagentach, w której na szczęście nie zabrakło miejsca na przymrużenie oka. Element bardzo potrzebny, by widz mógł przełknąć całą opowieść. Tak więc film Birda to bardzo dobre kino akcji, warte swej ceny (biletu) i demonstrujące, że nie każda kontynuacja musi być zła, jak miało to miejsce w przypadku Piratów z Karaibów: Na nieznanych wodach / Pirates of the Carribean: On Stranger Tides (2011). Zakończenie i duże wpływy ze sprzedaży biletów nie pozostawiają wątpliwości – kontynuacja powstanie. Fabuła wskazuje, że Tom Cruise zapewne powróci i nie da się tak łatwo zastąpić przez agenta Brandta.

 

WERDYKT:


Można obejrzeć

 

Łukasz "Loganek" Kucharski

Oceń bloga:
0

Komentarze (0)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper