W co grałem w 2017 r. - Czarny Ivo edition

BLOG
626V
W co grałem w 2017 r. - Czarny Ivo edition
Czarny Ivo | 31.12.2017, 10:57
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Miało być po Nowym Roku, ale nie ma się co oszukiwać już nie zdążę nic przejść, lecim!

Bez zbędnego przedłużania...

Lecimy generacjami!

RETRO

Na początku wspomnę, że w tym roku doszedł do moich retro zbiorów nowy nabytek - Famicom AV. Kawał genialnego sprzętu! Mały, zgrabny, można go podłączyć kablem AV do telewizora, odtwarza zarówno gry famicomowe jak i z rodzimego Pegasusa i wszystkie w 60Hz (więc nieco szybciej niż w PALu). Do tego niesamowitą zaletą jest fakt, że działają z nim pady od oryginalnego NESa, które są niezwykle solidnego wykonania.

No, ale do gierek wróćmy. W tym roku damy w opałach miały niesamowite szczęście, bo udało mi się je wyratować z największych opresji. Ukończyłem aż 3 części gier traktujących o duchach i goblinach.

Super Ghouls 'n Ghosts (SNES)- o tej grze szerzej wypowiadałem się w recenzji na PPE jak i na RnG, więc po szczegóły zapraszam tam. Nadmienię tylko, że to jak dla mnie najlepsza część serii. Najładniejsza, dopracowana i chyba najmniej trudna. Pękła niespodziewanie w jeden wieczorek i było przy tym wiele radości.

Ghouls 'n Ghosts (SMD) - Mega Drive nie mógł pozostać bez swojej wersji przygód Sir Arthura i oto i ona! Nieco gorsza od poprzedniczki. Trochę słabsza grafika, ale przez to że kolorystyka ciemniejsza, zdaje się być mroczniejsza. Na plus możliwość rzucania pociskami pionowo w górę i dół, co bardzo pomaga w wielu sytuacjach, ale i tak trudniejsza od tej powyżej. Niestety system ulepszania zbroi uboższy niż u konkurencji, ale ogólnie bardzo dobra pozycja, warto zagrać.

Ghost 'n Goblins (NES) - niestety wersja na NESa to bez owijania w bawełnę kupa gówna. Wysoki, absurdalny niekiedy poziom trudności to jedno, a totalnie niedopracowana i nieciekawa gra to drugie. Poziomy są nudne, krótkie, nieciekawe, nic się w nich nie dzieje prócz naszej śmierci. Postać potrafi się przyciąć, przeciwnicy potrafią się rodzić na tobie nie dając żadnej możliwości obrony. WSZYSTKIE bronie totalnie bezużyteczne (tak, tak wiem pochodnia dobra na smoki) - WSZYSTKIE oprócz noża. Albo za wolne albo nie trafiają. Są tylko po to żeby cię wnerwić i utrudnić życie. W Contrze był słaby laser ale dało się nim grać, tu MUSISZ mieć nóż, jak  w Gradiusie wszystkie opcje/kulki. To była mordęga, zaszlochałem w poduszkę, obiłem pięścią regał. Zabiłem ostatniego bossa, nigdy do niej nie wrócę.

Co prawda ograne na PS3, ale dzięki reedycjom Capcomu ograłem parę klasyków. Final Fight - cały czas bardzo fajna i przyjemna gierka o obijaniu mord. Ukończyłem każdą postacią i w kooperacji z moją połówką. Najlepiej grało mi się chyba Guyem. Najgorzej Haggarem choć pile driver bardzo cieszył. Przy okazji odkryłem fajny smaczek. Jest taki trik, że po wykonaniu dwóch pierwszych ciosów combosa należy się odwrócić by go przerwać i za chwilę wrócić i znów wykonać dwa ciosy i tak w kółko aż do wykonania ostatecznie pełnej sekwencji ciosów. Pozwala to na tłuczenie przeciwników (szczególnie bossów w nieskończoność). Jakaż była moja radość gdy przypomniałem sobie że Super Combo Codiego w Street Fighter Alpha 3 właśnie tak wyglądało :D Twórcy się wzorowali na triku wynalezionym przez graczy:) fajoza!:D Oprócz tego Magic Sword.  W sumie spoko - ładna grafika, fajny motyw z ratowaniem najemników, ale jakoś wydała mi się zbyt monotonna i za długa (40 pięter!!). Pękło jeszcze Savage Bees, ale nie ma o czym wspominać, wynudziłem się ...

Następnie uratowałem jakąś księżnę pokonując w końcu legendarne Battletoads (NES). O grze pisałem dużo w komentarzach pod GROmadą, więc chyba nie mam nic więcej do dodania oprócz tego, że naprawdę ciężka, ale i zarąbista gra. Mimo, że męczyła to naprawdę chętnie do niej wracałem i wracam. Muszę jeszcze ukończyć Battletoads & Double Dragon: The Ultimate Team. Co prawda udało mi się za dzieciaka na dwóch z kolegą, ale nie daje mi spokoju, że było to tak dawno i chciałbym sam.

Jak co roku padła też Contra (NES), Super C (NES) i Jackal (NES) jednak drugiej części przygód Billego i Lance'a poświęciłem trochę więcej uwagi. Zwykle tę część przechodzę z kolegą i wiadomo, że wtedy jest łatwiej. Zastanawiałem się czy ja to jeszcze potrafię przejść solo. Pierwsze podejście było bardzo smutne bo wszystkie życia i kontynuacje straciłem już w 4 planszy. Jednak wyciągnąłem wnioski i przy kolejnym podejściu doszedłem do ostatniego bossa gry i ku mojemu zdziwieniu okazało się że da się na nim zginąć. Nie poddałem się! Do trzech razy przysłowiowa sztuka! Za trzecim podejściem przeszedłem cała grę tracąc zaledwie jakieś 3 życia. Byłem ukontentowany, mogłem podążać dalej.

Odświeżyłem też znajomość z Flintstonami i ukończyłem The Flintstones: The Rescue of Dino & Hoppy (NES) oraz Surprice at Dinosaur Peak (NES). Wcześniej stawiałem te dwie gry na równi, ale ta pierwsza jest jednak zdecydowanie lepsza. Graficznie prezentuje jakoś więcej kolorów, etapy są bardziej zróżnicowane i jest fajny smaczek pod koniec. W dwójce jest tyle fajniej, że można grać jako Barney, a reszta to średniawka.

Castlevania: New Generation (SMD) - może nie za małe pieniądze, ale w miarę okazyjnie udało mi się w końcu kupić kolejną klasyczną Castlevanię. Wcale się na niej nie zawiodłem. Nie ma tu takiej swobody jak w Castlevanii IV. Sterowanie jest raczej sztywne jak w pierwszych trzech, ale to dobrze. Dzięki temu czujemy się trochę bardziej jak w domu. Bardzo podoba mi się, że odwiedzane miejscówki nie ograniczają się tylko do zamku, a zamiast tego odwiedzamy różne zakątki Europy. Bardzo też podobał mi się system ulepszania broni, który pozwala nam utrzymać najmocniejszy oręż tylko w momencie jeśli nie damy się trafić. W ten sposób nagradza się umiejętną grę. Na plus też przyzwoity poziom trudności i jak zwykle fajnie zaprojektowani bossowie.

Gunstar Heroes (SMD) - czego innego można było się spodziewać po panach z Treasure jak kolejnej genialnej strzelanki z rozpierduchą i zniszczeniem w roli głównej. Naprawdę dynamizm zawartej tu akcji, szeroki wachlarz pukawek, złożeni i ciekawi bossowie nie pozwalają oderwać się zmęczonym kciukom od pada. Poziom trudności wzrasta z każdym kolejnym poziomem, a ostatni boss jest wisienką na torcie tego szaleństwa. Pozycja ukończona uczciwie na telewizorze, na konsoli, ale jako jedyna z całego zestawienia, na nieoryginalnym nośniku. Niestety, jest już dużo za droga :(

Udało się też ukończyć w kooperacji z kolegą dwie części ulicznych bijatyk z udziałem braci Lee. Pękł Double Dragon 2 (NES) i Double Dragon 3 (NES). Dwójka ustąpiła jednego wieczora, nad trójką męczyliśmy się się dwa albo 3. Dużo trudniejsza, ładniejsza graficznie od poprzedniczki, ale ogółem słabsza. Poziom trudności zabiera frajdę z walki i sprowadza wszystko do monotonnego powtarzania jednego ciosu. Miałem jednak do niej sentyment z dzieciństwa i trzeba było doprowadzić sprawę do końca.

Przy okazji wspomnę, że po raz kolejny przeszedłem Teenage Mutant Ninja Turtles 2: The Arcade Game (NES) i wspólnie z moją seksowną połówką TMNT: Turtles in Time (SNES) oraz TMNT: The Hyperstone Heist (SMD). Moim zdaniem mimo wszystko wersja na konsolę Nintendo lepsza, choć ta z Segi ma zdecydowanie lepszy klimat. Jednak wolę klasyczne walki na ulicy/kanałach/technodromie niż jakieś podróże w czasie, choć etap na dzikim zachodzie MIÓD!

Któregoś dnia w głowie zaczęła mi szumieć muzyczka z Darkwing Ducka (NES). Przypomniałem sobie jak dobra to była gierka. Wróciłem do domu i na wieczór sobie ją przeszedłem.

Do retro też zalicza się PSX i PS2, a więc po latach znów miałem okazję pograć w Fighting Force (PSX). Niestety trochę się zestarzał i w grze samemu trochę nudzi, jednak w dobrym towarzystwie bawi niemalże jak kiedyś. Ostatni boss pokonany.

A co się tyczy Czarnuli, to w końcu po nabyciu sprawnego egzemplarza mogłem ograć Silent Hill 2 (PS2). Przyznam, że naprawdę dobra giera. To w ogóle pierwszy ograny przeze mnie Silent w życiu i baaaaardzo różni się od tego do czego przyzwyczaiła mnie seria Resident Evil. Oczywiście na plus! Ta tajemniczość w wszechobecna złowrogość wciągnęła mnie i kolegę na 4 długie wieczory. Jestem pod wielkim wrażeniem i jeszcze jakiś czas po napisach końcowych rozmyślałem sobie o całej historii. Zdecydowanie biorę się za kolejne części.

Ze starych gierek przeszedłem jeszcze na Pegasusie Panic Restaurant. W sumie na początku przyjemna, ale ogólnie bardzo średnia gra. Do tego raczej łatwa, końcówka trochę trudniejsza. Co zabawne, taka przeciętna gra na allegro (wersja na NESa) poszła w tym roku za grube złotówki :D Ach ten przywilej posiadania czegoś rzadkiego:> 

Po tej całej starej stęchliźnie czas na trochę świeższy towar!

Zapraszam na drugą stronę.

 

3DS

W końcu dokończyłem Donkey Kong Country Returns 3D. Gierka pod koniec robi się naprawdę trudna, a z ostatnim bossem nie zliczę ile razy się męczyłem, ale udało się! Do tego myknąłem jeszcze z 4 świątynie. Za jakiś czas pewnie spróbuję uporać się z kolejnymi i sprawdzić ostatnią planszę odblokowaną wszystkimi orbami. Ogółem genialna platformówka, bardzo pomysłowa, wygląda pięknie i daje w kość.

Kolejną platformówką było Yoshi's New Island i tu niestety trochę się zawiodłem. W sumie to spoko, ale gierki z Yoshim przyzwyczaiły mnie do wyższego poziomu. Ostatnie 3 światy to już cisnąłem byle jak, byle tylko dobić do końca. Sekrety były zrobione w denerwujący sposób, bo nie były wyzwaniem samym w sobie tylko jedna próba i powtarzaj CAŁĄ plansze. Inne były zwyczajnie podłe. Uciekały nam spod nosa w sposób nie dający się przewidzieć, oczywiście pod koniec planszy i co? Hehe teraz już wiesz, próbuj od nowa. Pocałuj mnie w dupę...

Niestety to tyle gierek na mojego kochanego i jedynego przenośniaka. W kolejce na przyszły rok czeka Metroid, Layton i w końcu Ocarina of Time.

PS3

Jak zapewne wielu z was wie w tym roku ukończyłem i splatynowałem Rayman Legends. Dla mnie to absolutnie przepiękna, zarąbista platformówka, lepsza nawet od Origins. Fajne, rozbudowane plansze, genialne plansze muzyczne, których jedyną wadą jest mała ich ilość. Chiałoby się więcej i więcej. Nie obraziłbym się nawet za jakieś DLC z dodatkowymi planszami. Wbijanie platyny to był bardzo dłuuugi proces i nie grałem w tym czasie w nic innego, co na pewno wpłynęło na ilość ogranych gier ;-) Idąc za ciosem wróciłem do Rayman Origins. Zebrałem brakujące zęby, ukończyłem ukrytą planszę i zrobiłem wszystkie czasówki. Satysfakcja ogromna! :)

Kolejnym pożeraczem czasu był Max Payne 3. Przeszedłem go 3x na coraz to wyższych poziomach trudności i zająłem się multi. Tam się nie da grać. Została tam chyba tylko gromadka ludzi (serio, ciągle te same nicki), którzy nie znają innego życia niż multiplayer MP3. Byłem masakrowany i niszczony jak dziecko. Potem po odblokowaniu paru rzeczy zamieniłem się w niewidzialnego ninję i jako tako tłukłem noobów. Niestety dobrnąłem tylko do 38 lvl i uznałem, że jak jeszcze raz zobaczę łysą pałę Maxa to oszaleję. Platyna musi poczekać, a sama gra jest rewelacyjna. Jest ciężka i oldskulowa. Zmienił się nieco klimat, ale wciąż jest przytłaczający, a sam bohater zgorzkniały i cyniczny. Walenie headshotów oprychom przyjemne.

Z 6 gier o przygodach Kratosa tylko klasyczna jedynka i dwójka nie zostały przeze mnie splatynowane. Nie mogłem pozwolić na utrzymanie tego stanu. Dokończyłem kilka wyzwań w dwójce i wpadł upragniony dzbanek, ale w pierwszej części God of War musiałem zrobić wszystko od nowa bo straciłem save'y jakiś czas temu. Najpierw przeszedłem grę normalnie, potem wyzwania i na końcu zaliczenie całości ponownie w czasie bodajże poniżej 5 godz. Żeby mieć pewność, że wyrobię się w tym czasie zasięgnąłem trochę speedrunowych trików. Hehehe, kurde przyznam że zarówno ja, jak i obserwująca mnie moja dziewczyna, mieliśmy niezłą frajdę przechodząc przez ściany, wbijając się w podłogi czy niemalże przelatując niektóre etapy. Heksalogia splatynowana, na nowego Kratosa NIE CZEKAM.

Journey - bardzo nudna gra o niczym. Lubie artystyczne gry, ale w których coś się robi. Tu się nic nie robi, tu się idzie po pustyni. Niestety nic mnie tu nie urzekło, nic nie skłoniło do refleksji. Nawet calakować mi się nie chciało. Flower był lepszy.

Co innego taki pełen akcji i przemocy Shank 2. Po skończeniu pierwszej części lata temu nie byłem przekonany do dwójki, bo uznałem, ze to pewnie drugi raz to samo, a przyznam że końcówka jedynki mnie już męczyła. Tu wszystkiego jest więcej i lepiej. Lepszy system walki, więcej przeciwników, ciekawsze miejscówki i zdecydowanie lepiej przemyślani bossowie. Do tego tryb Survival, który męczyłem z kolegą przez 7 wieczorów, aż w końcu się udało. Wbiliśmy 100% w tej zarąbistej grze!

O ile dobrze pamiętam użytkownik Veteranus kiedyś bardzo polecał Resistance 3. Jako, że mam chęć ostatnio zaprzyjaźnić się z FPSami, gdyż zawsze je lubiłem, a mało grałem to wypróbowałem. Grało się naprawdę przyjemnie. Fabuła była niezła, klimat powojennego ruchu oporu, zniszczonego świata pozwalał się nieźle wczuć. Szczególnie utkwiło mi w pamięci więzienie. Do tego oczywiście mistrzowski asortyment broni, który mogli wymyślić tylko panowie z Insomniac. Żonglowanie odpowiednimi pukawkami, leczenie apteczkami, same dobre rzeczy.

Zagrałem też w Prototype 2. Wcześniej grałem trochę w jedynkę i nie wiem czemu jakoś bardzo mi do gustu nie przypadła. Jakoś nie było czuć tego że jest się wielkim twardzielem. Tutaj jako, że zmagania są dużo łatwiejsze grało mi się bardzo dobrze. Dla mnie to zaleta w sandboxach jeśli ciężko jest umrzeć, bo nie ma nic bardziej denerwującego jak zginąć w jakiejś losowej walce, a potem zaiwaniać znów przez pół miasta. Walki z potworami były bardzo przyjemne, podobnie jak rozwalanie miasta i wojska. Przeszedłem 2x i wbiłem platynę.

Ostatnia gra na liście PS3 to Beyond Two Souls. Całość przeszedłem w kooperacji z moją dziewczyną, a właściwie już narzeczoną. Myślę, że cała opowieść bardzo zyskuje, gdy naszym pomagierem jest prawdziwy gracz. Fabuła całkiem spoko, a i zakończenie mi się podobało - ukierunkowałem je na coś bardziej smutnego. Całość bardziej spójna niż Heavy Rain.

PS4

Zwlekałem, zwlekałem ale w końcu zakupiłem konsolę nowej generacji. Oczywiście PS4! Z jednej strony nowy, piękny kawał sprzętu, z drugiej strasznie zasrany jakimś społecznościowym gównem, jakimiś powiadomieniami z dupy, mniej przejrzysty niż PS3, a patche do gier po ... KILKADZIESIĄT GIGA to zgroza. Jednak idzie to znieść bo gierki zacne, a i streamowanie mi się podoba choć rzadko korzystam. Jedziem!

Doom - gra dla której kupiłem ten sprzęt! To była najważniejsza pozycja i ostatecznie wcale się na niej nie zawiodłem bo totalnie skopała mi jądra! Jest wszystkiego ile trzeba. Jest eksterminacja, eksploracja i platformowa akrobacja. To jest gra w której mnie się chciało szukać wszystkiego samemu, wszelkich znajdziek, run i pierdół. Miało to jakiś sens i dawało frajdę. Czułem, że platyna musi być, aż zderzyłem się ze ścianą, bo okazało się że większość trofeów "progresywnych" jest zgliczowana. Kurna gigabajty patchy i nie dało się tego naprawić. Mogę się zmagać z wyśrubowanym poziomem trudności, ale z błędami developerów mi się nie chce. Olałem.

Wolfenstein: The Old Blood - jak dla mnie lepszy nawet od New Order bo bardziej oldskulowy. Kurde stary dobry zamek, żadnych przynudzających wątków fabularnych tylko jasno określony cel i proste zasady - wystrzelić tony ołowiu szybciej i celniej niż przeciwnicy. Nawet za długa nie była i to też plus. Mogłyby tylko być bardziej perki rozwinięte i więcej opcji dla broni. Chociaż jak się ma podwójnego Schockhammera nic więcej w życiu nie potrzeba.

The Order 1886 - w czasach PSX było dodawane demo, w którym mogliśmy sobie obracać T-Rexa. Za czasów PS4 mamy tę gięrkę, w której możemy sobie obracać różne przedmioty. Tym właśnie jest ta gra, bardzo ładnym demem technicznym, w którym czasem możemy coś porobić. Czasem postrzelamy, przejdziemy się parę metrów (ale nie za szybko, trzeba cieszyć się widokami, TRZEBA!), walki sprowadzone są do QTE. Historia naprawdę ciekawa i fajnie jakby za jakiś czas wyszło The Order 1886: The Game. ... byłbym zapomniał, platyna wskoczyła.

Uncharted 4: A Thief's End - z początku nudy, straszne, straszne nudy. Wszystko się rozkręca baaaaardzo powoli. Na wymioty mi się zbierało podczas etapu podwodnego, oglądając życie rodzinne Drake'a i jeszcze jakiś czas po tym. Później na szczęście się rozkręciło i zaczęło się strzelanie, widoki, zbieranie rzeczy, widoki, proste zagadeczki skąpane w podpowiedziach co zrobić i jeszcze więcej pięknych widoków. Ogółem naprawdę fajna gra, ale tak z grubsza to trochę taka piękna wydmuszka. Ma bardzo mocne momenty, ale wciąż dwójeczka wygrywa.

Mortal Kombat X - potrzebne było mordobicie, a że Street Fighter jeszcze nie jest gotowy, padło na smoczą serię. Choć zawartość jest bardzo bogata to wydaje mi się gorzej wykonana niż w poprzedniej części. Wolałem wyzwania wieży niż pierdyliard różnych innych wież, no i wątek fabularny był jakiś ciekawszy albo przynajmniej tak o zapamiętałem. Z kolei system walki jest świetny. Bardzo fajne są zapożyczenia z Injustice. Podoba mi się, że każda postać ma 3 różne wariacje, a każda to zupełnie inny styl gry. A co cieszy najbardziej, to że w końcu jako tako ogarnąłem mojego ulubionego Sub-Zero i szło mi online całkiem dobrze. Na start wygrałem 6 walk z rzędu, a w King of the Hill wygrałem chyba z 13 walk z rzędu. Oczywiście jak się trafił jakiś wymiatacz to właściwie biernie patrzyłem jak jestem bity, choć czasem, CZASEM udawało mi się wyrwać jedną rundę albo chociaż pół życia. Niestety teraz multi wymaga subskrypcji (kolejna "zaleta" nowej generacji) więc nie zdążyłem wbić platyny (dzięki darmowym kilku dniom), ale jeszcze wrócę na sieć.

Until Dawn - interaktywny film, który chyba najlepiej sobie poradził z kwestią wyborów i konsekwencji. Rzeczywiście tutaj decyzje z poprzedniego odcinka mogły potem skutkować śmiercią. Czasem gdy sytuacja wydawała się beznadziejna, jeszcze jakoś można było odratować swój tyłek. Najmocniejszą stroną jest klimat, który niestety całkowicie ulatuje gdy przechodzimy przygodę drugi raz i doskonale wiemy co się wokół nas dzieje. Wiadomo, że najbardziej straszy nieznane. Zwykle takie produkcje traktuję jako zabawę na raz, ale tu wyjątkowo wbiłem platynkę. Brakowało tylko cycków, dobry slasher powinien mieć cycki nastolatek.

Nex Machina - od premiery wyczekiwałem, aż ten tytuł trafi do promocji i się doczekałem. Po kapitalnym Dead Nation i Resogunie wiedziałem, że ten szpil to będzie strzał w 10tkę. Wartka akcja trzyma od początku do końca. To co się dzieje na ekranie doprowadza gałki oczne do szaleństwa. Obowiązkowo będę wbijał platynę, bo nie wyobrażam sobie nie zrobić tego w kolejnej produkcji od Housemarque. Tym bardziej, że to już ich ostatnia ... :(

No i to tyle. W tym roku nie przeszedłem jakoś dużo gier, ale Max Payne i Rayman zabrali mi parę miesięcy z życiorysu. Za to uważam, że pobiłem swój rekord w grach retro, bo i dużo ich było i przeszedłem jedne z najtrudniejszych co mnie bardzo cieszy. W przyszłym roku chciałbym żeby wszystkiego było więcej!!

Kolejnych życzeń nie składam, bo co za dużo to i świnia nie zje. Trzymajcie się!

Oceń bloga:
21

Komentarze (26)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper