W co gracie w weekend? #133

BLOG
1840V
W co gracie w weekend? #133
squaresofter | 21.01.2016, 00:08
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Hmm, w co by tu zagrać? W Dragon Age: Inkwizycja? W Radiant Historię? A może w nic nie grać i pooglądać zamiast tego jakąś chińską bajkę? Wy też macie takie problemy?

Problem z graniem.

Mam za dużo nieogranych gier, które chcę pokończyć, żeby wiedzieć w co grać. Przyznam się szczerze, że z chęcią pozbyłbym się ich wszystkich, jeśli Atlus zrobiłby jrpga na podstawie Fairy Tail. Ledwo minął miesiąc od kiedy zacząłem oglądać tą serię a już dawno przegoniłem krzycha, przynajmniej jeśli chodzi o anime. Wystarczy, że w grze byłaby muzyka z tego shonena i mógłbym umierać szczęśliwy. Niestety moje marzenie nigdy się nie spełni a nawet jeśli ktoś się podejmie produkcji gry, to wezmą się za nią jacyś partacze lub gra nie opuści nawet granic Japonii.

Japończycy po prostu nie umieją zrobić gry na podstawie anime z poziomem wykonania Batmanów od Rocksteady.

Posłucham sobie jednego z moich ulubionych openingów w FT, to będzie mi się lepiej pisać tego bloga.

♪Na na na na na na na Oh na na na na na Hey Hey♪

Ale się napaliłem. Poznęcam się trochę nad przyciskiem powtórzenia tego openingu a Wy możecie udać się do tej bardziej przyziemnej części wpisu.


Dragon Age: Inkwizycja (PS4, BioWare, 2014)

Z Dragon Age: Origins spędziłem 400 godzin i ukończyłem czterokrotnie. To była moja pierwsza gra BioWare. Kupiłem ją mniej więcej jak umarła mi pierwsza peestrójka. Nie chciałem o tym myśleć, więc potrzebowałem czegoś co mnie zajmie na długie wieczory. Nie żałuję czasu spędzonego z tamtą produkcją, bo pod względem klimatu blisko jej było do Władcy Pierścieni, którego uwielbiam i uważam za jedną z najlepszych trylogii filmowych.

W Origins najbardziej raziła mnie jednak słaba grafika i choć systemowo byłem mocno ukontentowany kanadyjskim rpgiem, to przez ten jeden szczegół zawsze stawiałem go niżej od Mass Effectów, dodając jednak, że gdyby DA miał oprawę graficzną porównywalną z kosmiczną sagą, to byłby lepszą pozycją.

Potem wyszła druga część Dragon Age, którą po bezlitosnej krytyce graczy zupełnie sobie odpuściłem. Następnie pojawiła się Inkwizycja, która słusznie czy niesłusznie zgarnęła najwięcej nagród za Grę Roku w 2014r. Bardzo mnie ciekawiło czemu tak jest.

Był to pierwszy moment kiedy na poważnie zastanawiałem się nad zakupem PS4. Po premierze Bloodborne'a moje wątpliwości zniknęły całkowicie.

Od kwietnia 2015r. gram sobie od czasu do czasu w Inkwizycję. Dziś mam w niej 70 godzin na liczniku, czyli tyle co nic, ale po zebraniu większości rzeczy w odwiedzanych miejscówkach popchnąłem scenariusz do przodu i jestem niezwykle zaskoczony.

Nie spodziewałem się, że historia o walce z plagą mrocznych pomiotów stanie się historią o podróży w czasie, w której dane mi będzie zobaczyć przykre skutki rozszerzenia się pewnego paskudnego Wyłomu i przejmę się losem swoich towarzyszy do takiego stopnia, że będę chciał to wszystko odwrócić.

Choć nie podoba mi się to, że Leliana nie jest grywalną postacią, to Inkwizycja ma masę rzeczy, które muszę pochwalić.

Zacznijmy od tego, że jest to piękna gra. W końcu doczekałem się Dragon Age'a, który nie razi moich oczów swoją brzydotą. Z początku tego nie dostrzegałem, ale po odwiedzeniu kilku miejsc w grze doceniam serce programistów włożone w stworzenie tych wszystkich lasów pełnych strumyków i wodospadów oraz ponurych moczarów, na których potwory polują na nieostrożnych podróżników w blasku księżyca. Redcliffe dorobiło się pięknego portu. Zobaczyłem nareszcie Val Royeaux, chwalące się swym przepychem. Zwiedziłem też pustynię oraz wybrzeże, na którym leje jak z cebra.

Azyl to miejsce, w którym planujemy dalsze posunięcia Inkwizycji. W naszym schronieniu możemy lepiej poznać towarzyszy, polepszyć mikstury, stworzyć nową broń lub pancerz a nawet odpocząć przy piosenkach miejscowego barda.

Tereny w w trzeciej odsłonie smoczej serii są tak ogromne, że bez konia lepiej nie ruszać na dłuższe wędrówki. 

Jestem Królem Świata!

Val Royeaux to jedno z najpiękniejszych miejsc w grze. Znajdziemy w nim m.in skwer oraz taras, z którego można podziwiać okoliczny port z gondolami.


Grafika to jednak nie wszystko. Cieszę się, że główny bohater potrafi mówić. System walki i rozwoju postaci może i jest ograniczony w stosunku do Origins, ale pozwala na swobodną kontrolę nad dowolną postacią w grze. Na poziomach niższych niż dziesiąty od niektórych miejsc lepiej trzymać się z dala, ale gdy nasza drużyna nabierze krzepy, to poszalejemy.

Niezwykle istotnym elementem Dragon Age jest przebogaty leksykon, opisujący postacie, miejsca, spotkanych przeciwników, różnego rodzaju grupy itd. To pozwala lepiej poznać Thedas, czyli miejsce akcji gry.

Pamiętam, że w pierwszym Dragon Age'u zachwyciła mnie pieśń Leliany i dosyć sceptycznie podchodziłem do muzyki w Inkwizycji. Do czas usłyszenia Enchanter w karczmie. Wtedy dotarło do mnie, że Inkwizycja jest grą dla mnie. Jeśli interesuje Was ta piosenka lub chcecie zobaczyć fragment z samej rozgrywki, to zapraszam poniżej.

Inkwizycja ma swoje dobre momenty. Wychodzi na to, że czasem opłaca się przedłużyć cykl produkcyjny gry a nie robić wszystko, aby jak najszybciej.


Radiant Historia (NDS, Atlus, 2011)

Gdyby ktoś zapytał mnie dlaczego kocham jrpgi, odpowiedziałbym bez namysłu, że to przez muzykę. Gdyby ktoś zapytał jakich kompozytorów cenię najbardziej? Długo bym ich wymieniał. Jednak nie mógłbym pominąć jednej Japonki w tym gronie, czyli Yoko Shimomury. Znam jej osiągnięcia kompozytorskie od prawie dwudziestu lat, choć jej dorobek sięga znacznie dalej.

Stworzyła ona ścieżkę dźwiękową do Street Fightera II. Choć nigdy w niego nie grałem, to teraz już wiem dlaczego tak się zachwycałem Guile Theme ze SFIV. To ona skomponowała oryginalną wersję tego podkładu muzycznego.

Początek mojej znajomości z twórczością Yoko był jednak inny. Wszystko zaczęło się od pewnej młodej policjantki, która stara się schwytać kobietę odpowiedzialną za makabryczną śmierć w płomieniach widzów teatru Carnegie Hall. W ten sposób poznałem Ayę Breę z nowojorskiego departamentu policji, główną bohaterkę pierwszej gry Squaresoftu, z jaką miałem do czynienia, czyli Parasite Eve.

Yoko Shimomura odpowiada także za muzykę do jeszcze innego jrpga z PlayStation. Bardzo długo zbieram się z przygotowaniem gruntu do jego występu we w co gracie i liczę na to, że kiedyś w końcu się przemogę i napiszę o nim coś więcej. Legend of Mana to gra z pięknymi tłami dwuwymiarowymi, która pozwala graczowi na doświadczenie takich niezwykłych rzeczy jak wyklucie się jaskini z jaja.

Na jej koncie jest także oprawa muzyczna we wszelkich grach z serii Kingdom Hearts, w której postacie wymyślone jeszcze przez Squaresoft spotykają bohaterów Disneya.

Żeby tego było mało, to stworzyła ścieżkę dźwiękową do mojej ulubionej gry siódmej generacji, czyli Xenoblade Chronicles. Pamiętam, że gdy pierwszy raz usłyszałem muzykę w menu tego jrpga, jeszcze przed jego uruchomieniem, już wtedy wiedziałem, że zacznę grę posiadjącą magię Squaresoftu, która obejmie moje serce na wiele lat.

Nie myliłem się. Ciekawskich zapraszam do poniższej playlisty.

Jaki to ma związek z Radiant Historią? Ma większy niż by się mogło wydawać. Przeglądając parę lat temu listę najlepszych gier na NDSa na GameRankings trafiłem na nieznany mi tytuł. Postanowiłem zobaczyć rozgrywkę i choć sama oprawa wizualna nie była najwyższych lotów (nie mylić z całkiem udanymi projektami postaci), to rzeczą która najbardziej przykuła moją uwagę była właśnie muzyka. Brzmiała dziwnie znajomo i bardzo szybko wpadła mi w ucho. Musiałem sprawdzić kto za nią stoi. Po szybkim przejrzeniu strony wikipedii poświęconej tejże grze wszystko stało się jasne: Yoko Shimomura. 

Wtedy już wiedziałem, że ta gra będzie moja. Udało mi się wygrać licytację na eBayu a po paru dniach cieszyłem się własną kopią gry. Minęło parę lat od tego momentu. Mam co prawda jedynie 10 godzin na liczniku z produkcją Atlusa, ale muzyka z gry towarzyszy mi od bardzo dawna.

Radiant Historia była nawet kiedyś w moim kąciku muzycznym. To było jeszcze w 2013r. Tyle czasu minęło. Zaniedbałem strasznie tą opowieść.

Jedyne co sprawia, że jeszcze o niej nie zapomniałem to kompozycje jednej z moich ulubionych kompozytorek.

Słuchając świetnego motywu bitewnego Blue Radiance ciężko nie być żywiołowo nastawionym do kolejnych potyczek z wrogami państwa, którzy chcą zniszczyć ojczyznę Stocke'a, głównego bohatera Radiant Historii.

Z pozoru wydaje się być on zwykłym człowiekiem, ale wszystko zmienia się gdy dwójka dzieci wręcza mu Białą Historię i informuje go, że musi z niej skorzystać, jeśli chce uratować towarzyszy, którzy zginęli przed chwilą na jego oczach. Udaje się więc do Historii i zmienia przeszłość. Od tej pory stanie się podróżnikiem w czasie, który nie może wyjawić nikomu swojego sekretu oraz musi wystrzegać się tajemniczego posiadacza Czarnej Historii, gdyż posiada on te same zdolności. Jest jednak jego wrogiem.

Każdym odwiedzinom poprzedzającym kolejny skok w czasie towarzyszy uspokajające The Melody Connecting the World.

Radiant Historia to jrpg turowy z nieliniową fabułą. Zła decyzja może doprowadzić nasze poczynania do wydarzeń fatalnych w skutkach. Wtedy gracz musi szukać rozwiązania na innej linii czasu lub zmienić swoją błędną decyzję. W przeciwieństwie do innych gier o podróżach w czasie (m.in. Steins;Gate i Chrono Cross) RH posiada wykres każdego elementu scenariusza, który pokazuje gdzie mamy jeszcze pole do manewru w opowieści. Do tej pory tylko Onimusha: Samurai's Destiny mogło się pochwalić taką przejrzystością.

W innych nieliniowych grach gracz musi szukać jakichś poradników, żeby dowiedzieć się co i jak. Wszystko przez to, że twórcom nie chciało się dodać jednej planszy w menu gry.


Obiecałem sobie, że przed pojawieniem się na rynku Persony 5 przejdę jakąś grę od Atlusa. Czas pokaże, czy uda mi się zrealizować to postanowienie.

Trzymajcie się. Do kolejnego przeczytania.

Oceń bloga:
50

Komentarze (140)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper