Kącik Otaku #14

BLOG
635V
Kącik Otaku #14
squaresofter | 01.10.2015, 00:06
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

  Długo zastanawiałem się nad tym, co tym razem opisać w Kąciku Otaku. Początkowo miałem pisać o Samurai Champloo, ale szybko o nim zapomniałem przy Ginga Eiyū Densetsu (Legend of Galactic Heroes). Mam dzisiaj też dwóch gości: Shichibukaia oraz Musiela.

Najpierw oddam głos Shichibukaiowi.

 

Zankyou no Terror (MAPPA, 2014r.)

  Protoplasta Kącika Otaku powraca w swojej groszówce, można tak rzec. No cóż ostatnio zaliczyłem tak, zaliczyłem dość specyficzne anime i chciałbym podzielić się swoimi wrażeniami, ale pokrótce bez zbędnych spoilerów.

  Otóż w niedzielę jakieś dwa tygodnie zaliczyłem szybką dość serię (11 epków) pt. Zankyou no Terror. Chciałem sobie ją rozłożyć na dwa dni, ale tak mnie wciągnęła, że odhaczyłem tą produkcje w ten sam dzień. W Zankyou mamy do czynienia z parą nastolatków uważanych za Terrorystów, lecz samo znaczenie słowa "Terrorysta" nabiera zupełnie innego znaczenia, dzięki wymyślnemu zobrazowaniu ich sposobów działania. Należy przede wszystkim zwrócić uwagę, że ZnT nie ma żadnej Mangi, Light Novel czy Gry, dzięki czemu autorzy mogli się popisać i muszę przyznać, że spisali się po mistrzowsku. Otoczka fabularna od początku do końca trzyma bardzo wysoki poziom, wraz z rozwojem akcji każdy wątek czy zagadka zostają super oraz klarownie wyjaśnione, dzięki czemu zakończenie w moim przypadku jest satysfakcjonujące, choć wiązałem pewne miłosne nadzieję względem dwóch głównych bohaterów, niestety los chciał inaczej no coś.

  Kreacja postaci mocno zróżnicowana, barwna, każda z nich nie jest randomem, a odgrywa swoją cegiełkę, która ma znaczenie na tle fabuły, a takich elementów brakuję w wielu produkcjach. Oprawa audio-wizualna również bardzo mi się podobała, a do samej animacji nie mogę mieć wątków.

  ZnT otrzymało ode mnie mocne +9/10, pewnie byłaby dycha gdyby nie małe elementy na które zwróciłem uwagę nie co wyżej. Dobra rozpisywać się nie ma co Zankyou no Terror po prostu polecam wszystkim wielbicielom mocnych produkcji o charakterze psychologicznym oraz mocnych rozkmin. 
 

Dziękuję Squarowi oraz reszcie userów wkładający w ten projekt swój czas oraz siły, że podtrzymujecie go przy życiu i sprawia on wam radość.

 

Już nie przesadzaj, gdybyś się nie sprężył, to znów bym nie napisał tego Kącika.

 


 

Następny w kolejce jest Musiel.

 

Grisaia no Kajitsu (Frontier Works, 2014r.)

  Na to anime trafiłem zupełnie przypadkowo, bo podczas przeglądania gier visual novel na Steamie znalazłem produkcję o nazwie The Fruit of Grisaia. Poszperałem trochę i dowiedziałem się, że gra bazuje na novelce Grisaia no Kajitsu: Sanctuary Fellows, a na jej podstawie jest anime. Tak więc postanowiłem je obejrzeć. I powiem, że było naprawdę warto.

 Anime opowiada historie pięciu dziewczyn: Amane Suou, Michiru Matsushimy, Yumiko Sakaki, Makiny Irisu oraz Sachi Komine, które uczą się w specjalnej dla nich przeznaczonej akademii Mihama, ponieważ są uznawane za tytułowe „owoce”, które upadły daleko od swoich drzew. Wiem, że trudno to pojąć, ale zrozumiecie gdy sami wsiąknięcie w te niesamowite historie, bowiem praktycznie każdy odcinek opowiada historie innej dziewczyny i pokazuje nam dlaczego ona znalazła się właśnie w takim miejscu jak ta akademia. Mało tego, pewnego dnia do szkoły trafia chłopak imieniem Yuuji Kazami, który jak się okazuje ma pomóc dziewczynom rozprawić się z sytuacjami z przeszłości, które jako tako przyczyniły się do tego wszystkiego.

  Anime jest dość krótkie, bo zaledwie 13 odcinkowe, ale zawiera w sobie wiele różnych emocji. Od śmiechu, poprzez strach, a na smutku kończąc. Na MAL-u ma ocenę 7.62, ale niech ona Was nie odstrasza, bo anime jest naprawdę warte polecenia.

  Nie mogę zapomnieć o kapitalnym openingu - Maon Kurosaki - Rakuen no Tsubasa, który zamieszczam poniżej:

 

Całkiem przyjemny ten opening.

 

To tyle ode mnie. Sayonara :)

 


 

Dziękuję moim gościom. Teraz czas na mnie.

 

Ginga Eiyu Densetsu [Legend of Galactic Heroes] (Artland, Magic Bus, Madhouse, 1988)

  Space opera, której postanowiłem poświęcić część niniejszego kącika składa się ze stu dziesięciu filmów kinowych, po dwadzieścia kilka minut każdy. Na antenie była ponad dziesięć lat. Jestem obecnie w połowie i muszę przyznać, że jest to anime wyjątkowe, w którym bohaterowie są tak wymyśleni, że Light i L z Death Note, czy Lelouch z Code Geass wydają mi się ich kopiami, spóźnionymi o co najmniej kilkanaście lat.

  Anime opowiada o wojnie między Galaktycznym Imperium a Przymierzem Wolnych Planet. Choć widać w nim inspiracje Gwiezdnymi Wojnami, to historia opowiadająca o losach dwóch genialnych strategów wojskowych, reprezentującego demokratyczne wartości Yanga Wenli oraz despotycznego Reinharda von Lohengramma jest zdecydowanie czymś więcej.

  To dyskurs filozoficzny, z którego dowiecie się m.in. tego, że alkohol jest przyjacielem człowiek od zarania dziejów. Podczas seansu zostanie Wam też postawione pytanie co jest lepsze, czysta dyktatura czy skorumpowana demokracja? Sporo będzie też o sztuce, miłości, przyjaźni a wszystko to podczas gwiezdnego walca w kosmosie, przy którym tańczą dziesiątki tysięcy statków a o swoje ambicje i nadzieje walczą miliony żołnierzy. Ataki z zaskoczenia, przewroty pałacowe, zamachy stanu, intrygi mające na celu usunięcie niewygodnych przeciwników politycznych i dziesiątki przeróżnych bohaterów sprawiło, że zostałem pochłonięty bez reszty przez tą niesamowitą opowieść.

  Na dziwnym zachowaniu Yanga Wenli jest wzorowany nawet dziwak L. Nie sposób tego przeoczyć. Gdy praktycznie każdy wojskowy zachowuje się jakby miał kij w tyłku, Yang bawi się swoim beretem, chowa się pod pościelą jak małe dziecko, gdy jest przeziębiony, śpi na służbie, siedzi po turecku podczas dowodzenia wojskiem lub z nogami założonymi na pobliski blat oraz nienawidzi wtrącających się w jego życie polityków, którzy nawet nie kiwnęliby palcem w obronie niepodległości i mieszkańców Przymierza.

  Jest też mistrzem ciętej riposty. Gdy jeden z żołnierzy Imperium mówi do niego, że strasznie żałuje, że nie urodził się w Imperium, gdyż studiowałby u niego taktykę wojskową, Yang odpowiada mu z wyrzutem, że również żałuje, że ów imperialny żołnierz nie urodził się w Przymierzu, gdyż mógłby sobie smacznie pospać.

  Książę Lohengramm jest całkiem inny. Razem ze swoim przyjacielem Kircheisem chce uratować własną siostrę Annerose przed koniecznością wzięcia ślubu z człowiekiem, którego nie kocha. Marzy o tym, by zmienić świat i nie może znieść tego, że pozbawiona wszelkich zahamowań szlachta żyje wykorzystując biedotę.

 

  Nie mogę uwierzyć, że taki klejnot japońskiej animacji pozostawał w ukryciu przede mną tak długo. Jest to jedno z najlepiej ocenianych anime, bez względu jaką stronę poświęconą tej formie ekspresji odwiedzicie. Choć jeszcze daleko mi do końca, to gdy je oglądam, to muszę obejrzeć minimum trzy odcinki. Chce się nim cieszyć tak jak smakosz wina delektujący się jego aromatem.

 

Na koniec zostawię Was z cudownym endingiem pt. "Hikari no Hashi wo Koete". Wykonuje go Kei Ogura. Gdybym był dziewczyną to pewnie zakochałbym się w jego głosie. Coś pięknego.

 

Legend of Galactic Heroes pokazuje mi jak mało jeszcze wiem o japońskiej animacji oraz, że nieważne ile obejrzę jeszcze różnych serii, Japończycy i tak nie przestaną mnie zadziwiać.

 


 

A Wy czytacie jakieś mangi lub oglądacie jakieś anime? jęli tak to podzielcie się ich tytułami w komentarzach.

Oceń bloga:
14

Co jest lepsze?

Czysta dyktatura
27%
Skorumpowana demokracja
27%
Pokaż wyniki Głosów: 27

Komentarze (14)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper