Kącik Otaku #12

BLOG
820V
Kącik Otaku #12
squaresofter | 11.08.2015, 12:39
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

  Dziś napiszę w paru słowach o anime, które od dawna chciałem sprawdzić, czyli o Shingeki no Kyojin, znanym też pod nazwą Attack on Titan. Moim gościem jest dzisiaj snake18011992, który opowie Wam o Overlordzie. [Niniejszy blog może zawierać spoilery.]

Na początku oddam głos swojemu gościowi.

 

Overlord (Madhouse, 2015r.)

   Overlord to seria gier wyprodukowanych przez Triumph Stud... Wróć! To obecnie emitowane anime na podstawie powieści fantasy autorstwa Maruyamy Kugane, które, o dziwo (biorąc pod uwagę założenia fabularne), prezentuje się dosyć ciekawie. Overlord jest przedstawicielką, przeżywających w ostatnich latach renesans, serii opowiadających o grach MMO, dziejących się w wirtualnej rzeczywistości, z których nie można się wylogować. W odróżnieniu do popularnego Sword Art Online, nie jest kierowana do nastolatek uczęszczających do gimnazjum. 

  Po przydługim i przegadanym, dwuodcinkowym intro, seria zaczęła się rozkręcać i miło jest zobaczyć w produkcji tego typu trochę krwi.

 

  Po obejrzeniu SAO (bleee...) i Log Horizon (nawet, nawet...), mój zapał do podobnych produkcji zdawał się zniknąć bezpowrotnie.

  Overlord odrobinę zmienił moje podejście. Przede wszystkim anime wyróżnia wygląd i osobowość głównego bohatera, który na tle postaci pochodzących z ww. serii wygląda przekozacko. Nadszedł czas mrocznego czarnoksiężnika-szkieletu ze szkarłatnymi oczami!  Czy to oznacza, że można zapomnieć o wróżkach, czarodziejkach i tym podobnych "słodziasznych" postaciach? Niestety, aż tak dobrze to nie jest, bo seria pod tym względem powiela sporo grzechów jej poprzedników. Zatem, małe elfie dzieci i skąpo ubrane, seksowne niewiasty także otrzymały swoją porcję czasu ekranowego. Nie mam pojęcia czy to próba przemówienia do jak największej widowni i przekonania do siebie aspołecznych nerdów, ale w każdej serii a'la SAO, którą oglądałem, główni bohaterowie to przysłowiowe "psy na baby".

  O ile w Log Horizon liczba niewiast zakochanych w głównym bohaterze była względnie racjonalna (z głowy wymienię 4... Może ta liczba jednak taka racjonalna nie jest :P), to pod koniec SAO, Kirito-kun mógł spokojnie zakładać swój własny harem. Overlord kochanek dorobił się "jedynie" dwóch, ale toż to dopiero 5 odcinek. Wszystko może się jeszcze wydarzyć.

 

  Dochodzę do momentu, z którym mam pewien problem. Otóż z reguły nie cierpię postaci, które mają "syndrom Supermana", czyli już na starcie są tak bardzo OP [overpowered], że nikt nie jest w stanie im podskoczyć (Kirito-kun, jak ja Ciebie nienawidzę!). Główny bohater Overlorda nie wyłamuje się z tego schematu, ale okazało się, ze zbytnio mi to nie przeszkadza. Różnica polega na tym, że po wielkim szkielecie z czarnym płaszczem i wielkim...berłem ;) można spodziewać się wielkiej mocy. Po niskim i wątłym gimbusie-przystojniaku już nie bardzo. 

  Od odcinka trzeciego, kiedy miała miejsce pierwsza bitwa, do ostatnio wyemitowanego odcinka piątego, Ains Ooal Gown, czyli wspomniany nałogowy gracz z awatarem o wyglądzie szkieletu, nie musiał się specjalnie napocić podczas walki. W większości przypadków testował siłę swoich przeciwników i swoją własną moc. W odcinku czwartym śmiał się przeciwnikom w twarz, otrzymując obrażenia od ich najsilniejszego ataku. Jeśli przeszkadzają wam takie "przekokszone" postacie, szczególnie w seriach traktujących o grach sieciowych, to tutaj mamy sztandarowy przykład takowej. Mnie owa postać przypadła do gustu, ale uważam, że anime dużo by zyskało pozbywając się tej całej otoczki gry MMO, która i tak nie jest tam specjalnie widoczna. Wystarczy wspomnieć, że prócz głównej postaci, nie pojawił się jeszcze ani jeden gracz. Wszystkie postacie, które do tej pory się pojawiły, to "ożywione" NPC, nie różniące się zbytnio od postaci pochodzących ze zwykłych japońskich uniwersów fantasy.

 

To tyle od mojego gościa. Dziękuję Ci za Twój udział w Kąciku.


 

Shingeki no Kyojin (Wit Studio/Production I.G, 2013r.)

  Ludzkość przegrała wojnę z tytanami. Pozostało jej tylko jedno wyjście. Zamknąć się w zagrodzie, jak zwykłe bydło, i modlić się o to, aby potężne mury okalające ich ostatnie schronienie wytrzymały. Niektórzy zaczęli je nawet czcić, oddając im boską cześć. Jednak atak dwóch inteligentnych tytanów szybko pokazał jak płonne były to nadzieje. Przed tytanami nie ma żadnej ucieczki. Wszyscy ludzie i tak zostaną prędzej czy później pożarci żywcem lub rozdeptani jak robaki.

  Gdy na własnej skórze przekonuje się o tym trójka głównych bohaterów, Eren Jaeger (po niemiecku jego nazwisko można przetłumaczyć jako łowca), Mikasa Ackerman oraz Armin Arlert, to nie ma już odwrotu. Nie chcą dalej czekać na pewną śmierć. Wolą rzucić jej wyzwanie.

  Tak wyglądają pierwsze odcinki tego shounena o wyraźnym zabarwieniu dark fantasy, kierowanego do nastoletnich chłopaków. Czy ta seria wciąga? Powiem tak, chciałem tylko sprawdzić, czemu ludzie dostali na jej punkcie fioła dwa lata temu. Planowałem zobaczyć jeden-dwa odcinki a w ciągu doby obejrzałem całą serię i nie mogę się doczekać kolejnej. Tak, wiem, że rzeź jest tu gigantyczna, że nie ma się co przywiązywać do bohaterów, bo zaraz zginą a ich miejsce zajmą nowi, którzy zginą później. Mógłbym nawet ponarzekać, że w paru punktach scenariusz jest bez sensu i dziwi mnie, że niektórzy z nich nie zginęli, pomimo tego, że mieli do tego niezliczoną ilość okazji, ale scenarzyści pewnie zaplanowali ich śmierć dopiero w drugiej serii, więc co się odwlecze, to się nie uciecze.

  Nawet pomimo tego, nie mogę otrząsnąć się z wrażenia jak bardzo przypomina mi ta seria Valkyrię Chronicles, w której także mieliśmy oddział, który w każdym boju kładł na szali swoje życie. Różnica jest tylko jedna. Tam to od nas zależało kto przeżyje a kto nie. Tu nie mamy na to żadnego wpływu.

 

Kij z musztrą i całym tym wojskiem. Jestem głodna a ten ziemniak sam się nie zje.

 

  Więc co sprawiło, że obejrzałem te dwadzieścia pięć odcinków praktycznie za jednym zamachem? Może to, że nawet tam, gdzie zdawałoby się nie ma już nadziei pojawił się jeden, malutki promyk światła. Przerażenie i strach nie zwróci życia poległym. Jasne, można uciec od tego wszystkiego, udawać żołnierza i żyć z codziennych łapówek, ale to tak naprawdę droga donikąd.

  Wielkie wrażenie w Shingeki no Kyojin zrobiły na mnie walki. Żołnierze używają do walki z tytanami mieczy oraz sprzętu do tak zwanego trójwymiarowego manewru. Wykonują go dzięki metalowym częściom, przypiętym do nóg. Z owych części można wystrzelić linki, aby przyczepić się do jakiejś powierzchni, co stworzy możliwość zaatakowania największego przekleństwa ludzkości. Całe to urządzenie wymaga do działania butli z gazem oraz przede wszystkim solidnego treningu.

  Owszem są bohaterowie, którzy opanowali sprzęt do perfekcji, więc zabicie przez nich tytanów nie stanowi problemu, ale nawet oni mają swój limit.

  Te walki to jedynie przedsmak przed najlepszymi starciami w serii. Tytany się nie patyczkują. Gdy muszą walczyć w mieście, to zostawiają za sobą niezliczoną ilość trupów i kompletnie zrujnowane budynki. Ich pojawienie się wśród skupiska ludzi zawsze budzi strach i panikę, bo dopiero wtedy ludzie zdają sobie sprawę z tego, że przed śmiercią nie ma ucieczki.

  Oprócz niezwykle efektownych scen walki, bardzo spodobały mi się projekty postaci w Shingeki no Kyojin. Nie wiem jak nazywa się ten zabieg, ale każda postać jest obrysowana charakterystyczną grubą kreską.

  Innym elementem zasługującym na wzmiankę jest oczywiście muzyka. Jak walczyć o ludzkość, to tylko przy dynamicznych, rockowych kompozycjach oraz takich przepełnionych patosem.

 

  Ze wszystkich kawałków zdecydowanie najbardziej spodobało mi się drugie zakończenie niniejszego anime, czyli "Great Escape" od Cinema Staff. To wszystko przez ten refren. Nie chciałbym umrzeć przy akompaniamencie jakiegoś słabego utworu.

 


 

P.S. W bonusie cycki specjalnie dla Griftera.

Masz i nie mów, że jestem złym kolegą.

Oceń bloga:
18

Komentarze (15)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper