Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w Brazylii 2014r. cz.2

Mistrzostwa nabierają rumieńców. Mamy ju pierwsze drużyny w kolejnej fazie turnieju, są niespodzianki i druzgocące klęski faworytów. Zapraszam do drugiej części mojego cyklu, w którym w skrócie napiszę o tym, co zrobiło na mnie wrażenie w ostatnich dniach brazylijskiego turnieju.
1.Świetny bramkarz Meksykanów. Chorwaci wracają do gry.
Muszę przyznać, że mecz Meksyku z gospodarzami mistrzostw świata podobał mi się nawet pomimo bezbramkowego rezultatu. Toczył się w szybkim tempie, obie drużyny konstruowały ciekawe akcje zaczepne a sędzia oddelegowany na to spotkanie nie sprzyjał Kanarkom, więc każdy fan piłki nożnej oglądał mecz ze świadomością, że tym razem nikt nikogo nie przekręci. Najbliżej strzelenia bramki był Brazylijczyk Neymar, ale Guillermo Ochoa rządził niepodzielnie w bramce Meksyku i był w dniu rozgrywania meczu nie do pokonania.
W drugim meczu tej grupy Chorwaci zdemolowali słaby Kamerun 4:0 i mecz z Meksykiem w ostatniej kolejce będzie meczem o wszystko. Drugiego spotkania, Brazylia-Kamerun, rozgrywanego w tym samym czasie, nawet nie mam zamiaru oglądać, więc informacji o nim poszukajcie gdzieś w necie.
2.To nie ludzie, to Kangury. Mistrzowie Świata upokorzeni.
Po wspaniałym występie Holendrów w ich pierwszym meczu zastanawiałem się nad tym, ile pomarańczowi wygraja z Australijczykami. 4:0? 5:0? Przecież Holandia jest już nie do zatrzymania i będzie pewnie mistrzem świata. Figa z makiem. Mieszkańcy Antypodów ani myśleli dać się pokonać. Grali jak równy z równym i stosowali pressing, który na niewiele pozwalał Robbenowi, Van Persiemu i spółce. Przecierałem oczy ze zdumienia, bo Australijczycy postawili Europejczykom zaporowe warunki. Holandia miała niewiele do powiedzenia. Gra zupełnie im się nie kleiła. Ale od czego ma się liderów drużyny? Wynik spotkania otworzył Arjen Robben, który po udanym dryblingu pokonał australijskiego bramkarza. Zdobył w ten sposób swoją trzecią bramkę w turnieju. Odpowiedział tym samym na bramki kolegi z zespołu, Thomasa Muellera, z którym gra w Bayernie.
Nie minęła nawet minuta i było 1:1. Nie wierzyłem w to co widzę.
Tim Cahill zgasił swoim wolejem wszystkich sympatyków Holandii. Opisałbym z chęcią to, co działo się potem, ale trochę przysnąłem. Obudził mnie dopiero komentator, który zakomunikował z odbiornika, że jest jakiś karny. Otwieram klejące się powieki, patrzę, Holandia przegrywa. Nieważne, idę dalej spać...
Zaraz? Jak to Holandia przegrywa? Przecież oni już mają mistrza w kieszeni? Faworyci nie dali jednak za wygraną. Do wyrównania doprowadził w końcu Van Persie, a swoje trzy grosze dołożył jeszcze rezerwowy Depay i Kangury przegrały mecz po pięknej walce. Nie byli gorsi od swoich przeciwników. Holendrzy wygrali, bo mieli w swoich szeregach piłkarzy grających o najwyższe stawki w futbolu oraz trenera Van Gaala, który umie odpowiednio zareagować, gdy coś nie idzie jego podopiecznym.
W drugim meczu w tej grupie, Chile wygrało zasłużenie z Hiszpanami i zakończyło epokę wielkich zwycięstw dwukrotnych Mistrzów Europy. Tak to bywa. Francja Zidane'a i Brazylia Ronaldo też były wielkie, zanim inne drużyny zrzuciły je z piedestału.
Z niecierpliwością czekam na mecz Holendrów z Chile, gdyż jego zwycięzca ominie prawdopodobnie Brazylię w następnej fazie turnieju.
3.Kolumbia pewna awansu. Ciekawa walka o drugie miejsce.
Kolumbijczycy są kolejną drużyną z Ameryki Południowej, która wywalczyła awans do fazy pucharowej brazylijskiego turnieju. W meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej, który był ciekawy szczególnie w drugiej połowie, wygrali 2:1. Ozdobą spotkania był gol Gervihno z WKS, który minął kilku piłkarzy kolumbijskich i pokonał ich bramkarza. Piłkarze WKS dzielnie walczyli o remis. Zabrakło im jednak czasu.
O drugim meczu szkoda gadać, bo poza czerwoną kartką dla greckiego piłkarza, wiało w nim nudą na kilometr.
Poza Kolumbią, każda pozostała drużyna ma jeszcze szansę na awans, ale najmocniej kibicuję WKS i to mecz z ich udziałem obejrzę w ostatniej kolejce.
4.Niesamowity Suarez. Kostaryka sensacją turnieju.
Mecz Anglii z Urugwajem zapowiadał się ciekawie. Obie drużyny przegrały swoje pierwsze mecze i tylko zwycięstwo którejś z nich mogło przedłużyć szanse na pozostanie w mistrzostwach świata w Brazylii. Mecz zapowiadano jako starcie Wayne'a Rooneya i Luisa Suareza, który wrócił do składu po wyleczeniu kontuzji. Forma tego drugiego była wielką niewiadomą. To było bardzo wyrównane spotkanie. Rooneyowi parę razy zabrakło szczęścia do zdobycia gola, a te, jak wiadomo, sprzyja lepszym, więc to Urusi schodzili na przerwę na prowadzeniu, po golu zdobytym po dwójkowej akcji Cavaniego i Suareza.
W drugiej połowie Anglicy ruszyli do odrabiania strat. Szło im to dosyć słabo, ale nie dziwi mnie to, skoro byli zajęci kopaniem w głowy urugwajskich piłkarzy. Niemoc budzi agresję. Nie podobało mi się, że sędzia nie dal przynajmniej jednemu z nich żółtej kartki, aby utemperować ich chamskie zagrywki. I kiedy tak myślałem o bezkarnych prowokacjach synów Albionu, to Rooney'owi dopisało w końcu szczęście i doprowadził do remisu.
Byłem załamany, bo kibicowałem drużynie z Ameryki Południowej. Nie mówię, że angielski napastnik nie zasłużył na swoją bramkę, bo harował na to jak wół przez dwa mecze, ale byłem i tak niepocieszony. I kiedy myślałem, że to emocjonujące spotkanie zakończy się podziałem punktów dla obu drużyn, to piłkarz Liverpoolu znów błysnął i tak jak on się cieszył swoimi bramkami, tak i ja się cieszyłem, bo wygrało piękno sportu, poświęcenie na boisku i hart ducha, a nie kunktatorstwo, czy zbyt wysokie pensje zawodników, którzy na nie nie zasługują. Butni Anglicy byli po drugiej porażce prawie za burtą turnieju.
Wszystko było teraz w rękach, a raczej w nogach Włochów. Niestety, ale wielokrotni Mistrzowie Świata trafili na rewelację turnieju, Kostarykę, i ulegli jej 0:1. I takim oto sposobem Anglicy zanotowali najgorszy występ w MŚ od ponad sześćdziesięciu lat. Słyszałem opinie, że Włosi przegrali specjalnie, aby pozbyć się Anglików. Nie daję im jednak wiary. W meczu z Wyspiarzami prezentowali się znacznie lepiej, tymczasem w meczu z Kostaryką byli bezbarwni, Balotelli wolał faulować swoich przeciwników niż myśleć o grze, a z gry Pirlo nic nie wynikało.
Mecz Włochów z Urugwajem pokaże, czy zeszło już z nich powietrze, czy myślą raczej o odegraniu kluczowej roili na boiskach w Brazylii. Trudno wyrokować wynik tej konfrontacji. Każdy wynik jest możliwy, dlatego nie mogę się doczekać tego meczu.
5.Ekwadorczyk Valencia też ma trzy bramki na swoim koncie. Francuzi demolują Helwetów.
Choć Honduras strzelił pierwszy gola Ekwadorowi, to w jego szeregach występuje Enner Valencia, który odwrócił losy spotkania. Dzięki temu jego drużyna wciąż liczy się w walce o wyjście z grupy a on sam walczy z Robbenem, Van Persie'm, Benzemą i Muellerem o koronę króla strzelców. To już kolejny mecz w Brazylii, kończący się porażką drużyny, która strzeliła gola jako pierwsza. I dobrze. Skoro niektórzy nie rozumieją, że gra się do dziewięćdziesiątej minuty a nie do pierwszej strzelonej bramki, to ich problem a nie kibiców piłkarskich.
Szwajcaria słynie z zegarków, banków, z sera, który jest dziurawy, no i z drużyny piłkarskiej, której obrona przypomina ten ser. Francuzi bez kontuzjowanego Ribery'ego grają jak z nut i już w pierwszej połowie wybili piłkę nożną z głów swoim rywalom, aplikując im aż cztery bramki, a mogli nawet więcej, bo Karim Benzema nie strzelił karnego. W drugiej połowie wyraźnie spuścili z tonu. Strzelili Helwetom tylko jedną bramkę a w ostatnich minutach usnęli na boisku, bo Szwajcarzy zdobyli dwie bramki i wcale nie jest powiedziane, że nie wyjdą z grupy.
W grupie E jest ciekawa sytuacja, bo piłkarze znad Sekwany mogą nie odpuścić Ekwadorczykom, co stworzy szansę na wyjście z grupy Szwajcarom. Jak będzie, to się dopiero okaże.
6.Messi znów ratuje albicelestes. Nigeria-mistrzowie gry na czas.
Przyznam się, że nie widziałem niczego ciekawego w meczu Argentyna-Iran. Miałem co prawda włączony telewizor, ale byłem tak zajęty grą w Dark Souls, że nie zauważyłem nawet bramki Lionela Messiego. Musiałem oglądać późniejszy skrót meczu, żeby stwierdzić, że Argentyńczycy mogą kompletnie nic nie grać a argentyńskiemu liderowi wystarczy zostawić 10-15 metrów wolnego miejsca na boisku, żeby rozstrzygnął losy meczu na korzyść drużyny, w której gra. Argentyna gra brzydko, męczy się z rywalami, ale swoje robi. Zobaczymy jak z nimi będzie w fazie pucharowej.
Drugi mecz, Nigeria-Bośnia, był typowym meczem do jednej bramki. Tak się złożyło, że strzelili ją Nigeryjczycy i dopiero wtedy można powiedzieć, że był to jakiś mecz. Bośniacy dwoili się i troili, ale ostatecznie nie udało im się wyrównać. Dżeko nie miał szczęścia i jego strzał w ostatnich minutach obronił nigeryjski bramkarz. Zrobił to w znany tylko sobie sposób, wybijając piłkę nogą o słupek, gdy leżał na murawie i nie mógł wykonać żadnego innego ruchu. Gdy było coraz mniej czasu do końca meczu, to Afrykańczycy przestali interesować się konstruowaniem akcji i zaczął się prawdziwy teatr z grą na czas. Ktoś co chwila udawał, że umiera, że był przed chwilą torturowany, itd. Nie dało się tego oglądać, co wcale nie znaczy, że mieszkańcy Czarnego Lądu wygrali niezasłużenie.
W spotkaniu Nigerii z Argentyną do wyjścia z grupy wystarczy im remis.
7.Klose przechodzi do historii, świetna Ghana. Horror w meczu USA-Portugalia.
Wiele osób po zdemolowaniu przez naszych sąsiadów Portugalii widziało już w nich Mistrzów Świata. Ja natomiast wiedziałem, że to nie jest takie proste. Ghana przystępowała do meczu o swoje być albo nie być w MŚ zdeterminowana i od samego początku było widać, że na niewiele pozwolą Niemcom. Mueller został całkowicie odcięty od podań a afrykański pressing był nie na rękę ekipie Joachima Loewa, lubiącego kozy z nosa. Pachniało bramką, ale to Ghanijczycy byli bliżej jej zdobycia w pierwszej połowie, która zakończyła się bezbramkowym remisem.
Druga połowa spotkania zaczęła się od mocnego uderzenia Niemców. Mario Goetze, nazywany zdrajcą i sprzedawczykiem przez kibiców BVB, dostał doskonałe podanie od kolegi z zespołu, wcisnął się pomiędzy dwóch afrykańskich obrońców i strzelił jedną z najdziwniejszych bramek mundialu, gdyż uderzył głową piłkę, która spadła mu na kolano i wleciała do bramki. Podrażniło to ambitnych Afrykanów, którzy szybko doprowadzili do wyrównania, a że było im ciągle mało, to ukłuli kiepsko naoliwioną tego dnia niemiecką machinę jeszcze raz. Asamoah Gyan strzelił na 2:1 a Neuer był bezradny.
I kiedy wydawało się, że jest już po meczu, to na boisko wszedł Bastian Schweinsteiger i Miroslav Klose, którzy uratowali punkt niemieckiej drużynie. Ten drugi strzelił bramkę w czwartych MŚ z rzędu i piętnastą w ogóle. Dzięki temu zrównał się z Brazylijczykiem Ronaldo Luísem Nazário de Limą, który zdobył 15 bramek we wszystkich swoich występach w mistrzostwach świata.
Po bramce wyrównującej obie ekipy miały szansę na zmianę rezultatu, ale nie udało się to żadnej z nich.
Drugi mecz to istny horror. Wszystko zaczęło się od szybko strzelonej bramki przez Portugalczyków. Błąd popełnił Howard, który zbyt szybko położył się na ziemię przy strzale Naniego.Po tym fakcie piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego zupełnie oddali inicjatywę Amerykanom. Grała praktycznie tylko jedna drużyna. Ambitni piłkarze amerykańscy próbowali różnych sposobów na zdobycie bramki. Strzały z bliska, z daleka, z wolnego. Jednak brakowało im precyzji oraz siły przy niektórych próbach. W ostatnich pięciu minutach Portugalczycy podkręcili tempo i gdyby nie Howard, to byłoby po meczu. Portugalia prowadziła do przerwy.
W drugiej połowie mecz wyglądał podobnie. Wszystko zmieniło się po bombie Jonesa zza pola karnego. Amerykanie uwierzyli w siebie i na 10 minut przed końcem meczu strzelili kolejna bramkę. Portugalia poza turniejem! Porażka niewidocznego Ronaldo i jego kolegów. Kolejny faworyt poza turniejem. Tak było do dziewięćdziesiątej piątej minuty spotkania, gdy Ronaldo podał do rezerwowego Vareli, a ten wyrównał! To była ostatnia akcja meczu. Coś pięknego. Portugalia została uratowana!
Przed ostatnią kolejką wszystko jest możliwe w tej grupie, nawet odpadnięcie Niemców. Jest jeszcze coś niepokojącego. Jeśli w meczu Stanów Zjednoczonych, których trenerem jest Niemiec Juergen Klinsmann, a Niemcami, padnie "braterski remis", to wynik drugiego spotkania będzie bez znaczenia. Mam jakieś dziwne wrażenie, że tak właśnie będzie. Co Wy na to?
8.Belgia wygrywa po golu strzelonym w końcówce. Grad goli w spotkaniu Algieria-Korea Południowa.
Chciałem obejrzeć spotkanie Rosji z Belgią, ale po pięciu minutach dałem sobie spokój. Przesiadywanie z wariatami shoutowymi dało mi się we znaki, więc postanowiłem się zdrzemnąć i wysłać swój mózg na spacer. Niewiele straciłem, bo Belgowie strzelili zwycięskiego gola dopiero w końcówce meczu. Spotkanie kreowane na hit tej grupy zawiodło.
Na szczęście drugi mecz pokazał urok piłki nożnej. Algierczycy zdemolowali Koreańczyków w pierwszej połowie, w której strzelili aż trzy bramki. Pierwsza padła po długim podaniu, druga po błędzie azjatyckiego bramkarza, który źle obliczył tor lotu piłki, a trzecia po świetnej akcji kombinacyjnej. Nie wiem co się stało Koreańczykom, bo w pierwszej połowie nie oddali nawet strzału na afrykańską bramkę, ale w drugiej połowie to była całkiem inna drużyna. Druga połowę rozpoczęli z animuszem i szybko zdobyli kontaktową bramkę. Gdyby szybko zdobyli następną, to mielibyśmy emocje do końca meczu. Algierczycy przeprowadzili jednak udana akcję i zrobiło się 4:1. Wtedy było wiadomo, że zwycięzca tego spotkania może być tylko jeden. Koreańczycy zdobyli co prawda jeszcze jedną bramkę, ale to było za mało na świetnie dysponowanych tego dnia Algierczyków.
Po drugiej kolejce Belgia ma zagwarantowany awans. O tym kto wyjdzie z grupy jako druga drużyna zadecydują mecze ostatniej kolejki.
Na koniec napiszę, że druga kolejka była arcyciekawa. Tu nikt nikomu nie odpuszcza a faworyci muszą mieć się na baczności, jeśli nie chcą podzielić losu Anglii. Holandia, Niemcy i inni są do ogrania. Teraz zostaje nam ostatnia kolejka, która wyjaśni wszystkie niewiadome i turniej zacznie się dobre w fazie pucharowej, gdzie nie ma już miejsca na błędy.