Gro-jakie są twoje ambicje?

BLOG
1650V
Monika Pawlikowska | 13.05.2013, 20:32
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Moje dywagacje publikowane na łamach PSX Extreme, sprowokowały czytelnika do popełnienia dłuższego tekstu! :) 

Mowa o artykule „Pitu pitu” ze 189 numeru PE, w którym zastanawiam się dlaczego ostatnio tak często krytykujemy gry pod kontem ich „ambitności”.

Marks postanowił odpowiedzieć na niego kontrartykułem, który znajdziecie tu: 

http://punkgamer.pl/artykul/im-wiecej-kupujesz-tym-wiecej-jestes-1373

Tak się składa, że uwielbiam wszelkie dyskusje dyskusje, niniejszym ogłaszam temat „Ambicje gier” za otwarty!

 

Na wstępie odniosę się do w/w wymienionego tekstu. Marks zagryzłeś temat z innej strony, ale w sumie mamy te same poglądy. Tak jak napisałam mam już dosyć tej całej "Ambitności" maglowanej przez wszystkich, bo sami gubimy się już w tym wszystkim zamykając w słowie ambitna znaczenie: górnolotna, dojrzała, przełomowa, a przede wszystkim dobra. A komercyjne znaczenie tego słowa celowo pominęłam w artykule, bo omawianie machlojek PRowców, już dawno mnie znudziło.

 

 No więc może rozpisze się szerzej:)

Nazywamy grami ambitnymi, te które wychodzą poza ogólnie przyjęte schematy. Ale ostatnio mam wrażenie, że im lepiej jest oceniana przez krytyków, tak bardzo lubiących to określenie, tym więcej pojawia się głosów sprzeciwu i argumentów obalających tytuł „Gry ambitnej”. Szukamy rys na szkle, niedociągnięć, archaizmów i innych absurdów gamingowych, umniejszając pracę twórców. A czym tak naprawdę są ambicje?

Według słownika języka polskiego ambicja (łac. ambitio - żądza uznania) dążność do wybicia się, pragnienie twórczych osiągnięć, sukcesów, wartość pod względem artystycznym.

Proste. Każdy twórca ma ambicje odnośnie swoich gier. Pierwszą i nadrzędną (dla nich) jest sukces komercyjny. Heh oczywista oczywistość. Druga to wybicie się ponad przeciętność. I tu właśnie łapią się różnych sposobów. Intrygująca fabuła, szokujące sceny, poruszanie tabu, igranie z ogólnie przyjętymi zasadami moralnymi, artystyczna, nieprzeciętna wizja rozgrywki. Trzecią ambicją, najistotniejszą z punktu widzenia gracza, powinien być by poziom dostarczanej rozrywki.

Ale jak połączyć te wszystkie ambicje, by usatysfakcjonować zarówno graczy jak i wydawców?

Wiadomo można to osiągnąć w różny sposób. Jest ich tyle co graczy. Każdy ma inny gust i oczekiwania wobec konkretnych tytułów. Niestety tworzenie gier to biznes jak każdy inny. Liczy się dochód. A dochód jest wtedy gdy grę kupi jak największa liczba ludzi. I tu koło się zamyka.

 

Próby połączenia tych elementów coraz częściej z góry skazane są na fiasko. Ostatnio zapomina się o czymś takim jak preferencje graczy. Owszem cała nasza społeczność jest liczona w milionach. Niestety deweloperzy nastawieni na zyski wrzucają wszystkich do jednego worka. Dla nich fan RPG i fan shooterów to po prostu fan GIER. Twórcy może i dostrzegają te różnice, ale jak powyżej, liczy się KASA, więc trzeba stworzyć coś dla każdego i stąd...

 

 

Ni pies ni wydra.

 

Aby zrozumieć to zjawisko musielibyśmy cofnąć się do czasów, gdy gatunki gier dopiero się kreowały. Istniał widoczny podział na FPS-y, skradanki, slashery, RPG, platformówki itd. Każdy z nich charakteryzował się konkretnymi schematami, zasadami, odmiennością gameplayu. Później gatunki ewoluowały, powoli były dopakowywane elementami z innych, mieszały się, aby przeciętny Kowalski lubiący strzelanki zainteresował się również każdą inną grą. Widać to zwłaszcza w kontynuacjach serii. Powoli oddalano się od pierwotnej formy i (zabrzmię jak rasistka;)) „czystości” gatunku, tworząc hybrydy mające przyciągnąć jak największe rzesze kupców. I tak tytuły będące ikonami danego gatunku stawały się miksem wszystkich innych. Czasem takie połączenie wychodziło genialnie, a czasem było papką niezjadliwą dla nikogo.

 

Wracając do tematu. Ambicje rosły, niestety nie w tym kierunku co trzeba. Zaczęto tworzyć się „ambitne fabularnie” FPS-y i co? Klapa! RPG będące shooterami i co? Klapa! Platformówki-nie platformówki i co? Hehehe - KLAPA!

Stare wygi, grające od najmłodszych lat, wychowane na platformerach, Wolfensteinie i pierwszych Fajnalach często nie mogą się odnaleźć w tych hybrydach i narzekają. Chcą soczystą przygodówkę, a dostają popłuczyny z setką elementów innych gatunków. Jest niewiele tytułów będących w stu procentach klasyką gatunku, ale jeśli popatrzymy na wszystkie gry na rynku, można zauważyć, że najwyżej cenione przez graczy i krytyków są te, które nawiązują do pierwotnych schematów i ściśle się ich trzymają. A przede wszystkim nie można im zarzucić, że próbują udawać coś czym nie są, jedynie po to by sprzedało się ich więcej.

 

Pomijając kwestie biznesowe, czyli chęć jak najwyższej sprzedaży i ukrywania się pod „dojrzałością” itp., mam własny pogląd na ambicje w grach. Mogę z czystym sumieniem wymienić kilka tytułów, które zasługują IMO na miano ambitnych, ale w moim prywatnym znaczeniu tego słowa:

Heavy Rain-interaktywny film. Ambitna gra? I owszem, ale nie pod względem fabuły (bo porównując do innych mediów jest raczej niskich lotów). Jej ambicją było przenieść film na konsolę, tak aby gracze mogli sami kreować zakończenie. Stworzyć przełom w sposobie opowiadania historii, gdzie gracz nie musi wykazywać się biegłością obsługi pada, tylko może oglądać grę i dokonywać wyborów mających finalne konsekwencje.

Dalej Podróż. Jej ambicje według mnie, nie polegają na "wzniosłości" poruszanego tematu, tylko sposobie w jaki pozwala samemu graczowi wyciągać wnioski na podstawie ukazanych obrazów. Mamy całkowicie wolną rękę w interpretacji gry. Twórcy nie mówią nam jak powinniśmy ją odebrać, tylko ryzykując brak zrozumienia, pozwalają nam włączyć wyobraźnię i przeżywać Podróż w indywidualny sposób. Nie upraszczają wrażeń, ani nie narzucają z góry odczuć.

A teraz weźmy Rayman: Origins. Jest to gra cholernie ambitna. Dlaczego? Bo jest klasykiem gatunku platformówek. Musi się mierzyć z takimi „sławami” jak Super Mario, czy Crash Bandicot i summa sumarum wychodzi to jej znakomicie!

A nasz polski Wiedźmin? Owszem ma wiele wad, ale również należy do tych gier. Jego ambicja polega na przeniesieniu książkowego bohatera w świat gier. Stworzeniu świetnego klasycznego RPG, tak by nie rozczarować fanów sagi Sapkowskiego i zadowolić wymagających graczy.

No i wisienka na torcie, czyli Saint Row: the Third. Ta! smiejcie się, śmiejcie. Ale znacie inną grę, która byłaby lepszą parodią wszystkich w tak zabawny sposób? Ambicją SR:TT był... brak ambicji. I w ten sposób Volition potrafiło przekuć szmirę w jedną z najbardziej grywalnych (dla mnie) produkcji.

 

 

Może to moja pokrętna babska logika, ale naprawdę nie rozumiem graczy, którym wciąż coś nie pasuje. Włączają nową grę i spodziewają się cudów na kiju, innowacji, życiowych rozterek w fabule, historii która wryje nam się w pamięć na dekadę, bo ktoś powiedział, że ta gra jest ambitna. Wypaczeni przez marketingową propagandę, pleciemy w kółko coś o „ambitności”, zapędzając się tym samym w narożnik.

Umniejszamy wagę wielu ciekawych gier, nawet nie biorą pod uwagę, że ich załorzeniem nie jest poruszanie trudnych kwestii życiowych, lub przełomowość, tylko dostarczenie frajdy. Jedni odnajdą ją w nieograniczonej eksploracji świata Skyrima, inni w zasadzaniu kolejnych headschotów, jeszcze inni gdy zginą po raz tysięczny w Demon Souls. Dlatego zanim skrytykujemy jakąś grę, zapytajmy najpierw jakie są jej ambicje? Czy chce być grą nowatorską, czy tylko mocną gameplayowo, dostarczającą nam czystej frajdy? Owszem te dwie cechy mogą iść w parze, ale tylko nieliczne perełki na rynku potrafią je razem połączyć. Odpowiedź na takie pytanie, pomoże nam w interpretacji produkcji i zaoszczędzi rozczarowań, które w obecnych czasach dotykają nas niemal przy każdej grze.

 

 

Oceń bloga:
0

Komentarze (22)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper