Łokieć, shotgun i do przodu!

BLOG
1526V
Monika Pawlikowska | 19.06.2015, 10:45
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Zaczęło się niewinnie... Gdy siedziałam w robocie i uparcie próbowałam udawać że pracuję, mój telefon przyjemnie zawibrował w kieszeni.  Mrrrr....

 

Szybkie luknięcie na ekran, tak... To kumpel z xboxa. Jeden z Braci Aż Po Grób, if u know what i mean. :) Pewnie znów dopytuje, kiedy pojawię się na XO. Czasowo przesiadłam się na plejkę, by zawieść się na The Order i klocka jakoś nieczęsto odpalałam. Moje znerdziałe serce zabiło jednak mocniej, gdy przeczytałam wiadomość... Raz... Drugi... O mamo kochana! W ferworze pracy, nawet na myśl mi nie przyszło, że przyjdzie mi czytać takie info. Na potworku (robocza nazwa XO) czekał na mnie klucz do bety Gears of War! Już dawno nie czułam takiej niecierpliwości. Cztery godziny do końca zmiany wlokły się niemiłosiernie! Byle do wieczora!

Człowiek ciągle zarobiony, jak jak murzyn na polu bawełny. Nawet nie wiedziałam, czy i kiedy udostępnią betę GoW. Ale od czego ma się Braci? :) Gdy tylko ujrzałam na ekranie swojego TVka czerwony, jak białka oczu Rogera po imprezie omen, poczułam się jak dziecko, które niespodziewanie dostało watę cukrową za darmo...

Pierwszy meczyk i Gridlock... Aż się łezka zakręciła w ślepiach. Tyle wspomnień... I to w 60 fps! Płynne, ostre i dające kopa, jak kolejka wściekłych psów na imprezie.

Feeling praktycznie nie zmieniony, więc początkowo trochę dziwnie było mi wrócić po latach do starych mechanizmów. Przyzwyczajona do usprawnień z nowszych części, kilkakrotnie zaliczyłam zdziwko. Na przykład przeskakując przez przeszkodę, przeciwnik wcale nie dostał z buta w łeb, a tylko poczęstował mnie shotem, lub gdy próbowałam zostawić niespodziankę w postaci podbitego granatu i jak debilka kilkanaście sekund machałam przed ścianą łapami, złorzecząc na wersję beta.

Ale to wszystko pikuś. Kilka meczy i activ wchodził aż miło. Tak... Na remastera Gears of War zdecydowanie warto czekać.

Jedyne czego w becie brakuje, to możliwości zagrania ze znajomymi. Team złożony z randomów, często zachowuje się jak do drużyna dzieci dotkniętych mongolizmem-każdy sobie uta-pata. Aczkolwiek widok nooba, próbującego z kilometra zabić cię celowanym strzałem z gnashera-niezmiennie bezcenny :)

Jak zawsze, trafiając na ogarniętego gracza, można zmienić przebieg pozornie już przegranego meczu. Poprzedniej nocy spotkałam taką osobę. Tryb Król Wzgórza. Gdy ostatkiem sił walczyłam z zamykającymi się oczami i głupotą mojej drużyny, po pierwszej, przegranej rundzie, na placu boju zostały tylko cztery osoby. Dwoje przeciwników i ja z randomem. Na liczniku powyżej setki dla nich. Mój kompan czeka na respawn, a zegar coraz głośniej odlicza punkty. Na mapie brak granatów. Boomshota szybko załatwiającego takie sytuacje też ani widu, ani słychu. Nie no, nie oddam zwycięstwa bez walki! To nie w moim stylu...

Trudno-myślę-lecę na kamikadze. Szybki activ-reload i wpadam na punkt, przerywając pierścień. Pierwszy stracił głowę, przy okazji rozrzucając swoje truchło na prawo i lewo. Z drugim nawet nie zdążyłam dobrze potańczyć, oberwałam i padłam na kolana. Jednak smak wygranego pojedynku, przyćmił zdrowy rozsądek kolesia, bo zamiast mnie dobić, bezczelnie pastwił się nad moją bezbronną postacią. Jeszcze chwila i jego locust miałby orgazm, ale... Paskudny czerep w mgnieniu oka rozpadł się na atomy. To mój kompan poczęstował go ołowiem ze snajperki :)

Szybko się pozbierałam i razem z moim towarzyszem, obroniliśmy punkt. Dobra-mamy remis. Światełko nadziei rozbłysło w mojej głowie. Może się uda...? Zobaczymy jak nam pójdzie w ostatniej rundzie.

Jak na komendę ruszyliśmy sprintem z respa w tym samym kierunku. Smoke, asysta i już mamy boomshot. Zanim, tamci się pozbierali, już przejęliśmy punkt, granaty i snajperkę. Mój kompan chociaż w becie miał drugi lvl, ogarniał grę jak na starą szkołę przystało. Nawet nie włączyliśmy hs-ów. Bo i po co? Swój pozna swego hehehe.

Tego, że wygraliśmy chyba nie muszę pisać ;)

 

Wiecie, w natłoku „niuejdżowych” gierek, człowiek już zapomina jak miodny może być tytuł opierający się na ścisłej współpracy i skillu. Mechanika Gearsów nie każdemu przypada do gustu, a multi dla początkujących, może nastręczyć sporo trudności. Zwłaszcza jak trafi na starych wyjadaczy. Jednak gdy opanuje się specyfikę gry, przepada się na amen. Co tu dużo mówić. Gears of War Ultimate Edition będzie pierwszym remasteram jaki kupie. I wcale, ale to absolutnie wcale nie będę żałować ani jednej złotówki, jaką na niego wydam!

 

 

 


Oceń bloga:
21

Komentarze (12)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper