Życie nie kończy się na Playstation czyli za co cenię konkurencję część 2
Ostatnio skończyliśmy na pojawieniu się w moim domu Pegazusa. Podejmując ten wątek chciałbym wrócić myślami do nieśmiertelnych hitów z tamtego systemu.
W tamtych czasach każdy zaczynał zabawę z konsolką od kartridża 168 in 1. Teraz do zestawów dokładają miliony w jednym ale jakościowo 168 bije je na głowę.
Moja ulubiona gra? Oczywista oczywistość Contra w co-opie z jednym z braci. Genialna muzyka , oprawa graficzna i grywalność. Nadal nie do końca kumam czym jest pierwszy boss. Na dom za małe, czołgu nie przypomina a bunkry to raczej w całości powinny być ukryte. Tytuł zaliczony wielokrotnie na 3 życiach.
Bardzo lubiłem jeszcze archaiczny Baseball, Super Tank oraz Excite Bike. Dwie pierwsze idealnie nadawały się na partyjkę z kumplem a motorki pozwalały na tworzenie własnych tras.
No i oczywiście przekozacki Duck Hunt. Pierwszy raz można się było poczuć jak w salonie gier. Precyzja powalała. Szpanerskie strzały zza pleców aby popisać się przed znajomymi. Łezka się w oku kręci.
Potem przez konsolkę przetoczyło się wiele gier. Każdy miał swój sprzęt w domu więc często dochodziło do wymiany, pożyczania dyskietek dzięki czemu można było przetestować tytuł zanim wydało się własne pieniądze.
W moim to 3 znalazłyby się
-
Felix the Cat
Super platformówka o kocie latającym na parasolu. Po zebraniu power-upów najpierw dostawał laskę i kapelusz, potem jednokołowy pojazd a na końcu czołg. Świetnie pomyślane walki z bossem i dobrze zaprojektowane poziomy to podstawowy atut. Minus to długość gry. Nie można mieć wszystkiego.
-
Flinstones
Freda znają wszyscy. Prosty mężczyzna z maczugą. Gdy dochodzi do porwania pupilka Dino rusza na ratunek. Jego celem jest zebranie części statku kosmicznego. Najbardziej spodobała mi się możliwość swobodnego wyboru poziomów. Biegamy po mapce świata i robimy to na co w danej chwili mamy ochotę. Jest też bardzo prosta gra w kosza. Gra jest nieco dłuższa od Feliksa i równie dobra.
-
Tsubasa
W tamtych czasach w tv leciało popularne anime o szkolnej drużynie piłkarskiej Każdy zawodnik miał swoje super moce. Najbardziej podobał mi się tak mocne kopnięcie, że przeciwnik widział 3 piłki. Było tam pełno tego typu nonsensów ale oglądało się przednio. Gra była tekstowa i do tego całkowicie w krzaczkach. Z braciakami mieliśmy specjalny zeszyt gdzie skrupulatnie opisywaliśmy każde zagranie i przypisane do niego krzaczki. Wypas, fifa może się schować.
Gier było setki. Pewnie każdy z was ma swoje ulubione. Ja mile wspominam również Hadson Hawk, Terminator 2, Kapitan Ameryka, Ghost Busters. Jedne lepsze drugie gorsze jednak frajda z nich płynąca jest nie do opisania. Potem pojawił się komputer z procesorem 486 i na kilka lat stałem się przeciętnym pecetowcem. Ale to już pozostawię na kolejną część.