W co gracie w weekend? #131

BLOG O GRZE
1935V
W co gracie w weekend? #131
Daaku | 08.01.2016, 15:15
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Wbrew aktualnym portalowym nastrojom - w tej odsłonie dużo japońszczyzny!

Yakuza 5 (PS3, Sega 2013-2015)

 

Słoneczny poranek, dzielnica Nagasugai w prefekturze Fukuoka. Jak każdy przykładny obywatel zmierzam w stronę biura Nagasu Taxi, aby spędzić kolejny dzień za kółkiem mojej służbowej fury. Wożenie ludzi do ich miejsc docelowych, powiązywanie ich twarzy z życiem, jakie mogą prowadzić, wysłuchiwanie ich przechwałek, zmartwień i narzekań - w tej pracy jest coś terapeutycznego dla obu stron, coś, co pozwala mi podtrzymać własne człowieczeństwo i z nadzieją wypatrywać lepszego jutra... Moje filozoficzne dywagacje brutalnie przerywa jakiś lokalny łobuz, szukając zaczepki. Nie lubię tracić wątku w momentach głębszej zadumy, więc równie brutalnie przerywam mu linię uzębienia swoimi butami. Wybacz mi, byłem nierozważny - sepleni, zbierając z chodnika swoje górne jedynki. Cieszy mnie, że w momencie życiowego dołka potrafił przyznać się do własnej słabości, więc puszczam go wolno. Jestem już prawie przed wejście do pracy, kiedy chojrak w garniturku i z położonymi włosami nazywa mnie "starym prykiem". Nie jestem stary, mam dopiero ponad czterdziestkę! - unoszę się. Zaraz potem unosi się także pobliski stolik oraz roślina ozdobna, którymi zaczynam okładać jego oraz przybyłych z odsieczą kolegów. Nie niepokojony więcej wchodzę do biura, odbieram kluczyki i spędzam resztę dnia na machaniu kółkiem i sporządzaniu profili psychologicznych klientów.

Po pracy, tak dla rozluźnienia, strzelam sobie kielonka w okolicznym barze. Po wyjściu na ulicę moje uduchowione (spirit to po łacińsku przecież duch) lico wpada w oko członkowi yakuzy, który najpierw chwali mój garnitur, a potem mnie odpycha. Nie cierpię, jak się wywiera na mnie nacisk, więc ja także postanawiam wywrzeć nacisk na niego - rowerem. Ciężar wehikułu okazuje się jednak niewystarczający, dodaję więc do niego własną wagę, z naskoku na obie nogi. Nie wytrzymuje tego ani rower, ani rzezimieszek - i dobrze, będzie miał nauczkę na przyszłość. W drodze do domu, delikatnie się zataczając, zahaczam jeszcze o salon arcade, bo mi z rana w telefonie pisali, że dzisiaj będę miał fuksa. No i faktycznie, w jednej kolejce uszczuplam zapas automatu wysięgnikowego o dwie figurki Nightsa i jedną Opy-Opy! Przed wejście grupka podchmielonej młodzieży ma do mnie biznes - wyskakuj z pieniędzy! Pewnie też chcą pograć i jakieś figurki zdobyć... Drobniaków już nie mam, więc chociaż pomogę im szybciej wejść do środka - twarzą w witrynę, podziękują mi później. Przechodząc przez most, w oczy wpada mi popularne wśród seniorów łowisko. Kontempluję przez chwilę zamoczenie kija i po kolejnej chwili już rzucam energicznie wędką - wszędzie, k#$%a, pełno tej agresji, to niech choć teraz człowiek się wyciszy...

Serię Yakuza już od jej początków na konsoli PlayStation 2 określano wschodnią odpowiedzią na Grand Theft Auto. Z jednej strony, biorąc pod uwagę mechanikę rozgrywki i przynależność gatunkową, trudno się z takim stwierdzeniem nie zgodzić, z drugiej jest to jednak spore uproszczenie. Seria GTA od zawsze opierała się bowiem na mocno przerysowanym, amerykańskim postrzeganiu zbrodni, w którym mały trybik pnie się po kolejnych szczeblach przestępczej kariery, dzięki zleceniom od kolejnych grubych ryb osiągając w końcu sam szczyt. Istota Yakuzy tkwi jednak w czymś zupełnie innym - w warstwie fabularnej, w głębi napotykanych postaci oraz kontaktach, jakie zachodzą między nimi na przestrzeni całej historii. Nie ma tu miejsca na latanie po ulicy z piłą łańcuchową, wywoływaniu karamboli, strzelanie do gołębi czy prowadzenie jak wariat na życzenie jakiegoś innego wariata. Zamiast tego podczas zwykłego powtórzenia wiadomości przed egzaminem pomagamy znerwicowanemu uczniowi odzyskać wiarę we własne możliwości, odnawiamy relacje małej dziewczynki z jej przyrodnim ojcem czy zarażamy się pasją wędkarską od właściciela lokalnego sklepu rybnego. Każda napotkana podczas gry postać, której pomagamy, ma nam do przekazania jakieś pozytywne przesłanie czyniące iż życie weselszym. Pierwszy kontakt z grą był więc dla mnie zaskakujący, bo jak na historię toczącą się w kręgach mafijnych co i raz poprawia się tutaj własne samopoczucie i obserwuje ludzi, którzy pomimo przeciwności losu nie tracą pogody ducha.

Dużo słyszałem o ogromie Yakuzy 5. Pięć grywalnych postaci, każda z własnym planem zajęć, do tego pięć sporych lokacji wzorowanych na autentycznych japońskich miejscówkach. Mając za sobą raptem dwie części pierwszego, rozgrywanego Kazumą rozdziału, mam więc niejako przed sobą całą grę. Ale kompletnie mi się nie spieszy do przeskoku w buty innych protagonistów. W Nagasugai jest sklepik sieci M z półkami pełnymi mangi i periodyków do poczytania, Club Sega z automatami Virtua Fighter 2 i Taiko Drum Master, dwa łowiska (plus rejsy w morze ze wspomnianym wcześniej pasjonatem), a do tego na każdym rogu przygodni ludzie potrzebujący naszej pomocy. Nie jest to może San Andreas, ale mam co robić.

 

God Eater 2 (PSV, Bandai Namco 2013)

 

Gdybym zapytał was o najbardziej eksponowane w branży rozrywkowej (nie tylko tej gier video) motywy postapo, usłyszałbym pewnie tylko dwie odpowiedzi: inwazja zombie oraz zagłada nuklearna. Niektórzy próbują wymyślać na nowo koło, zastępując nieumarłych ludźmi kontrolowanymi przez pasożyta (The Last of Us) czy bomby atomowe innymi źródłami energii (Bastion), ale są to tylko nieznaczne rozwinięcia już znanych i przeżutych każdym zębem settingów. A co powiecie na nieznaną wcześniej nauce formę życia? Taką, która pojawia się najpierw pod postacią szczepu komórek i gwałtownie mutuje wszystko, z czym wejdzie w kontakt? Zwierzęta, rośliny, ludzi, a nawet maszyny? Takie właśnie zainfekowane komórkami Oracle organizmy stanowią u schyłku XXI w. nawet nie zagrożenie, co w zasadzie zgubę całej ludzkości. Zombiaki da się metodycznie wyplenić wystrzeliwanym ołowiem, a okaleczające promieniowanie ładunków nuklearnych przeczekać w schronach, ale przed Aragami - bo tak się nazywają - nie ma ucieczki. Bo jak niby walczyć z czymś, co w ciągu krótkich odcinków czasu wykształca całkowitą odporność najpierw na broń palną, a potem na każdy inny rodzaj broni? Wojskowa organizacja FENRIR znalazła na to pytanie odpowiedź - a potem wystawiła przeciwko potworom swoich żołnierzy. Zawczasu zarażeni komórkami Oracle oraz korzystający ze zmiennokształtnych broni zwanych God Arc, byli oni zdolni nie tylko podjąć walkę z Aragami, ale także powstrzymywać roznoszoną przez nich zarazę poprzez pożeranie ich. Ze względu na ten brutalny, ale niezwykle skuteczny styl walki, wojaków tych zaczęto nazywać God Eaterami.

Akcja gry zastaje nas w 2074 r., kiedy obok wcale niemalejącego zagrożenia ze strony Aragami ludzkości dochodzi jeszcze jedno zmartwienie - nawiedzające teren Dalekiego Wschodu czerwone deszcze, powodujące u mających z nimi kontakt ludzi chorobę zwaną "Czarną Plagą". Zadania zbadania genezy tego tajemniczego zjawiska, a także wynalezienia antidotum na chorobę, podejmuje się FRIAR - gigantyczna, samobieżna forteca będąca jednym z odłamów organizacji FENRIR. W skład jej personelu wchodzi Blood - oddział Sił Specjalnych skupiający wkoło siebie God Eaterów trzeciej generacji. Obok swoich protoplastów z pierwszego (zdolni do używania God Arców) i drugiego (zdolni do zmiany formy God Arców) pokolenia, członkowie Blood są w stanie rozbudzić w sobie tzw. Power of Blood - właściwą tylko sobie umiejętność wpływającą bezpośrednio na God Eaterów w najbliższym otoczeniu. Według wyższych rangą oficjeli, ma to być jeden z głównych czynników mogących przyczynić się do wyjaśnienia fenomenu czerwonego deszczu. Ale im dalej w las, tym więcej pojawia się niewygodnych pytań - czy za tajemniczymi opadami na pewno stoją Aragami? Dlaczego akurat FRIAR tak szybko gromadzi w swoich szeregach trzecią generację? Czy Czarna Plaga to faktycznie tylko choroba? Jakaś nieznana siła ma to wszystko na uwadze...

Tak jak w pierwszej odsłonie serii, grę rozpoczynamy od stworzenia własnej postaci, która następnie przechodzi teskt kompatybilności na komórki Oracle i otrzymuje własnego God Arca do walki z Aragami. God Arc jest czymś, co wyróżnia serię od protoplasty gatunku hunting action - Monster Huntera -  oraz czymś, co developer, studio Shift, wykorzysta potem w innym postapokaliptycznym tytule, Freedom Wars. O ile bowiem w dość skostniałym już Łowcy Potworów na misję mogliśmy zabierać tylko jeden egzemplarz broni (białej lub palnej z ograniczoną amunicją), tak w God Eater 2 na każde łowy wyruszamy z trzema. Taką uniwersalność zawdzięczamy technologii stojącej za bronią, dzięki której na jednego God Arca możemy nałożyć ostrze do walki wręcz, lufę do prowadzenia ostrzału oraz tzw. Predatora. Predator to fizyczna manifestacja obecnych w broni komórek Oracle, objawiająca się pod postacią wielkiej paszczy zaciskającej się na celu i na zasadzie dyfuzji przejmującej jego właściwości. Tak przejętą "porcję" Aragami możemy spożytkować, atakując go niczym w Mega Manach wykradzionymi mu pociskami lub też przekazać je członkom drużyny w formie podbijającego statusy Bursta. Poza tym trzema elementami, do God Arca można podpiąć własną tarczę, ulubione typy amunicji oraz Blood Arts i Blood Bullets - umiejętności zwiększające efektywność poszczególnych rodzajów ataku. Bagnety, długie i ciężkie ostrza, głownie młotów, groty włóczni, broń maszynowa, laserowa czy strzelby - możliwości kustomizacji jest mnóstwo i na pewno na przestrzeni gry każdy znajdzie zestaw w pełni odpowiadający preferowanemu stylowi gry. 

God Arc - nasze wielofunkcyjne narzędzie zagłady.

Biorąc pod uwagę, że gram w wersję japońską, za podstawy mając tylko znajomość pierwszej części i wiki z tłumaczeniami - dojście do samej końcówki gry (szósty rozdział, niedługo po publikacji spotkam pewnie ostatniego bossa) jest samo w sobie całkiem satysfakcjonujące. Przede mną jeszcze dwa rozdziały end-game'u, najlepszy dostępny ekwipunek i Aragami-paniska, przeciwko którym przydzielane przez grę boty mogą okazać się niewystarczające. Ale o to przecież w tego typu grach chodzi, prawda?

O ile Affek niczego po drodze nie podeśle - 131. odsłonę "W co gracie w weekend?" uznaję za zamkniętą. Owocnej gry!

Oceń bloga:
51

Komentarze (156)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper