KONA - klimatyczna perełka

BLOG O GRZE
768V
KONA - klimatyczna perełka
your_tapeworm | 28.04.2019, 17:07
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Początkowo poniższy tekst miał się ukazać w formie recenzji, ale jak powszechnie wiadomo - recenzje czytelników na ppe #nikogo. Postanowiłem więc swoje przemyślenia podać w formię bloga, bo jest większa szansa na to, że ktoś to wogóle przeczyta i sięgnie po omawiany przeze mnie tytuł. Szkoda, żeby ominęła Was taka klimatyczna perełka.

     KONA to kickstarterowy projekt, który ukazał się na rynku w marcu 2007. Tytuł zagościł na PC, PS4, XONE oraz Nintendo Switch. Gra jest przedstawicielem gatunku znanego jako walking sim, czyli symulator chodzenia. Osobiście widzę ten rodzaj zabawy jako pra, pra wnuka dawnych gier przygodowych. Główną atrakcją jest tutaj fabuła, eksploracja, oraz rozwiązywanie prostych zagadek logicznych. Hardkorowi fani Syberii czy Myst pewnie uśmiechną się z politowaniem, ale mi osobiście taki format bardzo pasuje. Największą różnicą jest ilość dialogów. Moim zdaniem dawne gry przygodowe były zbyt przegadane i dziś prędzej bym usnął, niż ukończył wspomnianą wcześniej Syberię. W Walking sim jesteśmy tyllko my i czekająca do rozwiązania intryga. Samo mięsko. Pomimo jakości zbliżonej do Firewatch, KONA nigdy nie doczekała się rozgłosu, który jej się należy. Jeśli mnie pamięć nie myli, to nawet recka w PE była na 1/5 strony. Czas to zmienić i powiedzieć kilka ciepłych słów o grze firmy Parabole. 


     Nazywasz się Carl Faubert i jesteś prywatnym detektywem. Bogacz imieniem Hamilton prosi Cie o pomoc w sprawie zniszczonego mienia. Mało fascynująca propozycja, ale nie narzekasz - kilient nasz pan, a jeśli przy okazji sowicie płaci za Twoje usłygi to nie zastanawiasz się długo, tylko wsiadasz w swojego Chevroleta i zabiersza się do roboty. Miejsce, w którym dzieje się akcja gry to pokryta śniegiem Kanada. I powiem Wam od razu, że jest to największy plus omawianej gry.

     Tytuł ocieka klimatem - śnieg chrzęszczy pod nogami, drzewa pokryte białym puchem uginają się pod naporem wiatru, a my dosłownie czujemy mróż szczypiący nas w twarz. Pogoda w grze to nie tylko tło, gdyż ma faktyczy wpływ na Carla, który notorycznie musi szukać źródła ciepła, żeby nie zamarznąć na śmierć. Zbieramy więc drewno, czy przetrzepujemu pobliskie domki z nadzieją, że wpadną nam w łapy zapałki.Eksploracja i zbieractwo to filary tej pozycji. Od początku zostajemy rzuceni na głęboki śnieg. Mamy auto (na pace możemy przechowywać nadmiar materiałów, fajna sprawa), rozkładaną mapę oraz latarkę. Towarzyszący nam lektor, wspomina gdzie na początku powinniśmy się udać i na tym koniec (lektor towarzyszy nam całą grę, ale nie podpowiada, jedynie komentuje wydarzenia). Gdy docieramy do miejsca docelowego gdzie zaczyna się główna fabułą zostajemy sami. Mapa nie jest duża i widzimy na niej symbole zabudowań, ale nie zdradza nam co jest co. Dokąd pojedziemy zależy już tylko od nas, bo gra daje nam totalną swobodę, a mapa to tylko kawałek papieru. Co prawda widzimy na niej swoją aktualną pozycję, ale na tym koniec. Żadnych strzałek czy prowadzenia za rączkę. Jest to drugi element, który odprócz pogody wpływa na atmosferę. Jesteśmy zdani tylko na siebie a to, w tych niesprzyjających warunkach potrafi przytłoczyć. 

     Tak więc naszym głównym zadaniem w grze jest rozwiązanie zagadki zaginionej ludności lokalnej. Będziemy jeździć naszym autem po drogach, zerkać na mapę i plądrować opuszczone chaty, garaże i inne przybytki. Zaglądamy do szafek (każdą trzeba 'ręcznie' otworzyć), wchodzimy na strych, plądrujemy piwnice, pomieszczenia gospodarcze, a nawet zaglądamy do jaskiń. Część terenów nie jest od razu dostępna, bo wymaga użycia konkretnego przedmiotu lub kombinacji kilku z nich. Warto zapamiętywać (lub zapiywać na kartce, jak za starych czasów) co jest gdzie, żeby później wiedzieć gdzie udać się z danym przedmiotem. Jako, że w grze nie ma misji jako takich to nigdy nie wiemy czy próbując się gdzieś dostać popchniemy akcję do przodu czy może tylko otworzymy schowek z cennymi, ale opcjonalnymi narzędziami. Zmusza nas to do zaglądania w każdy kąt, ale nie jest zbytnio upierdliwe. Po pierwsze dlatego, że ten rodzaj exploracji jest po prostu przyemny (moment gdy wbijamy jakiejś chaty, bo kilkuminutowym truchcie i zmarźnięci na kość to autentyczna ulga), po drugie całość nie jest specjalnie trudna. Tylko raz zaciąłem się na dłużej, bo przegapiłem klucz znajdujący sie skrzynce na listy. Tak więc większość czasu to exploracja - szukanie wskazówek fabularnych oraz szukanie przedmiotów, które otworzą przed nami kolejne tereny do zwiedzania. Sporadycznie przyjdzie nam też rozwiązać zagadkę typu - przekręć dzwignie, żeby płynał prąd - ale szkoda, że nie ma tu więcej takich residentowych puzli.
     W grze będziemy też walczyć. Dostępna jest zaróno broń białą (łom czy siekiera) jak i palna (rewolwer oraz strzelba). Niestety mechanika strzelania to słabizna - broń brzmi i działa jak zabawka, ale to nie Call Of Duty - starć jest niewiele i są tylko miłym przerywnikiem od eksploracji. 

     Czy gra ma jakieś wady? Jako główną muszę wymienić fabułę. Kona jest wyjątkową dobrym symulatorem chodzenia, który ma słabą historię - czyli element na którym opiera się gatunek. Nie jest ona bardzo słaba, ale jest przeciętna. To  nie ona pchała mnie do chwycenia za pada. W KONA, największą robotę robi atmosfera i klimt przez duże K. Jest coś fascynującego w przemierzaniu ośnieżonych terenów, gdy mroźny wiatrt kłuje nas w twarz, a stopy grzęzną w gęstym śniegu. Jest coś intrygującego w dojrzeniu samotnej chaty na wzgórzu i kiedy zaczynamy swoje podchody, ciekawi jakie skarby czekają na nas w środku. Kona nie jest horrorem, choć gdy robi się ciemno, a my z latarką w dłoni przemierzamy gesty las to mogą pojawić się ciary. I choćby dlatego warto ograć ten krótki, ale bogaty w doznania tytuł.

     KONA intryguje, budzi emocje, wciąga nas w swój świat - i takie gry video uwielbiam. Co prawda całość skończyłem w pięć godzin, ale dzięki temu gra nie nudzi się do samego końca. Polecam grać w słuchawkach, bo chrzęst śniegu pod butami i wyjący wiatr mocno podbija immersję.W menu wita nas też oszczędny, ale przyjemnie niepokojący motyw muzyczny. Wraz ze śnieżną otoczką gra momentalnie skojarzyłą mi się z Silent Hill. Przypadek? Nie sądze...

Ps. Jeśłi pojawiły się jakieś literówki czy błędy to sorry, ale dopiero co skończyłem grę i dalej mam skostniałe palce.

Oceń bloga:
9

Grywasz w symulatory chodzenia?

Tak. Fajna odskocznia od współczesnych gier, które idąc w ilość tracą na jakości.
38%
Nie. Marne imitacje gier przygodowych z prawdziwego zdarzenia.
38%
Pokaż wyniki Głosów: 38

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper