Z dreszczykiem - "Visitor Q" (2001)

BLOG
1735V
Z dreszczykiem - "Visitor Q" (2001)
dr Wujo | 09.09.2014, 18:42
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Takashi Miike, jeden z najpłodniejszych filmowych twórców w Japonii, znany jest głównie z filmów „Gra wstępna” czy „Ichi Zabójca”. Reżyseruje jednak nie tylko kino grozy, ma bowiem na swoim koncie i filmy sensacyjne, i dramaty… Nie zamyka się w jednym gatunku, jednak ja osobiście upodobałem sobie te najmroczniejsze i najbardziej pokręcone twory jego wyobraźni.

 

Cenię u współczesnych twórców szeroko rozumianą odwagę, choć ta czasem prowadzi do przekraczania granic dobrego smaku czy przyzwoitości. Wiemy jednak doskonale, że kino już dawno przestało zważać na moralność, odrzucając często subtelny przekaz i pruderyjność. Sięgnijmy do roku 1929 i sławnego „Psa Andaluzyjskiego”, aby przekonać się, że już wtedy próbowano w surrealistycznej formie zaszokować widza i pokazać „coś więcej”. Czasy się zmieniają, możliwości technicznych jest całe mnóstwo, a twórcy poszukują wciąż nowych metod i inspiracji. Dzisiaj w kinie niezwykle ciężko jest stworzyć coś oryginalnego, dlatego też często sięga się po koncepcje ekstremalne, mające za wszelka cenę przykuć uwagę. Jeśli dzięki temu o filmie zrobi się głośniej, to tym lepiej. Niestety często nie idzie to w parze z jakością, a innym razem twór taki wzbudza ambiwalentne odczucia. Właśnie taki interpretacyjny chaos zaserwował mi Miike jednym ze swoich najgłośniejszych dzieł – „Visitor Q”.
 

Przedstawiona historia to „Dlaczego ja?”, „Trudne sprawy”, „Dzień, który zmienił moje życie” i „Zdrady” razem wzięte, ale podane w japońskim, ekstremalnym wydaniu. Brzmi niedorzecznie? Bo tak jest w istocie. Wszystko tutaj jest przewrotne i groteskowe. Miike „uraczył” nas wizją rodziny z problemami. Choć przedstawiona familia odbiega znacznie od standardów, ale po kolei…
Atrakcyjna Miki trudni się nierządem. Pierwsza scena ukazuje nam dialog z jakimś mężczyzną, a następnie stosunek. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Kiyoshi… to jej ojciec! Już widzę Wasze zniesmaczenie, ale uwierzcie – to dopiero początek. Jest jeszcze Keiko – matka, oraz syn Takuya. Zastanawiacie się pewnie, czy z nimi jest wszystko w porządku. Absolutnie nie. Matka bowiem upodobała sobie wyższe stany świadomości, a mianowicie heroinę. Ale żeby na nią zarobić, musi się prostytuować. A syn? Takuya nie ustępuje całej reszcie. Szykanowany przez kolegów, nie ma łatwego życia. Rówieśnicy potrafią zgotować mu piekło, np. wrzucając petardy do pokoju. Istne szaleństwo. Sfrustrowany chłopak daje upust swoim emocjom, katując matkę ile sił. Posiada nawet specjalny zestaw „małego prześladowcy”. Oto rodzina Yamazaki. Jak się Wam podoba? Ale do kompletu brakuje jeszcze kogoś – tytułowego gościa. Tajemniczy mężczyzna wkracza w życie zwariowanej rodziny ot tak. Pewnego dnia zauważa na dworcu Kiyoshiego i postanawia… uderzyć go kamieniem w głowę. Od tej pory staje się nieodłącznym elementem egzystencji naszych bohaterów. Do czego jeszcze zdolni są członkowie tej rodziny? Jaka rolę odegra ekscentryczny przybysz? Jaki będzie finał tej „sielanki”? Tego już nie zamierzam zdradzać.
 

Miike przeszedł tutaj samego siebie. Wszystko jest tak niedorzeczne i dziwaczne, że w pierwszym momencie ciężko jest nawet zabrać się za jakąkolwiek interpretację. Najpierw należałoby oswoić się z całą tą degrengoladą, obrazem zwichrowanej rodziny, w której większość zasad moralnych wyparowała wraz z chwilą pierwszego występku. Ale Miike co rusz przypomina nam, że seans powinniśmy traktować z przymrużeniem oka. Łatwo jednak mówić, kiedy karykaturalna wizja familii przyprawiona jest sowicie scenami wszelkiej degeneracji… tak dla smaku. Czasem ciężko jest uwierzyć w to, co dzieje się na ekranie. Widzimy scenę ocierającą się o pornografię, by po chwili uświadczyć gagu sytuacyjnego. Miike ma niezwykle płodny, ale i nieobliczalny umysł. Oddać jednak trzeba, że podczas seansu ciężko ulec znużeniu.

Zachodzicie pewnie w głowę, komu przypadnie do gustu takie kino. Ano z pewnością nie każdemu. Jeśli „Izo” tegoż reżysera wydał Wam się dziwny, to „Visitor Q” już zupełnie Was sponiewiera. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że większość z Was już po krótkim opisie przekreśliła ten film, i w sumie się nie dziwię. Ale mimo wszystko uważam, że warto podejść do tej produkcji. Miike niezwykle odważnie potraktował temat i choć wszystko tutaj jest przerysowane, mało prawdopodobne, ale i brutalne, to jednak sugestywności odmówić nie można. Poza tym, gdy opadną już wrażenia i szok, spróbować można zinterpretować zamysł reżysera. Może rodzina Yamazaki, mimo przedstawienia jej w formie groteski i niedorzeczności, to pewien obraz problemów współczesnego społeczeństwa. Choć w tym wypadku problemy skumulowały się w wybuchową (często ciężkostrawną) całość. Nie zapominajmy również o enigmatycznym mężczyźnie, który bez wątpienia odgrywa tu ważną rolę. Czy jest uosobieniem wyrzutów sumienia? A może film w ogóle nie podlega sferze analizy i wszelkie próby jego zinterpretowania mijają się z celem. Te kwestie pozostawiam już Waszym rozważaniom.

 

I na koniec najtrudniejsza kwestia: czy polecić Wam ten obraz. Dla wielbicieli ekstremy (choć horrorem nazwać go nie można) to pozycja godna uwagi, cała reszta może sobie seans odpuścić. Jeśli natomiast chcecie rozpocząć przygodę z twórczością tego reżysera, zacznijcie np. (o ironio) od „Gry wstępnej”, „Nieodebranego połączenia” (tak, tak on jest reżyserem tego horroru) lub filmu z innego gatunku, jak np. trylogia „Żywi lub martwi”. Jest tego całe mnóstwo. „Visitor Q” to raczej film dla „zaprawionych w boju”, choć i tacy pewnie nieraz podczas seansu otworzą szeroko oczy ze zdziwienia.
Niektórych odrzucić może ciut amatorska realizacja (np. mikrofon pojawiający się od czasu do czasu w kadrze) czy niezbyt wysokich lotów aktorstwo, choć tragicznie też nie jest. Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, wychodzi nam film przeciętny, z lekką przewagą na plus. Ale oczywiście wszystko zależy od oczekiwań i preferencji. Znam ludzi, którzy zachwycają się tą produkcją, ale i takich, którzy mieszają ją z błotem. Ja stoję gdzieś pośrodku. Bardzo lubię twórczość Takashiego Miike i „Visitora Q” uważam za dość ciekawy (i oryginalny) eksperyment, ale daleki jestem od zachwytów. Za to włożyłbym ten film do szufladki z napisem „najdziwniejsze, jakie widziałem”. Sami zdecydujcie, czy jesteście na to gotowi.

Pozdrawiam.

 

Moja ocena: 6

 

Tytuł oryginalny: "Bijitâ Q"

Kraj: Japonia

Reżyser: Takashi Miike

 

 

Źródło screenu: http://www.filmosphere.com/wp-content/uploads/2009/03/visitor-q-21.jpg

Oceń bloga:
12

Krótka piłka...

Obejrzę
51%
Oglądałem
51%
To nie dla mnie
51%
Pokaż wyniki Głosów: 51

Komentarze (8)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper