Grunt to się nie poddawać
Ile zostało w nas hardcoru? Kiedy ostatnio grając w jakiś tytuł zagryzaliście zęby z wku...nia ale nie odpuszczaliście. Kiedy ostatnio jakiś moment w grze okazał się tak trudny że podchodziliście do niego kilkanaście razy bez skutku ale nadal mieliście ochotę na kolejne próby?
Gry są coraz łatwiejsze. Sam poziom trudności pada na pysk a dochodzą do tego jeszcze check pointy, nie ograniczona ilość żyć i kontynuacji, samoregulujący się pasek zdrowia....
Że co? Że o tym już było? Zgadza się dlatego nie zagalopowując w temat upraszczania gier wracam do tego o czym pisałem w wstępniaku.
Gry z racji tego że są coraz łatwiejsze rzadko dają nam okazję do wykazania się swoimi umiejętnościami. Ma to swoje zalety. Człowiek im starszy tym mniej ma czasu na granie a tak kupujesz grę której długość singla wynosi 8 godzin. Po tygodniu grania dzień w dzień ok godzinki tytuł mamy zaliczony i możemy się rozglądać za następnym. Jeszcze dwie generacje temu ukończenie gry tej samej długości zajęłoby nam trzy razy tyle ale świat się zmienił a wraz z nim gry.
Czasem jednak pojawi się światełko w tunelu. Jakaś gra która przypomni mi stare dobre czasy bajtla gdy gry były wyzwaniem a między kolegami można się było pochwalić ukończeniem Ninja Gaiden kiedy oni wciąż próbowali pokonać jakiegoś bossa. Oczywiście dziś się nie chwalę choć PPE daje mi taką możliwość ale wiek swoje robi i głupota gdzieś odchodzi w cień. Taką grą na obecnej generacji było Metal Gear Rising. Nie wiem jak Platynowi to robią ale potrafią mnie przenieść w czasy dzieciństwa. Kiedy próbowałem pokonać Monsoona podstawowym, nieulepszanym od początku zabawy Raidenem czułem się jak w czasach gdy robiłem setne podejście do Contry bez straty życia. MGR ma też fantastyczne trofea i każdego kto zdobędzie platynę nazwę kozakiem i przez miesiąc na PPE będę mu mówił per Mistrzu. Warunek - musi to udowodnić stosownym zrzutem z ekranu. Dziś też gram w gierkę która przenosi mnie w czasy małego podwórkowego hardcora a jest nią The Wonderful 101. I znowu oni, znowu platynowi. Fantastyczny tytuł który ukończy nawet biegający po gamepadzie York z racji tego że w momencie zgonu gra zezwala na kontynuację dokładnie od momentu klęski ale wystawia za to na końcu levelu odpowiednią oceną która dla gracza z krwi i kości jest zniewagą. Nie ma przynajmniej srebra nie ma następnej misji. Duma na to mi nie zezwala i zaczynam level od początku.
Ile było ostatnio gier których wyniki chciałem wciąż podbijać albo takich które stawiały przede mną wyzwanie nie do pokonania przez pierwsze dajmy na to trzydzieści razy? Mało, za mało a kiedyś to była norma o czym przypomni wam ten 10 minutowy filmik który chciałbym abyście obejrzeli w całości bo na pewno znajdziecie w nim troszkę siebie
Dzisiaj gdy ktoś odpala jakąś platformówkę np Maria to od razu znajdą się tacy co go wyzwą od casuali czy dzieciaków. Owszem Mario jest łatwiejszy i podoba się dzieciom jak i dorosłym ale nie jest łatwiejszy od np Gearsów czy Uncharted. Zupełnie inne gry to fakt ale żeby je ukończyć umiejętności trzeba mieć mniej więcej na tym samym poziomie. W końcu o byciu hardcorem nie świadczy gra w jaką gramy lecz jak w nią gramy.
To na dzisiaj tyle. Pozdrawia wa dżony już od lat nie hardcor a zwykły gracz.