GieeRTe #30 - Tyski vs rok 2020

BLOG
502V
GieeRTe #30 - Tyski vs rok 2020
TyskiPL | 01.01.2021, 19:22
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Skoro niektórzy piszą podsumowania roku, to czemu i nie ja? Zwłaszcza, że się trochę zadziało. Podsumowanie mojego roku 2020, ale nie skupiający się tylko na gamingu i sprzęcie RTV, lecz dotykający wielu spraw życiowych, a nawet podrzucające tytuły 2 książek nt. historii gier video. 
I tym razem nie będzie słowa o Cyberpunku, bo jak grę naprawią na PS4, to ta gra u mnie zaistnieje w 2021. 
Nie czytaj, jeśli nie lubisz melodramatów, czy seriali obyczajowych :P

Myślę, że najlepszym moim podsumowaniem będzie po prostu omówienie, co działo się pokolei w roku, zamiast dzielić to na sekcje typu "Gaming", "Praca", "Miłość". 

Ktoś zaraz spyta, że po co na blogu dla gamerów piszę o innych sprawach? Cóż - odkąd pisuję blogi na PPE, regularnie dawałem znać co u mnie, jak się żyćko toczyło. Myślę więc, że taka forma podsumowania będzie wobec tego bardziej uczciwa. 

 

Nastaje 2020 rok - a z nią nadzieja

Nie uwierzycie, ale 2019 rok żegnałem z ulgą. Wynikało to z problemów osobistych. 

Pamiętacie dziewczynę, o której kiedyś pisywałem w blogu, że jak dobrze pójdzie, to się jej oświadczę? Cóż, zamiast tego w lipcu zerwałem z nią i przez długi czas nie mogłem wejść w związek, bo albo emocje robiły swoje albo trafiałem na wariatki. Do tego ta sytuacja nałożyła mi się na problemy w pracy i na pozostałości po traumie z dzieciństwa i w efekcie tego brałem antydepresanty, by nie ześwirować totalnie. 

Potem pojawił się jeszcze jeden problem. Mianowicie siostra spodziewała się dziecka w następnym roku, ale już snuto plany m.in. dotyczące chrztu. Cała rodzina, nie pytając mnie nawet o zdanie, z góry uznała, że ja zostanę chrzestnym dziecka, jako jedyne rodzeństwo siostry. Pomyślicie sobie - a jaki to problem? Cóż... złożony. Jestem ateistą, który wychowywał się i dorastał w rodzinie o mentalności typowo podlaskiej, jako, że rodzice stamtąd pochodzą. Tak więc nie tylko religia, ale tradycje i moje ulubione "wypada-nie wypada" mają dla wszystkich moich krewnych bardzo spore znaczenie. Słuchałem więc sporo o tym, że wypada by chrzestnym był jak najbliższy krewny, a mi nie wypada odmówić i tak dalej. 
W końcu nie wytrzymałem i uznałem, że pora wyjść z szafy. Mama i siostra dowiedziały się tuż przed Wigilią, Tata następnego dnia. O ile rodzice to przyjęli z bólem i zrozumieli, to z siostrą... cóż. Doszło do awantury, która o mały włos, a zrujnowałaby święta wszystkim. Święta udało się ocalić, ale wydawałoby się, że już między mną, a siostrą na zawsze pozostanie wielka przepaść. 

Cóż, już w Nowy Rok 2020 przekonałem się, że się pomyliłem. Podczas Sylwestra spędzanego w urokliwej mieścinie za Zieloną Górą, zadzwoniłem do niej i się pogodziliśmy - od tamtej pory, paradoksalnie, jesteśmy sobie bliżsi i traktujemy siebie poważniej.

Impreza potem dalej trwała, więc pojawiały się i nadzieje - wincyj gier, nowa dziewczyna, może uda mi się nieco schudnąć i rzucić palenie. 

 

 

2020 zaczyna się dobrze...

Rok zaczął się dobrze, bo faktycznie - udało mi się rzucić palenie. Pomijając ponowne ogrywanie gier z przeszłości (te będę konsekwentnie omijał w tym wpisie), styczeń upłynął mi pod znakiem gry Crash Team Racing. Przyjemne wyścigi, ale jako ktoś, kto gra tylko w trybach single i nie wydaje ani złotówki na PlayStation Plus, uważam, że zamiast nie wiadomo ilu dodatków i postaci, gra mogłaby zyskać nieco więcej tras. Później z nowości na mojej konsoli zawitały dodatki do Assassin's Creed: Odyssey i tu powiem szczerze, że Los Atlantydy zachwyca. Z kolei Dziedzictwo pierwszego ostrza... jak dla mnie niczym się specjalnie nie wyróżnia. Od strony fabularnej, spodziewałem się po nim więcej. W międzyczasie, fabuła mnie w jednym momencie zawiodła (nie będę spoilerować), a sam dodatek okazał się być takim "AC: Odyssey Mini". 

 

 

Udało mi się zmienić pracę na taką z wyższymi zarobkami, w lepszych warunkach. Ironicznie - ta zmiana pracy była prawdziwym szczęściem. Już czwartego dnia usłyszałem, że od następnego dnia przechodzę do pracy zdalnej, do odwołania, z powodu pandemii. Pandemia w kraju dopiero się zaczynała i jak się miało potem okazać - każda firma miała większe lub mniejsze problemy finansowe przez koronawirusa i gdybym został w poprzedniej pracy, skończyłbym jako bezrobotny. Do tego bardzo podobała mi się wizja pracy zdalnej - z natury jestem introwertykiem. Lubię pracować sam, w spokoju, w towarzystwie odpowiedniej muzyki. Skupić się na zadaniu, a nie być przerywanym co chwile, bo ktoś ma coś rzekomo ważniejszego, pilniejszego albo dlatego, bo akurat Elka i Grażynka muszą sobie pogadać przy biurku obok o ploteczkach. Lubię pogaduszki - ale jak mam na to czas, a nie gdy próbuję się skupić na pracy. 

Zdając sobie sprawę, że szykuje się lockdown, planowałem co będę robił z dodatkowym czasem wolnym - wszak nie musiałem już poświęcać czasu na dojazdy do/z pracy. Zbliżały się moje urodziny, więc postanowiłem sprawić sobie w końcu ciekawszy prezent - zakupiłem soundbar Samsung Q60R, stworzony we współpracy z Hardman Kardonem oraz kolekcję filmów Blu-Ray, by sobie urządzać maratony filmowe. Wszak PlayStation 4 bardzo dobrze służy jako odtwarzacz filmów. Uznałem więc, że warto to wykorzystać, bo nie samymi grami i Netflixem człowiek żyje. 

 

 

Co mogę powiedzieć o tym sprzęcie? Cóż, nie jestem audiofilem, czy ekspertem ds. dźwięku, ale muszę przyznać, że sprzęt się bardzo dobrze sprawuje, w sposób mnie satysfakcjonujący. Nie tylko dobrze przekazuje dźwięk z konsoli, ale również paruję go od czasu do czasu z Macbookiem Pro przez bluetooth i puszczam sobie przez niego co ciekawszą muzykę ze Spotify lub Youtube'a. Sprzęt ma oczywiście funkcję dźwięku przestrzennego i analizuje pomieszczenie w jakim się znajduje, by jak najlepiej dopasować dźwięk. Jedyny mankament tutaj to mój telewizor - mam starego Samsunga LCD, kupiony w 2010 r. Powoduje to, że jeden z trybów soundbaru - Tryb Gamingowy - jest póki co niedostępny. Działa on przy telewizorach Samsunga od QLEDów wzwyż. W przyszłości planuję wymienić telewizor, ale nie ukrywam - nie jest to w moich priorytetach. 

 

... ale w końcu staje na głowie

Ja od początku podchodziłem do lockdownu spokojnie, jednak widok ludzi rzucających się do sklepów, by jak najszybciej zrobić zakupy jakby szykowała się wojna, w tym po papier toaletowy, był dla mnie zaskakujący. Niedługo potem współlokator się wyprowadził, uznając, że woli na czas pandemii wrócić do rodziny. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że jestem już w stanie się sam utrzymać. Witaj kawalerstwo pełną gębą!

Święta Wielkanocne spędziłem akurat sam. Nie było wiadomo jak będzie z pandemią. W Warszawie zachorowania rosły szybko, a w rodzinnym mieście rodzice mieszkali niedaleko jednego ze szpitali, gdzie leczą ludzi na Covid-19. Nie chciałem więc ryzykować zdrowia swojego i bliskich. Odwiedziłem jednak rodziców już w maju, gdy sytuacja zrobiła się spokojniejsza. 

 

[img]1432212[/img]

 

Rozpoczęło się więc kolejne ogrywanie gier. Na dysk wjechało uniwersum GTA 3D - Grand Theft Auto 3, Grand Theft Auto: Vice City i Grand Theft Auto: San Andreas. Plan był taki, że przechodzę te gry dokładnie w tej kolejności. Jednak zakupione na lutowej wyprzedaży, czekały na swoje ukończenie aż do grudnia, z racji, że sterowanie w "trójce" mnie dostatecznie zirytowało. Przerwa jednak dobrze mi zrobiła, bo po ponownym wejściu do gry, przechodzenie "trójki" stało się dla mnie jakieś bardziej naturalne. 

 

 

Na co się więc przerzuciłem? Między innymi na Uncharted 3: Oszustwo Drake'a. Może to dziwić, bo taki ze mnie fan przygód Nathana Drake'a, a dopiero teraz ukończyłem "trójkę"? Prawda jest taka, że kilka lat temu grę pożyczyłem od kolegi, ale nie zdążyłem jej ukończyć. Po drodze potem trafiały się inne tytuły, dlatego wbicie trofeum za ukończenie gry poczekało aż do 2020 r. 

W maju zszedłem się z nową dziewczyną. Graczka, pecetowa, fanka "League of Legends" oraz Asasynów. Przy tej okazji też w końcu sięgnąłem po Assassin's Creed: Origins i mówiąc wprost - mam problem z wyborem, czy bardziej wolę Origins, czy Odyssey, bo obie gry zachwyciły mnie klimatem, mapą. Fabuły może nie najwyższych polotów, ale dawały radę mnie usatysfakcjonować. 

 

 

W czerwcu napisałem i obroniłem pracę magisterską na temat postrzegania mikrotransakcji i lootboxów przez polskich Graczy. Nie chcę omawiać tutaj całej swojej pracy, ale jeśli mam ją podsumować w jednym zdaniu, to większość Polskich graczy jest przeciwko mikrotransakcjom i lootboxom, ale mimo tego większość osób badanych z nich korzysta. W tym miejscu warto zaznaczyć, że kwestionariusz do badania był udostępniany również w blogosferze PPE - więc mój magister to po części Wasza zasługa, za co Wam dziękuję i chylę czoła!
Przy okazji pracy nad dyplomem, zaopatrzyłem się w dwie ciekawe publikacje, które fanom gier chcącym poszerzyć nieco swoją wiedzę z tego obszaru, mogę polecić. Są to:

  • Dustin Hansen, "Game on! Video Game History from Pong and Pac-Man to Mario, Minecraft, and more" - niestety nie ma polskiego wydania. 
  • Marcin Kosman, "222 polskie gry, które warto znać" - opublikowana w czerwcu 2020 r. książka, której partnerem medialnym był m.in. PSX Extreme. 

 

Dajcie znać, w razie byście chcieli, bym napisał bloga poświęconego tym książkom. 

 

W lipcu udało mi się w końcu zrealizować marzenie, jakie miałem od... zawsze. Marzenie o posiadaniu własnego samochodu. Pandemia okazała się być dobrą okazją na kupno czterech kółek - a to ktoś chce po prostu sprzedać, a to ktoś potrzebuje dodatkowej gotówki. Po zakupie, duża część mojej miłości do konsol przeniosła się na Fordzika i wspólne wojaże od czasu do czasu po różnych regionach Polski (w końcu geograf :) ). Zwiedziłem więc m.in. nieznane mi obszary Podlasia, Lubelszczyznę i Zamojszczyznę, okolice Bugu na granicy kraju, a w listopadzie, gdy przez obostrzenia byłem zmuszony odwołać urlop w hotelu to m.in. objechałem Mazury i odwiedziłem koleżankę w Głogowie. Kawał jazdy :P 

Do tego w lipcu zrealizowałem pomysł na tatuaż, na pamiątkę po najlepszym okresie swojego życia. Tatuaż ma w sobie ukrytych kilka znaczeń - m.in. róża wiatrów jako podróżnik i poszukiwanie siebie oraz drogi życia przez lata studiowania, ale  ma również wokół wytatuowaną frazę "Sic Parvis Magna" - "Wielkość od skromnych początków", doskonale znany cytat z pierścienia, jaki nosił Nathan Drake. 

Zaś sierpień to był czas udanych chrzcin siostrzeńca. Młody rośnie zdrowo, tylko czekać, aż wujek będzie mu mógł wręczyć pada do rąk :D

 

... I ten rok zaczyna tracić kolory, ale... 

We wrześniu okazało się, że wyczerpałem swój limit szczęścia - związek padł, a w erze zamkniętych restauracji, knajp i pubów, weź teraz kogoś nowego poznaj. Samotność związana z mieszkaniem samemu i braku spotkań z ludźmi dawała się we znaki, stopniowo, coraz bardzej. Internet nie potrafi jednak całkowicie zastąpić spotkań na żywo. Do tego złamałem postanowienie noworoczne i - przyznaję się - wróciłem do palenia. I przytyło mi się, sięgając do najwyższej wagi w swoim życiu.   

 

... od czego są gry?

Życie wydawało się robić coraz bardziej szare. To chyba spowodowało, że sięgając po kolejne nowe (dla mnie) gry, kierowałem się bardziej ich designem, niż fabułą. 

 

 

 

Tak więc kolejny tytuł jaki wpadł do mojego dysku, to był "The Wolf Among Us", wydane przez upadłe już Telltale Games. Specyficzna, komiksowa oprawa o ciekawym zamyśle, w którym postacie z bajek i baśni przenieśli się do prawdziwego świata - konkretniej to do Nowego Yorku lat 80. XX w. - gdzie muszą ukrywać swoje prawdziwe tożsamości, udając zwykłych ludzi. Gracz wciela się Bigby'ego - wilka, który pełni rolę szeryfa pilnującego, by w społeczności baśniowych postaci nie działo się nic złego i żeby nie doszło do ujawnienia ich prawdziwych tożsamości. W momencie, gdy dostarczona mu zostaje odcięta głowa kobiety, zdaje on sobie sprawę, że społeczności grozi wielkie niebezpieczeństwo i z marszu podejmuje śledztwo. 
Bardzo przyjemna gra o nieliniowej fabule, gdzie decyzje faktycznie potrafią mieć swoje konsekwencje, do tego rozgrywka miejscami jest urozmaicona za pomocą Quick Time Eventów. Tutaj dobra wiadomość - krążą informacje o trwających pracach nad kontynuacją historii Bigby'ego. 

 

 

Kolejnym tytułem było New Super Lucky's Tale. Zawsze twierdziłem, że z chęcią miałbym Xboxa One, by móc ograć "Super Lucky's Tale", ponieważ lubię platformówki o pięknej oprawie graficznej, a tych moim zdaniem na rynku jest ciągle za mało. A tu pewnego dnia odwiedzając sklep z grami, zostałem zaskoczony informacją, że ta gra została wydana w końcu na PlayStation 4, w wersji dopracowanej technicznie i wzbogaconej o DLC. Czy gra spełniła moje oczekiwania? I tak i nie. Z jednej strony miałem miło spędzony czas, można się przy tym tytule zrelaksować, ale z drugiej strony - nie jest to drugi Crash Bandicoot, Spyro, czy jeden z klasycznych Raymanów. Gra ewidentnie była tworzona pod młodszych Graczy, co idzie odczuć po stopniu słodkości gry i poziomie trudności. Tutaj nadmienię, że jest odczuwalna różnica w tym ostatnim, między podstawką, a DLC, w którym poziom trudności jest odczuwalnie wyższy. 
Cóż, dopóki działa to lepiej i zapewnia więcej godzin gry niż "Skylar & Plux" okrzyknięty kiedyś "wielkim, triumfalnym powrotem platformówek", nie narzekam.  

 

 

Następnym punktem moich potyczek z nierozgrywanymi wcześniej grami był Cuphead. Gra o fenomenalnym soundtracku i ręcznie rysowanych grafikach, do tego bardzo wymagająca. Nie pamiętam już ile razy ginąłem, musząc najpierw nauczyć się przeciwnika, zaplanować strategię walki i potem po prostu próbować do skutku. Możliwe, że kiedyś chętnie wrócę do tej gry. Kto jeszcze nie próbował, a szuka wyzwań - dajcie szansę Filiżankogłowemu. Nie bójcie się - ja nie jestem jakimś hardcorowym graczem, zginąłem ponad 600 razy (tak, w grze jest licznik), ale w końcu udało się i trudno mi porównywać satysfakcję z pokonania ostatnego bossa z jakimkolwiek innym poczuciem zadowolenia. 

 

 

Przedostatni tytuł, który tutaj wspomnę, to wyjątkowo jedyny tytuł, którego nie ogrywałem na konsoli, a na Macbooku, ze względu na wyjątkowo niską cenę na Steam. Plus przy okazji w końcu miałem okazję sprawdzić na własnej skórze, czy faktycznie na Macbooku Pro da się grać. 
Night in the Woods to singlowa gra przygodowa, opowiadająca o Mae, która wraca do rodzinnego miasta po tym jak rzuciła studia. Przekonuje się ona jednak, że wiele się zmieniło podczas jej nieobecności - dawni przyjaciele się zmienili, miasto nie jest takie same jak kiedyś, a do tego jeden z jej przyjaciół zaginął bez słowa. W międzyczasie Gracz jeszcze odnosi wyraźne wrażenie, że sama bohaterka kryje w sobie niełatwą przeszłość.
Tytuł na Macbooku działał wręcz idealnie i nie miałem powodów do narzekania, ale też powiedzmy sobie szczerze - nie jest to gra jakoś bardzo złożona i mająca wielkie wymagania. Fabuła jest liniowa, dając co jakiś czas Graczowi po prostu zdecydować, czy do następnego punktu chce podążać ścieżką A, czy B, co nieco wpływa na zakończenie. To jednak co mnie ujęło w tej grze to nie tyle fabuła, która mogłaby być poprowadzona lepiej (chociaż tutaj plus za humor i sprawienie, że choć czasem gra prezentuje niełatwe tematy, podaje je w sposób lekki), a samo ujęcie miasta Possum Springs i tego, co się tam dzieje - idzie wczuć się nieco w klimat miasta. Do tego soundtrack gładko i przyjemnie ubogaca rozgrywkę. Przede wszystkim jednak zachwycili mnie fani tej gry, którzy stworzyli masę naprawdę ciekawych fan-artów oraz animacji. Z resztą - to znajomi namówili mnie do dania temu tytułowi szansy, bo zazwyczaj jednak gry tego typu jakoś nie potrafią mnie do siebie przyciągnąć.

 


Art w wykonaniu Wojtovixa.

 

Zacząłem wymienianie gier od Crasha i na Crashu skończę. Ostatnią grą, po którą sięgnąłem w 2020 r. (nie licząc GTA: VC i GTA:SA po ukończeniu w końcu "trójki"), był Crash Bandicoot 4: It's about Time. Czwarta część przygód bandika naprawdę daje sobie radę i pokazuje jak twórcy wykrzesali z siebie ogrom kreatywnego podejścia, by nie była to po prostu kontynuacja, kolejne odcinanie kuponów. O poziom trudności też nie trzeba się martwić - trzyma poziom poprzedników, choć czasem mam wrażenie, że jest nawet miejscami trudniejsza... przejście niektórych etapów, szczególnie już pod koniec gry, wymaga głębokiego skupienia i idealnego opanowania mechanik w grze.
W Sylwestra, na jednej kanapie, skopałem kumplowi tyłek w zawodach na liczbę rozbitych skrzynek i na przechodzenie fragmentów leveli w jak najkrótszym czasie - fajny patent, przy którym gracze wymieniają się padem. Przypomina to, gdy grało się z siostrą w "Super Mario Bros." i jedno z nas sterowało Mario, drugie Luigim. 

 

 

Plany na 2021 rok?

Cóż, napewno nie pognam jeszcze w nową generację. Kusi mnie czasem PlayStation 5, ale problemy z dostępnością plus wysokie ceny gier odstraszają. Niby mógłbym sprzedać PS4 i PS3, ale biblioteka gier na PS5 jest jeszcze mała i nie chciałbym znaleźć się sytuacji, jaką miałem z PS Vitą kilka lat temu, gdzie przygoda z kieszonsolką skończyła się po zaledwie kilku tytułach. Poza tym prawdę mówiąc nie widzę póki co powodu dla kupowania tej konsoli, gdyż tuż przed Sylwestrem zakupiłem Sackboy: Wielką Przygodę na PS4 i czekam aż do mnie przyjdzie zamówione Assassin's Creed: Valhalla.  Z pozostałych gier ogłoszonych, to ja czekam póki co na więcej informacji nt. gry "Hogwarts Legacy", co nie oznacza, że napewno po tę grę sięgnę - niestety, ale ostatnie działania wokół marki Harry'ego Pottera w filmach i grach wymuszają na mnie sceptyczne podejście. 

 

 

Poza tym, może w końcu się ogarnę i zajmę się przejściem Skyrima? Od kiedy kupiłem tę grę, to regularnie zaczynam grać, gram przez jakiś czas i potem ta gra ląduje gdześ w odmętach dysku, zapomniana. Nie wiem dlaczego prawdę mówiąc. "Fallout 4" również nie potrafił mnie przyciągnąć na długo i nawet jak teraz na PS4 idzie na wyprzedaży dostać tanio wersję cyfrową, nie kusi mnie. Może po prostu nie trafiają do mnie "bethesdowe" RPGi?

Myślę, że spokojnie przemijająca generacja może mi jeszcze wiele zaproponować, by i ten rok nie był dla mnie samym odgrzewaniem ukończonych już gier.

Ale nie tylko grami zamierzam żyć.

Muszę kontynuować zapoczątkowaną w połowie zeszłego roku zrzucanie wagi. Nie jest to łatwa sprawa w moim przypadku, ale mogę dumnie sie pochwalić, że kilka kg już zrzucić się udało. 

 

Przyznaję, że zrobienie sobie takiego podsumowania to dobry pomysł. Człowiekowi wydaje się, że 2020 albo był on nudny albo zły, a tu człowiek potrafi docenić ile wbrew pozorom dobrego i ciekawego się zadziało. 

 

Wszystkim Wam życzę szczęśliwego Nowego Roku 2021! 

 

Oceń bloga:
15

Komentarze (23)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper