KINO: X-Men: Przeszłość, która nadejdzie - Recenzja

Oto recenzja mojego najbardziej oczekiwanego filmu roku 2014! Przygotujcie się na chaos recenzencki !
Zeszłoroczny Wolverine wg wielu robił dobrze widzom jedną tylko sceną. Sceną po napisach. Daleki jestem od tego stwierdzenia, ale jednak coś w tym jest. Ten zwiastun tego co miało nadejść wraz z rokiem 2014 do naszych kin konkretnie podnosił fanowskie ciśnienie u komiksowej braci.
Już pierwsze wiadomości o filmie dawały mocarnego kopa – stara gwardia powraca (trylogia X-Men) do spółki z nową (First Class). Historia zaś miała ukazać nam filmową wersję komiksu Days of Future Past. Bez cienia wątpliwości kultowego i wałkowanego przez wszelakie seriale o X-Menach. Nic dziwnego, bo oryginalna historia robiła niewiarygodne wrażenie. Nie tylko moje emocje sięgały zenitu. Co z tego będzie? Jak naprawić to co zepsuto?
Moda na Sukces ?
Na stołku reżyserskim znów zasiadł po latach Bryan Singer. Ten sam gość, który nakręcił pierwsze dwie części X-Men. Zdaniem wielu najlepsze z serii i jedne z najlepszych adaptacji komiksów ever. Później Singer odleciał za Supermanem, zostawiając X-ludzi koledze po fachu Bratt’owi Ratner’owi. X-Men 3 : Ostatni Bastion to istna rzeź niewiniątek. Przesiew jaki tam zaszedł niezłe pomieszał szyki ewentualnym kontynuacjom. Później gruchnął w czachę teledysk pt. X-Men Geneza: Wolverine. Wielce oczekiwany przez fanów film okazał się nędznym pasztetem fabularnym, spłycając i uśmiercając mentalnie znanego z komiksów herosa. Następnie ukazał się prequel całej serii – X-Men: Pierwsza Klasa Matthew Vaughn’a, strącając z pozycji lidera X-filmów X2. Inne podejście do tematu zaowocowało nieśmiałym sukcesem. O tyle nieśmiałym, bo nie kasowym. Dalej mięliśmy już zeszłorocznego Wolverine’a. Zdania były podzielone. Dla jednych bardziej solowe podejście do bohatera (brak zbędnych cameo innych mutantów), wierniejsze trzymanie się papierowego pierwowzoru i skupienie się na problemach psychicznych bohatera było świetnym pomysłem (krytycy), dla drugich kulą u nogi („fani” Genezy). Ja byłem w pierwszym obozie. Ciekawostką jest fakt że bezapelacyjnie ogłoszona przez fanów pomyłką i najgorszą w serii Geneza na polskich portalach filmowych ma najwyższa ocenę (lub ex aequo) ze wszystkich X-filmów! Niesmaczny żart kilkudziesięciu tysięcy widzów ?
Rodzina Addamsów?
Aż 6 filmów z serii – trudno dopiąć wszystko na ostatni guzik w tylu produkcjach. Masa niespójności zaczęła cechować filmowe uniwersum mutantów. Tylko cofnięcie się w czasie mogło to wszystko zmienić. Wolverine udaje się więc w przeszłość by naprawić niedociągnięcia poprzedników… znaczy zniweczyć morderstwo niejakiego Bolivera Traska, którego projekt robotów Sentinel, doprowadzi do zagłady nie tylko mutantów , ale też ludzi.
Z jednej strony mamy więc grupę X-Men w przyszłości z całymi następstwami wojny z Sentinelami, grupę zdziesiątkowaną. Z drugiej młode pokolenie mutantów hulające sobie gdzieś w latach 70.
To drugie będzie przeważało czasowo na ekranie, ale wcale nie znaczy to że naszych seniorów będzie tak mało. Przyszłościowe wydarzenia to w tej produkcja przede wszystkim akcja. Nareszcie możemy zobaczyć mutantów tak jak Bóg przykazał. Nie czuć tego niedosytu, który cechował poprzedników, że to Collossus się nie bije, czy Iceman tylko próbuje cos zrobić. Autorzy w końcu pokazali należycie ich potencjał bitewny. Sceny walk X-Men Vs Sentinele robią piorunujące wrażenie z jeszcze jednego względu – brutalności. Już po pierwszej walce (czyli pierwsze sceny seansu) opadła mi szczena.
Przeszłość to bardziej przegadany rozdział. Taka też była jego rola. To tutaj jesteśmy świadkami skomplikowanych relacji pomiędzy postaciami. Aczkolwiek i sceny akcji się pojawiają, a prym wiedzie tam nowy mutant.
Drużyna Pierścienia?
Chyba każdy zobaczył choć kilku nowych bohaterów na zdjęciach czy zwiastunach.
W przyszłości mamy Bishopa, Blink, Sunspotha i Warpatha. Trudno cokolwiek o nich wyrokować, bo nowi-starzy członkowie X-Men robią tutaj za mięso armatnie. Nie mają za dużo do gadania, ale sceny akcji z nimi w pełni to wynagradzają. Niedosyt jaki cechował kolejne z rzędu cameo z poprzedników gdzieś znika.
W przeszłości mamy kilka pomniejszych powrotów młodszych wersji, ale tak naprawdę muszę wymienić tylko jednego – Quicksilver. Postać ta robi taką trzodę na ekranie, że można mieć podczas jego akcji niekontrolowany ubaw po pachy. W pewnym momencie pojawia się nawet aluzja co do jego ojcostwa. Zdaniem podsumowania – żaden mutant nie został schrzaniony.
Znani nam mutanty „robią dobrze” każdemu fanatykowi poprzedników. Stara gwardia gra głównie swoją prezencją („takie czasy”), zaś młodsza daje popis aktorski w scenach starć dialogowych. Nie trudno zgadnąć że piszę o młodych wersjach Łysego i Magneto, ale już Mystique/Raven już takim oczywistym wyborem nie była, a spisała się fenomenalnie.
Jeżeli ktoś bał się że Wolverine znów zgarnie dla siebie cały film (grał pierwsze skrzypce w 5 z 6 filmów!), to może odsapnąć. Logan to taki Ojciec Chrzestny całego filmu – wyjaśnia o co chodzi jakby, prowadzi i robi to ze znaną mu gracją (czujesz ironię?). Co zaskakujące, scen akcji z Rosomakiem jest jak na lekarstwo.
Ludzki człon filmu to w głównym stopniu Peter Dinklage czyli Bolivar Trask. Postać trudna o tyle bo będąca w rozkroku pomiędzy byciem głównym antybohaterem filmu, a przyszłą ofiarą pod ochroną całej obsady. Nazwać go przeciwnikiem X-Menów to błąd, bo w świetle fabuły on nim nie jest… „już” nie jest. Przeciwnikiem są zdarzenia które mają się wydarzyć. Niezbyt reprezentatywny główny przeciwnik na film superbohaterski, nie sądzicie?
Terminator 2: Dzień Sądu?
Singer powracając na stołek reżysera, przechodzi sam siebie. Nie dość że odrobił pracę domową, to próbuje załatać i naprawić to co reszta scenarzystów i reżyserów poprzednich x-filmów schrzaniła mu po drodze. A to nie łatwe zadanie było. Cameo ludzkiego Hanka McCoya w X2? Xavier chodzący w X3? Po analizie wydaję się to nieprawdopodobne. Singer musiał nieźle ślęczeć nad scenariuszem z Simonem Kinbergiem, bo dokonał rzeczy dla wielu niemożliwych. Co najlepsze SPOILER wymazał przy okazji część Genezy Wolverine’a KONIEC SPOILERA.
Temat podróży w czasie to trudny temat. Tutaj Singer konsultował się nawet z Jamesem Cameronem, czyli facetem który na tym temacie zjadł zęby. To dziwne, ale nie mam się do czego przyczepić w kwestii czasowych przemian.
Jedna rzecz mnie jeszcze osobiście zaskoczyła. Singer rozwinął się jako reżyser, nie tkwi w jednym klimacie i humorze w obrębie całego filmu. Jego poprzednie x-filmy cechował dość gęsty klimat nie znający lekkich momentów. Z autopsji wiem że wielu osobom trudno było te filmy oglądać. Tutaj szefo z łatwością przechodzi od momentów poważnych do luźniejszych, dialogi przeplata kąśliwymi i dowcipnymi uwagami. Jeżeli jego dawni X-Meni nie przypadli ci do gustu to tutaj jest szansa by to zmienić.
Star Trek ?
Pamiętacie pierwszy Star Trek J.J. Abramsa ? Abrams stworzył coś zdumiewającego w tym filmie. Jego Star Trek był nie tylko prequelem, ale też reebotem i w istocie sequelem (zobacz, by uwierzyć ;p). Nowy X-Men Singera też wychodził z takiego założenia. Jednakże to że X:DOFP korzysta ze spuścizny poprzedników, mimo że cholernie rajcujące, to jest największą wadą całego spektaklu. Bez znajomości wszystkich 6 filmów tutaj ani rusz. To nie jest tak jak z dziełem Abramsa, który był łaskawy dla każdego widza – starego czy nowego – i usatysfakcjonował każdego. Tutaj nie ma „przebacz” dla nowych w temacie.
Trudno mi się doczepić do jakiegoś innego elementu filmu, prócz powyższego (zależnego do punktu widzenia). Bo chyba nie do kwestii pojawienia się starego Profesora X? Ten temat jest tak cholernie wkurzający, że nie chcę mi się go nawet wyjaśniać. Wystarczyło przed premierą filmu przejrzeć dosłownie co trzeci temat na forum filmwebu. Za to ubolewam nad scenami wyciętymi, zwłaszcza z Rogue, która pojawia dosłownie na 2-3 sekundy na ekranie. Może i wg reżysera nie potrzebnie było rozwlekać film i dodawać kolejną postać, ale większość z nas z chęcią by zobaczyła więcej znanych twarzy. Mam cichą nadzieję na wersję rozszerzoną na dyskach Blu-Ray.
Dni przyszłej przeszłości
X-Men: Przeszłość, która nadejdzie to rewelacyjne podsumowanie całej serii o mutantach MARVELa. Film wytyka błędy poprzedników, naprawia je i daję nadzieje na lepsze jutro dla całej serii. Mamy też masę odniesień do filmowej serii i komiksowego pierwowzoru. Nawet w takich smaczkach jak muzyka Johna Ottmana, która jest chyba najlepszą w serii. W moim mniemaniu to najlepszy film z całej serii, godny walki o najlepszą komiksową ekranizację komiksu.
Trudno się teraz nie ponieść emocjom, gdy małymi kroczkami nadchodzą trzy kolejne produkcje z tego uniwersum: X-Men: Apokalips, Wolverine 2 oraz X-Force. I strach się bać co dalej z Wolverinem, bo Jackman pewniakiem pojawi się tylko w Wolverinie 2. Z takim zapleczem byłbym jednak spokojny.
Przyszłość, która nadejdzie będzie nad wyraz smakowita.
OCENA: 9,5 / 10
PS. Próbka OST od Johna Ottmana:
PS.2. Zapraszam wszystkich do dyskusji na temat filmu i zdania na temat podróży w czasie ;]