TERMINATOR 2D: NO FATE - RECENZJA

BLOG RECENZJA GRY
60V
user-2115179 main blog image
MATTERIA | Wczoraj, 18:37
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

TERMINATOR - filmowe dzieło Jamesa Camerona, które na zawsze wpisało się w historię kina i popkultury. Łącząc dynamiczne kino akcji z mroczną wizją przyszłości zdominowanej przez maszyny, stworzył on opowieść, która stała się symbolem lęków i fascynacji epoki technologicznej. Ikoniczna postać terminatora, a właściwie kilku Terminatorów, kultowe cytaty oraz motyw walki człowieka z nieubłaganym losem sprawiły, że szczególnie pierwsze dwa filmy Camerona do dziś są rozpoznawalne i inspirujące dla wielu twórców. 

I tym sposobem przechodzimy do naszego giereczkowania, gdzie marka Terminator dostała na przestrzeni lat wiele gier, ale większość były to co najwyżej średniaki. Najnowszym tworem jest TERMINATOR 2D: NO FATE w wykonaniu Bitmap Bureau i wydane przez Reef Entertainment.
Dzieło studia z Wielkiej Brytanii to wspaniały, intensywny, choć krótki list miłosny do przełomu lat '80/'90 i ówczesnego hitu jakim był Terminator. Posłuchajcie...

Gra startuje z buta już na samym intrze, gdzie widzimy dobrze znane postacie z drugiego Terminatora przy akompaniamencie hitowej ścieżki dźwiękowej. Szybkie ogarnięcie menu i zaczynamy jako Sarah Connor, która, co chyba nigdy wcześniej nie było ukazane, udaje się na solową misję wybicia w pień CyberDyne, firmy, która pracowała od lat nad prototypem pierwszego Terminatora. W filmie mamy tylko krótką wzmiankę o tym, że Sarah została złapana i wrzucona do psychiatryka. W grze natomiast możemy zobaczyć jak to się stało.

Tytuł ten to solidne oczko puszczone do fanów gier retro i tych nań stylowanych. Poza Sarą w grze pokierujemy młodym Johnem, T-800 czyli Arnie'm, oraz Johnem już z czasów wojny ze SKYNETEM. Gra przerzuci nas przez wszystkie ikoniczne lokacje z filmu, jak właśnie siedziba CyberDyne, przyszłość w której John walczy z maszynami, słynny wał przeciwpowodziowy, w którym to Arnie ratuje Johna na motocyklu, czy chociażby zakład psychiaryczny. Wszystko tu zostało dokładnie oddane jak w filmie. Jest nawet scena, kiedy Sarah z Johnem resetują jednostkę sterującą T-800tki.

I tu ciekawostka, ponieważ gra w kilku momentach oferuje nam wybór moralny. W pewnym momencie możemy zdecydować, czy resetować Terminatora i zobaczyć jak potoczą się losy naszych bohaterów później, tak samo jak co zrobić z Miles Dysonem. Ukatrupienie go na miejscu w domu zaprowadzi nas w finale  w zupełnie inne miejsce, ale to już musicie zobaczyć sami.

Terminator 2: No Fate to action shooter z prostymi elementami platformowymi. Tu podskocz, tam zbiegnij, a gdzie indziej się przeturlaj. Gra oferuje kilka poziomów trudności, przy czym ten ostatni solidnie da wam w kość i wydłuży grę nawet kilkukrotnie. No i właśnie... skoro już o długości mówimy; przejście gry na łatwym i średnim poziomie trudności to jakieś 40 do 60 minut. Tak, dobrze słyszeliście, ukończenie tej klimatycznej gierki to niecała godzinka. Tak więc, jeżeli ktoś na przykład ma daleko do pracy w dodatku jedzie komunikacją i posiada Switcha, może zakończyć los zbuntowanych maszyn w autobusie w drodze na ważne zebranie :D

Gracze z tego powodu są mocno podzieleni (nie z tego, że mogą grać w autobusie), no bo jak to tak? 200 złotych za grę w pudełku na max godzinę pykania? Ano tak to, dokładnie tyle. Niemniej, twórcy zawarli wiele powodów, aby grę ukończyć kilkukrotnie. Tytuł zawiera kilka trybów niedostępnych na starcie. Trzeba najpierw ukończyć fabułę, potem jakiś inny tryb, czasem pozbierać jakieś dobrze ukryte znajdźki.

Gra zawiera też tryb bossów, więc w dowolnej chwili możecie wskoczyć do akcji bez potrzeby przechodzenia całych rozdziałów. Na pewno zmotywowany i sprawny gracz wyciągnie z tego tytułu dużo więcej, niż omawiana godzina grania.

Skoro już pogadałem o tym czasie gry, który jak by nie patrzeć jest sporym minusem, pora na miód, bo tylko on został. Terminator 2: No Fate to mokry sen wszystkich starych i nostalgicznych dziadów jak ja, którzy pamiętają młodego Arnolda jako T-800 z kina lub w megahicie Polsatu puszczanego chyba co pół roku. Jest tu wspaniała ścieżka dźwiękowa, która wlewa nam klimat do uszu i ta grafika w stylu retro pasująca tu jak ulał. Raz, że przypomina w dobrym stylu jak wyglądały gry mniej więcej w tamtych latach, a dwa, że jest kolejnym ukłonem do starszych graczy, bo na takich grach się chowali. Nieuniknione są też skojarzenia z Contrą. Już w pierwszych sekundach gry dostajemy ulepszenie broni, które jest żywcem wyjęte z legendarnej strzelanki, są tu etapy, gdzie akcja dzieje się jakby zza pleców bohatera, zupełnie jak w Contrze. Mamy bossów, którzy spokojnie pasowaliby do jakiegoś sequela Contry i nikt by nie narzekał. 

Gra jest pełna smaczków, które z łatwością wychwycą fani uniwersum. Granaty rodem z pierwszej części, które budował Kyle Reese, scena z początku dwójki, gdzie szukamy ubrania dla T-800, wpierdziel lokalnym zbirom w PUBie i przypieczenie na kuchence gościa, co to ubranie musiał oddać. Ujęcie ze strażnikiem, który trafił full-a na kubeczku od kawy, a także słynne zakończenie z Arnoldem i wjazd na taśmociągu. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać...

Tytuł potrafi być bezlitosny. Raz byłem na tyle "zdolny", że na "normalu" zginałem tyle razy, że pozbawiłem się wszystkich tokenów kontunuacji gry. Okazuje się wówczas, że grę trzeba zacząć od nowa; nie ma znaczenia, czy zginęliście na ostatnim bossie, czy cztery razy w pierwszej misji - nie i koniec, gra cofa Cię do początku. Dla mniej cierpliwych polecam granie na "łatwym", bo wtedy nie będziecie musieli się martwić o ilość życia i kontynuacje.

Jak oceniam Terminator 2: No Fate? Wysoko, ponieważ jest to wspaniała wycieczka w przeszłość i przeżycie dramatycznego losu Johna i jego bliskich ponownie. Z drugiej strony, chciałoby się więcej, bowiem etapów jest mało, są relatywnie krótkie i niewiele tu zmienia opcja rozgrywania scenariusza ponownie w trochę zmienionym settingu. Spokojnie mógłbym poczekać jeszcze długo, zapłacić cenę jak za pełną produkcję AAA i dostać dużo więcej grania. A tak trzeba się zadowolić tym, co jest. Troche szkoda.

Oceń bloga:
5

Ocena - recenzja gry Terminator 2D: NO FATE

Atuty

  • Klimat, klimat, klimat
  • Muzyka jest wspaniała
  • Chwilami napięcie sięga zenitu

Wady

  • Cena w stosunku do zawartości
  • Max 60 minut na ukończenie gry to jakaś kpina

MATTERIA

Piękna i nostalgiczna podróż do kultowej kreacji Jamesa Camerona. I choć krótka, to dobrze, że jest. Polecam przejść kilka razy i wycisnąć co się da, a potem wrócić do Terminator: Resistance.
Grałem na: PS5

Komentarze (8)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper