DISSIDIA FINAL FANTASY NT : Recenzja po latach

BLOG RECENZJA GRY
67V
user-2115179 main blog image
MatteriaGames | Wczoraj, 11:45
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Square Enix zapragnęło któregoś dnia stworzyć swoją mordoklepkę, ale nie taką zwykłą mordoklepkę, lecz z postaciami rodem wyjętych ze swojej najsławetniejszej serii, czyli Final Fantasy. I tak oto w 2008 na wspaniałe PSP wydano Dissidia Final Fantasy, a w 2011 jeszcze lepsze Dissidia 012 Final Fantasy (DuoDecim). Celowo omijam tu popierdółki na telefony. Twórcy stwierdzili, że w tytule siedzi za duży potencjał, aby pozostawić go zapomnianym w edycji na starą konsolkę przenośną. Tak oto w 2015 roku wydali na PlayStation 4; Dissidia Final Fantasy NT. Gra, która została przeniesiona po kilku miesiącach z automatów i gra, która jest niemal z nią identyczna. Różni je głównie roster postaci do wyboru. Dlaczego wybrałem akurat ten tytuł? Wydaje mi się on srogo zapomniany, a szkoda, bo walki potrafią dać sporo radochy. Zapomniany być może dlatego, że według graczy nie dowiózł, był trochę powtarzalny i być może dlatego, że leżała w nim architektura sieciowa, ale po kolei...

Gdy instalowałem grę lata temu na, PS4 liczyłem na coś podobnego, co oferowały młodsze siostry z PSP; masa postaci, głęboki, choć nieskomplikowany tryb walki, wyzwania, ciekawą fabułę, mapkę w 3D z niespodziankami do odkrycia i tonę contentu do odblokowania walką, czy też innymi sposobami. W dodatku wszystko to było okraszone wbudowanym w grze kalendarzem, który przy ponownym włączeniu Dissidii informował nas co się zadziało w grze, gdy nas nie było, niekiedy nagradzając nas za powrót. Popierdółka, ale zdarzało się, że choć na chwilę włączałem PSP tylko po to, by zobaczyć, co tym razem dostanę po zalogowaniu.

Square Enix jednak przeliczyło się, bo siła marki to nie wszystko, by przyciągnąć graczy tak po prostu, kiedy wycina się połowę zawartości względem starszych poprzedniczek i dodaje bzdurne funkcjonalności, które olalibyście już na starcie. Z resztą ja tak zrobiłem.

Po wypasionym intro możemy pogrzebać w sosie gry, czyli menu głównym. Jest tryb online, do którego wrócę nieco później, tryb fabularny z cut scenkami i światem do uratowania - a jakże!, kustomizacją postaci, walkami offline, oraz trening, gdzie można sprawdzić w praniu nasz misterny plan na najtrudniejszych przeciwników, i w końcu opcja TREASURE, gdzie odbieramy nagrody za nasze poczynania w grze. I tu warto na chwilę się zatrzymać; gra oferuje cały stos wyzwań typu "zmień cel 3 razy" albo "zaatakuj przeciwnika, który cię nie namierza" lub inne pokroju "przebiegnij po ścianie 10 razy i wbij cięgi adwersarzowi". Głupotki, z których większość odblokujecie nie starając się o to w trakcie grania. Tytuł daje nam do dyspozycji 28 postaci. Nie zabrakło tych największych, jak Cloud z Finala VII, Sephirotha, Terry z szóstej odsłony, Cecila z "czwórki" czy Noctisa z Final Fantasy XV. Postacie można ubierać w fatałaszki i zmieniać im oręż, jednak tego nie ma za wiele w grze. I znów pytam, komu to potrzebne? Kustomizacja ma jednak jeden istotny element, mianowicie EX Skill Set-y, gdzie przypisujemy do naszego bohatera zestaw umiejętności, którym posłużymy się w walce. Może to być czar REGEN, ESUNA czyszcząca negatywne statusy lub POISON, które otruwa przeciwnika. Do dyspozycji mamy wiele slotów z predefiniowanymi SET-ami, tak, żebyśmy nie musieli nimi żonglować każdorazowo przed walką. Raz utworzysz i masz potem kilka różnych uzbrojeń do szybkiego wyboru. 

Jeśli chodzi o bitwe, to bierze w niej udział 3 na 3. To co dzieje się na arenie to istny chaos, w którym nie pomaga praca kamery. Mimo, że możemy "zalockować" ją na konkretnym przeciwniku i tak często nie nadążą za bitką i zostawia gracza zdezorientowanego na krótką chwilę. Kiedy jednak ogarniemy jak działa cała ta konstrukcja, gra się w to całkiem przyjemnie. Błyska, strzela i pełno tu laserów blasterów. Element taktyczny polega nie tylko na czarach wspomagających, lecz na dwóch totalnie innych atakach. Jeden to atak BRAVERY, który zdejmuje punkty rywalowi, coś w stylu punktów akcji, i gdy już zjedziemy tego sporo, wówczas należy atakować czysto fizyczne, czym powoli minusujemy klasyczne żyćko HP. Zero HP przeciwnika oznacza po prostu pokonanie jednego z trzech złoli na arenie. I tak aż do ubicia ich wszystkich. Przed walką wybieramy jednego z siedmiu Summonów. Są nimi Ifrit, Shiva, Ramuh, Odin, Leviatan, Alexander i Bahamut. Jednak nie przyjdą one tak po prostu, bo do przywołania tych tytanów potrzebne jest rozbicie specjalnego kryształu, który co jakiś czas pojawia się w trakcie walki. Uzbieranie odpowiedniej ilości kryształu i zrobienie tego dość szybko pozwoli nam na przywołanie Ifrita czy innego Bahamuta. Summon na kilkadziesiąt sekund dołącza do starcia po naszej stronie i nierzadko potrafi odmienić oblicze walki. Animacje tych kreatur są niezwykle efektowne, nie wspominając o ataku ostatecznym, który odpala się tuż przed zejściem potworka ze sceny. Coś pięknego. Innym sposobem na wygraną jest przeczekanie limitu czasu walki, pod warunkiem, że wbiliśmy przed końcem więcej szlagów, niż wbito nam. Nie raz na najwyższych poziomach trudności polegałem na tym, a i tak przegrywałem.

Chwilę o trybie fabularnym, który prostu jest...i właściwie tyle. Nie wiem dlaczego, ale twórcy uparli się na dziwaczną mapkę 2,5D, po której skaczemy kursorem odblokowując cut-scenki, a potem walki z bossem. Jednak najpierw trzeba nam do tego specjalnych artefaktów, które otwierają nam drogę dalej, aż do finałowego bossa. Nie możemy tak po prostu grać i przejść fabuły, bo artefakty zdobędziecie tylko w innych trybach gry, choćby w zwykłych potyczkach offline. Moim zdaniem to chamskie wymuszanie na graczu, by próbował i grał we wszystkie inne tryby, jakie gra ma do zaoferowania, a tego jest naprawdę niewiele. Opowieść fabularna to klasyczne "jest źle, świat się wali, chodź mordo pokonamy razem złola i jego ziomków". Coś co jeszcze w trakcie przechodzenia przestanie mieć dla was znaczenie.

Poza walkami, na plus musze zaliczyć muzykę w grze i udźwiękowienie. Mamy tu najwspanialsze numery z niemal wszystkich części, których można odsłuchać dla relaksu w menu gry lub podczas walki. Mało tego, większość to numery oryginalne (Jenova!) jak i ich nowoczesne aranżacje. 

Dissidia Final Fantasy NT to też gra, która wpisuje się doskonale w czasy DLC (w tamtych latach były już one mocno ugruntowane na rynku gier), mianowicie zawartości typowo wycinanej z gry, żeby potem dosprzedać je w osobnych paczkach. I tak oto mamy ciuszki, nowe miecze, czy tam pałki, a także gotowe postacie. Jest do kupienia Tifa z FFVII,, Rinoa z FFV,III, Ardyn z Finala XV, ciuszki dla Clouda i Squalla wprost z serii Kingdom Hearts, czy jakieś potrójne pakiety czegoś, do czego nawet nie zajrzałem.

Na koniec zostawiłem tryb Online. Są tu trzy opcje do grania; drużynowe ze znajomymi lub randomami z sieci, gra solo przeciwko innemu graczowi i coś na wzór własnego lobby, gdzie ustalamy swoje zasady walki. Gra już na premierę miała puste serwery, które tak! do dziś działają! i jak się domyślacie, po 10 latach nie widać tam Chocobosa z kulawą nogą. W oczekiwaniu na mecz można zrobić kawę, pójść na zakupy, posprzątać w garażu, a i tak w lobby nie pojawił się nikt poza mną z okazji tego tekstu. Co gorsza, raz zalogowani do trybu wyszukiwania, nie opuścicie go bez wyłączenia i ponownego włączenia gry. W tym trybie po prostu nie ma opcji "back"! Square dlaczego?

Final Fantasy Dissidia NT to dziwaczny twór, nie dorastający do pięt swoim poprzedniczkom z PSP, ale ładny nawet dzisiaj z miodną i satysfakcjonującą walką. Wielu zadowoli też spory wybór postaci i ich klasy. Niektorzy fajterzy to klasy dystansowe, inni specjalizują się w bliskim dystansie dewastując oponenta, ale odsłaniając się przy tym na kontry, itp. itd. To jednak trochę za mało, żeby odnieść sukces i robić kontynuacje, co pokazały następne lata. Budżet tej gry nie jest publicznie znany, ale czuję, że Japończycy utopili miliony na tym nierównym tytule. Dziś można go wyrwać za grosze i jeśli nadarzy się komuś taka okazja, w dodatku jest fanem serii Final Fantasy - to mimo wszystko polecam.

Oceń bloga:
5

Ocena - recenzja gry Dissidia Final Fantasy NT

Atuty

  • Cały czas grafika
  • Muzyka
  • Taktyczne walki
  • Najwyższe poziomy trudności zmuszają do myślenia zamiast mashowania

Wady

  • Fabuła to sklejka dialogów i pompatycznych scen
  • Online od dawna jest pusty, więc po przejściu fabuły zostaje nam grind offline
  • praca kamery

MatteriaGames

Dissidia Final Fantasy NT to twór dziwny - bardzo ładny, jak na swoje lata z soczystą i taktyczną walką. Jednocześnie pusto tu, irytuje trochę praca kamery, a spory roster postaci nie do końca rekompensuje oczekiwania, zarówno na premierę, czy też dzisiaj. Niemniej łatwo wyrwać edycję legendarną za grosze, która szczególnie fanom FF sprawi sporo przyjemności

Komentarze (6)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper