Clair Obscur: Expedition 33 - pierwszy turowy soulslike?

Na początek proszę o wyrozumiałość, ponieważ jest to mój pierwszy wpis tego typu, nigdy wcześniej tego nie robiłem.
Clair Obscur: Expedition 33, bo o tej grze zamierzam tutaj opowiedzieć z perspektywy inspiracji gatunkami z których czerpie najbardziej. Specjalnie nie będę nazywał postaci po imionach, czy opowiadał o lokacjach żeby uniknąć spoilerów. Tekst nie zdradzi fabuły, czy ważnych twistów, więc jeżeli ktoś szykuje się, lub jest w trakcie grania nie napotka tutaj niczego, co mogłoby popsuć mu zabawę.
Inspiracją, którą dostrzegam w tej grze najmocniej (co nie znaczy, że jedyną) jest cały dorobek From software i nie są to tylko powierzchowne kwestie. Z rzeczy oczywistych są flagi, przy których odpoczywamy, oraz przenosimy się między obozowiskami, odradzają się też wtedy przeciwnicy. Projekty labiryntów, sposób ich eksploracji, stopień zakręcenia również budzą skojarzenia ze znanymi seriami. Jak to w grach w typie soulsów bywa nie mamy mapy w zamkniętych lokacjach, a z pomocą często przychodzi nam odblokowanie jakiegoś skrótu. Są stworki na wzór Dark souls, z których po ubiciu w określonej ilości tur wypadają dobre przedmioty, lub jeśli nie wyrobimy się w czasie uciekają tak samo jak w grach From. Przedmioty służące do ulepszania broni działają na takiej zasadzie jak w soulsach i również możemy je kupować u handlarzy.
Projekty bossów i ich movement to miks klimatów z Bloodborne, Dark Souls, Elden Ring. Perfekcyjne parowanie jest żywcem wyjęte z Sekiro i bardzo wymagane na najwyższym poziomie trudności, na którym akurat grę przechodzę, podobnie jak nieco łatwiejsze uniki. Bossowie mają często dwie fazy, a ruchów trzeba się nauczyć zupełnie jak w grach From, bo raczej z marszu nie pokonamy tutaj trudniejszych bossów. Bywa, że po pokonaniu boss niespodziewanie powstaje jak sławna małpa z Sekiro i zyskując zupełnie nowy zestaw ruchów i pasek życia. Sygnalizacja zachowań wrogów przed konkretnymi sekwencjami ataków też czerpie dużo z wyżej wymienionych gier.
Customizacja postaci w drużynie daje podobne możliwości jak w popularnych soulslike'ach, jest tego multum. Podejrzewam, że gdyby spotkało się sto grających w Expedition 33 osób to każdy mógłby mieć zupełnie inny build drużyny. Podczas eksploracji nawet przedmioty widać z daleka w formie świecących ogników podobnych do tych z serii Dark souls. Sama eksploracja jest zresztą bardzo podobna i gdyby turowość gry zastąpić zręcznościową walką mielibyśmy kolejną grę mogącą zaliczyć się do podgatunku soulslike.
Ja ze swojej strony ze względu na wysoki poziom trudności i mocny nacisk na system parry, bez którego na najwyższym poziomie trudności nie ma mowy o grze, oraz szeregu małych i dużych podobieństw do znanych soulsborne'owych serii postrzegam ten tytuł jako pierwszy turowy soulslike w historii. Ograłem wiele turówek w życiu i żadna nie była tak dynamiczna i tak mocno nie pompowała adrenaliny. Czasem mam bossa na strzał jak w soulsach, ale popełnię błąd pod wpływem stresu i napięcia, źle obliczę ułamki sekundy przy parowaniu, lub uniku i ginę. Feeling i emocje podczas walk z bossami mam dokładnie takie same jak w grach From Software. Dobijam do 60-tego poziomu postaci, a i tak są jeszcze miejsca gdzie nie mogę wejść i bossowie którzy zdmuchują mnie jednym ciosem. Opcjonalnych bossów też jest multum i to też zbliża ten tytuł do gier typu Elden Ring, czy Dark Souls.
Oczywiście każdy odnajdzie w tym tytule wiele innych inspiracji, bo miłość do jrpg też widać tutaj na każdym kroku. Jest inspiracją grami rytmicznymi typu Parappa the raper, czy Patapon, bo podczas walk dźwięk bardzo często i bardzo mocno pomaga. Wsłuchując się uważnie często wiemy kiedy zacząć obronny balet. Jest bardzo wiele z metroidvanii, bo z czasem zyskujemy kolejne zdolności, które pozwalają eksplorować niedostępne wcześnie miejsca. To wspaniały miks gatunkowy z niebanalną dojrzałą fabułą, grający na emocjach zrobiony z niesamowitą wizją artystyczną. Gra na jaką czekałem od lat, pomimo, że gatunek RPG nie należy do moich ulubionych.
Nieważne do jakiego gatunku finalnie gra należy, lub nie należy. Ważne co każdy z osobna dostrzega w niej dla siebie i jakie jej elementy będą dla niego dominujące. Gatunki nie definiują już gier, a coraz częściej się przenikają, lub są tożsame. Dla mnie w subiektywnym odczuciu to taktyczny soulslike, dla innych graczy może to być gatunkowo/klasyfikacyjnie cokolwiek innego. Ważne, że finalnie tytuł ten jest świeżym IP, które broni się jako całość. Lubiący dobre gry ponad podziałami będą się doskonale bawić i to jest chyba w tym wszystkim najważniejsze. Choć to nie recenzja, to po 60 godzinach spędzonych z Expedition 33 (a sporo jeszcze przede mną) mogę z czystym sumieniem wystawić jej ocenę 9 z bardzo mocną rekomendacją.