Battlefield 6 – powrót legendy czy kolejny krok w przepaść? | GameFrame #37

Battlefield 6 to niezwykle interesująca produkcja. Z jednej strony mamy do czynienia z grą, która musi ponownie wynieść DICE i EA na szczyt po wyjątkowo nieudanej premierze Battlefielda 2042. Z drugiej – twórcy muszą zachować naturalny duch serii, by przyciągnąć dawnych fanów. Czy udało im się znaleźć złoty środek?
Jak to jest z tymi FPSami?
Kiedyś notorycznie grałem w FPS-y wszelkiego rodzaju. Od CS-a, przez Valoranta, po Apex Legends, PUBG, Call of Duty, Rainbow Sixa czy Hell Let Loose. Jednak to właśnie w Battlefieldach zawsze bawiłem się najlepiej. Niestety – powtarzalność i brak ciekawych usprawnień sprawiły, że odpuściłem multi i przerzuciłem się głównie na singlówki oraz co-opy.
Ale po zobaczeniu pierwszych zwiastunów Battlefielda 6 coś we mnie drgnęło. Poczułem, że to może być idealny powrót do nostalgicznych wspomnień i emocji, które dawały stare odsłony serii.
Najwięcej godzin spędziłem w trójce. BF4 ominął mnie z powodu słabego komputera, a kiedy w końcu wymieniłem sprzęt, ogrywałem już Battlefielda 1. I to on był ostatnią częścią, o której mogę powiedzieć, że naprawdę mnie wciągnęła. Idealne TTK, przepiękne mapy, wciągająca fabuła (szczególnie kampania w BF1 – opowiedziana z rozmachem i emocjami), świetny gunplay. Naprawdę niczego jej nie brakowało.
Piąta część po numeracji już mnie odbiła – szczególnie w okresie premiery – a 2042 był porażką, o której chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Ratował go jedynie tryb Portal, w którym gracze tworzyli własne scenariusze rozgrywek.
Powrót do starych dobrych klas
Przez ostatnie dni w becie spędziłem około 15 godzin – głównie na PC, ale też trochę na PS5 – więc mogę podzielić się wrażeniami z obu platform. Zdjęcia, które zobaczycie poniżej, pochodzą zarówno z wersji konsolowej, jak i pecetowej.
Przede wszystkim – klasy wracają. Koniec z operatorami. DICE ponownie postawiło na dobrze znany podział: szturmowiec, inżynier, wsparcie i snajper. Każdy ma swoje jasno określone zadanie:
-
Szturmowiec – specjalista od walki w zwarciu, czyści korytarze granatnikiem m.in
-
Inżynier – naprawia pojazdy palnikiem, niszczy wrogie maszyny rakietnicą.
-
Wsparcie – leczy sojuszników i utrzymuje drużynę przy życiu.
-
Snajper – oznacza cele i ustawia punkty odrodzenia bliżej pola walki.
Jedyne, czego żałuję, to fakt, że domyślnie każda klasa może korzystać z dowolnej broni. Wolałbym klasyczne ograniczenia – ale na szczęście istnieją tryby, w których twórcy przywracają ten model. A w Portalu na pewno znajdzie się mnóstwo fanowskich konfiguracji, które jeszcze bardziej to podkręcą.
Feeling strzelania– radość z małym „ale”
Jak strzela się w najnowszej odsłonie Ogólnie – dobrze, ale jest kilka drobnych zgrzytów. Broń brzmiałaby lepiej, gdyby dodano jej więcej „masy” i charakteru. Momentami odczucia przypominają strzelanie z laserów – odrzut jest niewielki, a większość karabinów prowadzi się zbyt gładko. Brakuje mi tego „kopnięcia”, które czujesz w rękach, kiedy naciskasz LPM i sypiesz ołowiem. To właśnie on mnie zawiódł najbardziej. Ale nie zrozumcie mnie źle, sam feeling jest naprawdę dobry. Czuć satysfakcję po zabiciu swojego celu, bronie są pięknie zanimowane oraz jest możliwość customizacji opartej na punktacje. Mamy 100 punktów do rozdysponowania na każdą broń, i możemy dzięki temu ładować do niej dodatki jakie tylko nam się podobają, aż nie przekroczymy granicy wyżej wspomnianej punktacji. Fajne rozwiązanie.
TTK jest moim zdaniem za szybkie. W ciasnych miejscach tempo gry przypomina Call of Duty. Słyszałem różne opinie – dla jednych jest idealnie, dla innych za krótko. Zobaczymy, czy twórcy wprowadzą jakieś zmiany po feedbacku z bety.
Mapy – piękno w szczegółach
Na ten moment w becie mogliśmy sprawdzić trzy mapy: Oblężenie Kairu, Szczyt Wyzwolenia i Iberyjską Ofensywę. Każda jest dopracowana, pełna szczegółów i ma swój klimat.
-
Oblężenie Kairu – gęsta zabudowa, walka w ciasnych uliczkach, dynamiczne starcia piechoty.
-
Szczyt Wyzwolenia – otwarta przestrzeń na górskich grzbietach, raj dla snajperów i pojazdów.
-
Iberyjska Ofensywa – połączenie otwartych przestrzeni i zurbanizowanych sektorów.
Już teraz nie mogę się doczekać Brooklińskiego Mostu – zapowiada się prawdziwy wizualny spektakl. DICE jak zwykle błyszczy w tworzeniu klimatycznych, widowiskowych krajobrazów.
Chaos, destrukcja i adrenalina
To, co wyróżnia Battlefielda, to jego kontrolowany chaos. W nowej odsłonie dzieje się jeszcze więcej: budynki walą się w pył, wokół wybuchy, dym, odłamki, ciała sojuszników i wrogów przelatujące tuż obok.
System destrukcji jest kapitalny – możesz praktycznie zrównać budynek z ziemią, zostawiając jedynie szkielet konstrukcji. To sprawia, że każda kolejna potyczka jest inna od poprzedniej. Zmienia się linia frontu, pojawiają się nowe ścieżki ataku, a gracze muszą reagować w locie.
Wszystko to w akompaniamencie świetnego udźwiękowienia – wybuchy dudnią w uszach, komendy drużyn brzmią naturalnie, a muzyka po zwycięstwie przypomina stare, dobre BF-y.
Optymalizacja
Grałem na laptopie z i7-12650H oraz kartą RTX 4060 i muszę przyznać, że wrażenia były naprawdę świetne. Na wysokich ustawieniach graficznych rozgrywka utrzymywała płynne 140 klatek na sekundę, a w momentach największego chaosu licznik spadał jedynie w okolice 120 FPS. Ani razu nie natrafiłem na buga, wyrzucenie do pulpitu czy artefakty graficzne – wszystko działało wyjątkowo stabilnie, co w becie wcale nie jest regułą.
Na konsoli również obyło się bez przykrych niespodzianek – stałe 60 FPS, bez choćby jednego spadku. Zauważyłem jednak pewien problem na mapie z Kairem: w dwóch przypadkach pojawiły się nagłe spadki rozdzielczości, które wyglądały dość dziwnie, wręcz psując chwilowo odbiór grafiki. Może to drobny błąd optymalizacyjny, może specyfika tej lokacji, więcej na to nie natrafiłem.
Mój największy lęk – skórki i mikrotransakcje
I tu dochodzimy do tematu, który jest moim "być, albo nie być". EA i DICE zapewniają, że kosmetyka będzie utrzymana w militarnym klimacie. Fajnie – ale ja już to słyszałem w innych grach.
Ostatnio wróciłem do Rainbow Six Siege – świetna zabawa, balans jak za najlepszych lat. Ale kiedy po meczu widzę Ash przebraną za Larę Croft, tańczącą na środku mapy, mam ochotę odinstalować grę. To samo dotyczy Call of Duty, gdzie po świetnej becie Black Ops 6 zrezygnowałem z zakupu, bo nie chciałem patrzeć na Warzone’owe wybryki w stylu Snoop Dogga czy Nicki Minaj.
Nie chcę, żeby w Battlefieldzie 6 po kilku miesiącach pojawił się ktoś w kostiumie Teletubisia z M4A1 wysadzający budynki w Kairze. Póki co twórcy utrzymują, że tak nie będzie, ale historia uczy, że monetyzacja potrafi zepsuć najlepsze wrażenia.
Podsumowanie
Na ten moment mogę powiedzieć jedno – jestem zachwycony. Battlefield 6 daje mi radość, której nie czułem od lat. Są drobne minusy – zbyt sterylne brzmienie broni, szybkie TTK, ryzyko późniejszych „dziwnych” skórek – ale frajda z gry przeważa.
Jeśli DICE i EA utrzymają kurs i nie przesadzą z mikrotransakcjami – biorę na premierę bez wahania. Czas pokaże, czy dostaniemy prawdziwy powrót króla, czy tylko chwilowy zryw.
A póki co – życzę Wam udanego weekendu, smacznej kawusi i odrobiny słońca w to nasze zimne, polskie lato. Do zobaczenia na polu bitwy!