Opowieść o kolonii pełnej triumfu i chaosu- RimWorld | GameFrame #35

BLOG O GRZE
119V
user-2102278 main blog image
FenixThePlayer | Dzisiaj, 00:16
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dzisiejszy wpis nie będzie o wielkich premierach, nie będzie też o spektakularnych światach AAA. Dziś będzie o czymś... bardziej niepozornym. Ale też bardziej nieprzewidywalnym. O grze, która nie ma prawa działać tak dobrze – a jednak sprawia, że zapominam o całym świecie.

RimWorld to ten typ gry, który może mnie chwycić na dwa sposoby. Albo odrzuci mnie po kilku godzinach, albo pochłonie całkowicie – i nie puści przez dziesiątki, a może i setki godzin. Ostatnio postanowiłem dać mu kolejną szansę. I wiecie co?

Chwyciło. I nie chciało puścić.

Czym jest Rim?

RimWorld to osadzona w klimatach science-fiction strategia, w której zarządzamy kolonią rozbitków na obcej planecie. Akcja toczy się w odległej przyszłości – ludzkość skolonizowała niezliczone systemy gwiezdne, a my trafiamy na jeden z takich światów po tym, jak nasz statek kosmiczny rozbił się w wyniku awarii. To oczywiście tylko jeden z dostępnych scenariuszy, ale skupmy się na nim – bo właśnie w nim toczyła się moja rozgrywka.

Wybór umiejscowienia naszej historii.

I od razu mały twist: nasi bohaterowie to nie elitarni komandosi czy inżynierowie. To przypadkowi pasażerowie, z bardzo różnymi (i często bardzo niedoskonałymi) cechami. Jedni mają fobie, inni są niezdarni, jeszcze inni potrafią gotować, ale nienawidzą przemocy. Brzmi śmiesznie? Czasem tak – ale to właśnie ta mieszanka wad i zalet buduje unikalne historie i interakcje, których nie da się przewidzieć.

Zanim zaczniemy budować, wybieramy biom, czyli środowisko, w którym wylądujemy. I tu robi się ciekawie. Można trafić na tundrę, gdzie przez większą część roku trzeba walczyć o temperaturę i ciepłe ubrania, a plony zbiera się przez może pół roku. Można też osiedlić się w tropikach, gdzie roślinność buzuje przez cały rok – ale za to czyhają choroby i nieznośne upały. Są też regiony praktycznie bez roślin – same skały, piasek i pył.

Każde takie miejsce zmienia sposób rozgrywki. To nie tylko tło – to fundament codziennych decyzji i problemów.

Zanim ruszymy, czeka nas jeszcze wybór narratora. To genialne w swojej prostocie rozwiązanie, które nadaje ton całej grze. Do wyboru mamy trzy postacie:

  • Cassandra– rosnące wyzwania w miarę rozwoju kolonii. Stopniowy wzrost trudności, chyba taki classic mode. Tak przynajmniej bym go nazwał
  • Phoebe – spokojna, z dużymi przerwami między zdarzeniami. Idealna na relaks, choć potrafi uśpić czujność. Ja akurat nie mam z nią żadnych przeżyć, ale kolonia mojego znajomego padła, ponieważ nie zauważył jak bardzo urósł w siłę. Pomiędzy eventami dostał atak, którego nie był w stanie pokonać ze względu na ilość samych przeciwników.

  • Randy – chaos w czystej postaci. Może zafundować Ci nalot mechanoidów, gdy masz ledwo swoją szope i ognisko. Albo odwrotnie – spokój przez pół roku, by potem zrzucić na Ciebie kwaśny deszcz niszczący plony, malarie i ataki pobliskich piratów. Co tylko chcesz. To definicja RimWorlda.

Opowieść, która pisze się sama

Mamy już trójkę naszych kolonistów. Wybór biomu za nami. Narrator również ustalony – czyli klimat naszej historii już znany. Co dalej?

Dalej wchodzimy w świat, w którym wszystko wydaje się być pod naszą kontrolą, ale szybko okazuje się, że to tylko złudzenie. RimWorld daje Ci iluzję panowania nad sytuacją – aż do chwili, gdy Twój ukochany kucharz zaczyna podpalać własne łóżko, bo nikt nie zapytał, czy dobrze się dziś czuje.

Każdy z naszych kolonistów to postać z losowo wygenerowaną historią i zestawem cech. I to nie są cechy „superbohaterów”. Raczej: niedobitki, wyrzutki, przypadkowi ocalali.

Weźmy przykładowo jednego z moich poprzednich kolonistów– świetny rolnik, gotuje jak członek rodziny Gesslerów (powiedzmy), ale... jest piromanem i nie znosi przemocy. W praktyce oznacza to, że w stresie podpala wszystko wokół, a gdy wróg podchodzi pod drzwi — on idzie w drugą stronę. Idealny kandydat na szefa kuchni w kolonii, która za chwilę zostanie napadnięta. Jeśli masz trzech kolonistów na początku i ktoś Ciebie zaatakuje, to już masz dwóch na starcie do obrony - nieco ogranicza to możliwości strategiczne, prawda?

Inny to genialny badacz. Punktuje dodatkowo w krawiectwie, rzemieźlinku czy kowalstwie, ale... ledwo widzi przez zaćme w obu oczach. W czasie ataku nie trafi nawet w nieruchomego przeciwnika z pięciu metrów. Trzeba będzie go kiedyś zoperować, o ile zdobędziesz odpowiednie narządy i przeżyjesz na tyle długo.

Jeszcze inny — niepełnosprawny alkoholik. Bez nogi, z przeszłością pełną częstych testów napojów wyskokowych. Nie karmisz go promilem? Będzie rzucał się na ściany, kolonistów, zwierzęta.. co tylko chcesz.

Brzmi absurdalnie? Jak najbardziej. Czy to działa? Oj działa genialnie.

Z chaosu rodzi się porządek - albo trauma do końca gry?

Kiedy już przyzwyczaisz się do tego, że Twoi koloniści są bardziej problemem niż zasobem — przychodzi czas na planowanie.

I tu RimWorld znowu nie bierze jeńców. Gra od razu wrzuca Cię na głęboką wodę. Masz harmonogramy, priorytety zadań, listy leków, system zarządzania narkotykami, magazynami, żywnością, miejscami pracy, rekreacją... I to wszystko musisz ogarnąć, żeby kolonia w ogóle zaczęła działać.

Nie masz chłodni? Jedzenie się psuje. Nie masz kuchni? Ludzie jedzą surowe mięso albo owoce które mogą spowodować potencjalne zatrucie. Powiem więcej, masz brudną kuchnie? Gotowane jedzenie może być zanieczyszczone, co spowoduje zatrucie pokarmowe. Nie masz pokoju rekreacyjnego? Wszyscy popadają w depresję. Nie masz ubrań? Cóż, wkrótce umrą z zimna. W skrócie: nie masz czasu na odpoczynek.

Ale jeśli lubisz budowanie, zarządzanie i czystą satysfakcję z rozwijającej się kolonii — RimWorld to spełnienie marzeń. Albo koszmarów. Zależy od dnia i narratora.

A jaki jest cel tej przygody?

To pytanie pojawia się prędzej czy później: „Jaki jest cel?”. I odpowiedź brzmi: to zależy tylko od Ciebie.

RimWorld nie ma klasycznej fabuły, którą „musisz” przejść. Oczywiście, scenariusz rozbitków sugeruje stworzenie statku po odkryciu odpowiednich badań, lub odnalezienie go na mapie, obronienie się przed przeciwnikami i ucieczke...  Ale równie dobrze możesz uznać, że zostajesz. Tworzysz samowystarczalną społeczność. Albo ruszasz w podróż wojenną i palisz wszystkie inne kolonie na mapie. Albo żyjesz w lesie, z dala od cywilizacji, uprawiając zioła i robiąc narkotyki (tak, można)

To Ty nadajesz sens swojej rozgrywce. I to jest właśnie sedno tej gry – nie „wygranie”, tylko przeżycie w sposób, który sam sobie wybierzesz. Dlatego właśnie ta gra nazywa się symulatorem kolonii.

Potrzeba czasu, aby utonąć w tej grze.

RimWorld to nie gra dla każdego. Ale jeśli szukasz tytułu, który obdarzy Cię historiami pełnymi triumfu, porażek, absurdu i wzruszeń — właśnie go znalazłeś. Tu każda decyzja, każda z pozoru drobna czynność może uruchomić lawinę zdarzeń, które zapamiętasz na lata.

Sednem RimWorlda są eventy czyli losowe zdarzenia, które potrafią kompletnie wywrócić Twoją grę do góry nogami.

Weźmy przykład kwaśnego deszczu — rzadkiego zjawiska pogodowego, które niszczy uprawy i powoli zatruwa wszystko, co żyje pod gołym niebem. W mojej 9-letniej kolonii wystąpił raz — i zostawił po sobie... demencję u kilku moich zwierząt. Niby nic, ale gra co jakiś czas przypominała mi o tym komunikatem "Bumalopa cierpi na demencję" — i za każdym razem to były właśnie te biedne zwierzaki z tamtego jednego zdarzenia. Mały szczegół, ale dokładnie taki, który buduje osobisty związek z kolonią.

Są też plagi upraw — infekcje, które rozprzestrzeniają się szybko i wymagają natychmiastowej reakcji. Jeśli zwlekasz zbyt długo, możesz stracić całe zbiory. A gdy hodujesz np. włosak diabelski — jedną z najcenniejszych roślin w grze, służącą do produkcji wysokiej jakości ubrań — utrata plonów tuż przed zimą może oznaczać katastrofę dla całej kolonii. Jest tego o wiele, wiele więcej.

Ataki – zawsze inne, nigdy przewidywalne

RimWorld testuje Twoje przygotowanie nie tylko przez pogodę czy choroby, ale przede wszystkim przez najazdy. W zależności od stanu gry, mogą to być prymitywnie uzbrojeni plemienni wojownicy, dobrze wyposażeni najemnicy, bandyci lub inne frakcje. Nawet ich styl walki się różni:

  • Jedni pójdą najprostszą drogą i będą próbować wedrzeć się do środka.

  • Inni rozstawią się z moździerzami i zaczną bombardowanie z dystansu.

  • A jeszcze inni użyją saperów, by wybić dziurę w ścianie dokładnie tam, gdzie nie jesteś przygotowany.

A potem są mechanoidy – zmechanizowani, brutalni przeciwnicy, będący największym zagrożeniem w całej grze. Z ich pancerzem, zaawansowaną bronią i różnorakimi jednostkami, potrafią jednym atakiem zrównać z ziemią nieprzygotowaną kolonię. Walka z nimi to już zupełnie inny poziom ryzyka i planowania.

A to, co tu opisałem... to i tak tylko ułamek tego, co może Cię spotkać. Nawet podczas walki może pójść coś nie tak. Starciłem jednego z kolonistów poprzez wystrzelony pocisk karabinu snajperskiego innego kolonisty który zrynkoszetował, i trafił prosto w kręgosłup mojej postaci. To był na tyle wczesny etap gry, że nie mogłem go uratować. Jego grób do końca gry towarzyszył obok mojej kolonii.

Lata wsparcia i tysiące godzin

RimWorld jest z nami od 2013 roku i przez ten czas przeszedł ogromną drogę. Oficjalne DLC — jak Royalty, Ideology, Biotech, Anomaly — wprowadziły zupełnie nowe mechaniki, od genetyki po frakcje religijne, od dzieci kolonistów po mroczne obiekty rodem z horroru science fiction. Do tego setki aktualizacji balansujących rozgrywkę i rozszerzających systemy. Dodatkowo najnowszy dodatek - Odyssey wprowadza możliwość rozgrywki latając swoim własnym statkiem który staje się dla nas mikro bazą. Daje to zupełnie nowy poziom planowania samej rozgrywki.

Ale prawdziwą potęgą tej gry są mody. Społeczność stworzyła tysiące dodatków — od prostych usprawnień UI, przez Multiplayer po totalne konwersje zmieniające RimWorlda w świat fantasy, cyberpunku czy nawet Warhammera 40k. Dzięki nim każda nowa rozgrywka może być zupełnie inna.

Nie dziwi więc fakt, że wielu graczy spędza w RimWorldzie tysiące godzin. Mediana dla całej bazy graczy wynosi około 100–150 godzin, co i tak jest świetnym wynikiem — ale wystarczy wejść na Steam, by zobaczyć profile z licznikiem na poziomie 2000, 3000, a nawet 5000 godzin. 

Podsumowanie

I to byłoby na tyle z tego bloga. Kończę swoją przygodę z RimWorldem… na chwilę zapewne.. Niedługo blogi powinny znów pojawiać się częściej, więc mam nadzieję, że jeszcze się tutaj zobaczymy!

Póki co — życzę wszystkim graczom i graczkom udanego tygodniai wielu (nie zawsze szczęśliwych) historii z RimWorlda. Bo tutaj nawet porażka może być piękną opowieścią. 

Bywajcie!

Oceń bloga:
9

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper