Random Encounter #5 Vagrant Story

BLOG
420V
Random Encounter #5 Vagrant Story
Vasco | 03.01.2021, 13:30
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Cześć wszystkim! Dzisiaj chciałbym opowiedzieć Wam o kolejnym klasyku z minionych lat- Vagrant Story.

Era pierwszego PlayStation doczekała się kilku hitów za które odpowiedzialna była firma Squaresoft (obecnie Square-Enix). Do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu jak wiele znakomitych i różnorodnych pozycji ukazało się dzięki nim na poczciwego Szaraka. Jedną z ciekawszych jest z pewnością wydane w 2000 roku Vagrant Story. Gra jest 'dzieckiem' osób pracujących wcześniej przy Final Fantasy Tactics, w głównej zaś mierze pana Yasumi Matsuno który odpowiedzialny był za scenariusz i reżyserię a także za produkcję. Warto również wspomnieć panów Hitoshi Sakimoto odpowiedzialnego za muzykę (obok Yasunoriego Mitsudy mój ulubiony kompozytor, jego kawałki z serii Ogre Saga jestem w stanie zanucić do dziś) oraz Akihiko Yoshida który za projekt postaci (również stały współpracownik pana Matsuno, kolaż jego artów z VS wisi u mnie na ścianie ;)).

Czym zaś samo Vagrant Story jest? Samo stwierdzenie 'japońskie rpg' byłoby zbyt ogólne i według mnie mylące. Mamy tutaj bowiem do czynienia bardziej z action-rpg z elementami platformówki oraz wplecionymi łamigłówkami (opierającymi się głównie na przesuwaniu skrzyń i kamieni tak by dostać się do kolejnej miejscówki). W grze nie uświadczymy standardowego zwiedzania lokacji i rozmów z NPC czy też zbierania drużyny, cały czas bowiem kierujemy tylko jedną postacią. Nie mamy też możliwości zrobienia zakupów, musimy radzić sobie z tym co sami znajdziemy bądź też wykujemy w warsztatach (oręż, zbroje). Także system walki nastawiony na wyczucie rytmu (sic!) odróżnia tą pozycję spośród innych gier. Produkcja ta bez wątpienia jest unikatowa do dzisiaj, od zawsze ma też duże grono fanów i została doceniona przez branżowych krytyków (40/40 od Famitsu kiedy ta ocena jeszcze coś znaczyła robiło wrażenie).


METAL VAGRANT GEAR SOLID STORY


W grze wcielamy się w Ashleya Riota, członka Valendia Knights of Peace. Ashley jest Riskbreakerem, czyli agentem zbrojnego ramienia VKP. Po pewnym incydencie zostaje on wysłany w pościg za Sydneyem Losstarotem który jest przywódcą religijnego kultu Müllenkamp. Trop prowadzi do Leá Monde- miasta które po trzęsieniu ziemi zostało odcięte od świata.

Wiem że niejeden fan VS złapał się za głowę czytając poprzednie zdania, ponieważ fabuła jak i postacie występujące w grze to jedne z najmocniejszych jej punktów i cała historia jest o wiele bardziej skomplikowana niż to przedstawiłem. Jednak nie chciałbym za dużo zdradzić z tej opowieści i zepsuć zabawy osobom które tą przygodę mają jeszcze przed sobą. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na to jak sama historia została przedstawiona, jest ona bowiem świetnie wyreżyserowana. Wszystkie cut-scenki są na silniku gry, mamy tutaj płynne przejścia od dynamicznych przerywników od razu do gejmpleju. Chociaż nie uświadczymy tutaj voice-actingu klimatu wypowiadanym przez bohaterów kwestiom dodają komiksowe 'dymki' pojawiające się w dialogach. Tutaj mała rada dla osób które jeszcze w Vagrant Story nie grały- przed rozpoczęciem gry jak i w trakcie każdej scenki lepiej odłożyć pada na bok bowiem można przegapić kilka ciekawych informacji (ba, można przeskoczyć 'prolog' nawet o tym nie wiedząc!). Ogólnie wspomniana wcześniej reżyseria scenek, pewna spójność w projekcie bohaterów i lokacji, a także przez większość gry jedność czasu i miejsca akcji zawsze kojarzyła mi się z pierwszym Metal Gear Solid co pisze się na plus (stąd taki śródtytuł tego akapitu :)).

Chciałbym dodać dwa zdania na temat samego Leá Monde. Twórcy przy projektowaniu tego miasta inspirowali się miejscowościami jakie spotkać możemy w południowo-zachodniej Francji (głównie Saint-Émilion) i wyszło im to naprawdę znakomicie. Dla mnie samo miejsce akcji jest, obok postaci w niej występujących, pełnoprawnym bohaterem gry.

FUN FACT!

Gra doczekała się krótkiego kilkustronicowego komiksu (czy też zapowiedzi komiksu który ostatecznie nie powstał) rozdawanego jako element promocji w trakcie trwania E3 w 2000 roku. Z tego co wiem był to zeszyt dość wątpliwej jakości.

 

Jeśli chodzi o sferę gejmplejową tutaj także zaimplementowano kilka ciekawych systemów. O walce najprościej napisać będzie że toczy się w czasie rzeczywistym z aktywną pauzą. Po wciśnięciu odpowiedniego przycisku wokół naszej postaci pojawia się kulista sfera obrazująca zasięg naszej broni (tych zaś mamy od groma- sztylety, miecze, topory, kusze, włócznie i wiele innych). Jeśli wróg znajduje się w naszym zasięgu możemy wybrać w którą część ciała chcemy uderzyć (np. cios w nogi może spowolnić naszego przeciwnika, to samo tyczy się także naszej postaci). Z czasem uzyskujemy dostęp do tzw. Chain Abilities które pozwalają łączyć wyprowadzane przez nas ataki o ile zrobimy to w odpowiednim czasie (dlatego tak ważne jest pewne 'wyczucie rytmu' o którym wspomniałem wcześniej). Oprócz tego mamy do dyspozycji magię, zarówno tą wspomagającą jak i ofensywną, jak i ataki specjalne dla każdego rodzaju broni (ich odpalenie kosztuje nas punkty życia). Sam zaś rozwój naszego bohatera również jest nietypowy, bowiem nie dostajemy punktów doświadczenia za pokonanych wrogów. Większość statystyk poprawiamy używając znalezionych przedmiotów które mogą dodać nam np. kilka punktów życia oraz dzięki 'ruletce' po pokonaniu bossów (losujemy czy dostaniemy ekstra punkty do siły, życia itd.).

Naszym głównym orężem w walce z siłami zła będzie bowiem, eee, sam oręż :D W Vagrant Story możemy bowiem rozkładać znalezioną broń i składać na nowo, łączyć ze sobą jej komponenty w celu uzyskania lepszych materiałów czy też dokładać do niej odpowiednie wzmocnienia, ba, możemy nawet nazwać nasze ulubione narzędzie zbrodni tak jak chcemy. Każda broń czy też zbroja posiada szereg statystyk, z których najważniejsze to rodzaj (kłute, sieczne, obuchowe), klasa (człowiek, nieumarły, smok itp.) oraz zgodność z żywiołem (ogień, woda itd.). Opiera się to na tym że walcząc z jednym przeciwnikiem nasza broń staje się lepsza wobec danego typu wrogów natomiast traci w starciach z innymi. Ten mechanizm jest dość skomplikowany i wyrobienie sobie wymarzonego oręża może zająć nam sporo czasu, jednak przyznam szczerze że nigdy się w niego szczególnie nie zagłębiałem a i tak byłem w stanie spokojnie ukończyć grę.  Dodam od siebie że każde dotarcie do warsztatu gdzie dokonujemy większości czynności związanych z uzbrojeniem przynosiło ogromną ulgę, są to bowiem jedyne miejsca gdzie człowiek czuję się w miarę 'bezpiecznie' :)

Wspomnę również o systemie Risk, czyli wskaźniku który rośnie od zera do stu z każdym wyprowadzanym przez nas ciosem- im jest wyższy tym trudniej nam trafić naszego przeciwnika oraz otrzymujemy większe obrażenia, zwiększa się natomiast skuteczność czarów i przedmiotów leczniczych a także szansa na zadanie przez nas trafienia krytycznego.

FUN FACT!

Gra posiada pewnego rodzaju... osiągnięcia z braku lepszego porówania :) Za wykonanie określonych zadań możemy otrzymać odpowiedni tytuł. W trakcie przechodzenia gry zdobywamy również punkty które przekładają się na naszą rangę. Mamy również możliwość sprawdzenia % odkrycia mapy, otwartych skrzyń, najwyższego kombosa, ilości pokonanych wrogów oraz wiele innych statystyk; znalazło się też miejsce na bestiariusz.

 

Klasyczne 'grałem dla fabuły'. Tym razem serio!


Do dzisiaj wrażenie na mnie robi oprawa audio-wizualna. Może nie jest to najwyższa półka jeśli chodzi o możliwości pierwszego PlayStation jednak uważam że modele postaci czy niektórych wrogów nadal są imponujące. Mimo że większość lokalizacji utrzymana jest w podobnej tonacji kolorystycznej i nie uświadczymy tutaj za dużej różnorodności wszystko wygląda solidnie. Sama ścieżka dźwiękowa również stoi na przyzwoitym poziomie, jest bardzo klimatyczna, natomiast mi osobiście bardzo podobały się różne dźwięki w tle takie jak odgłosy ptaków czy też pojękiwania w lochach i tym podobne.

 

Chociaż Vagrant Story wyróżnia się na wielu płaszczyznach kilka rzeczy mogłoby zostać ulepszonych. Z pewnością przydałoby się łatwiejsze zmienianie broni, tak by można to robić 'w locie' bez przebijania się przez menusy gry. Kolejna sprawa to magia która przydatna jest głównie w swojej wspierającej odsłonie czyli wzmacnianie naszej siły czy też dodanie żywiołu do broni, natomiast jej ofensywna odsłona nie robi za dużego wrażenia (chociaż przyznam że nigdy nie 'budowałem' pod nią postaci). Czasami mam też wrażenie że nie wszyscy bohaterowie przewijający się w trakcie naszej przygody dostali wystarczającą ilość 'czasu antenowego' (co pewnie powiązane jest z cięciami w fabule które nastąpiły w trakcie produkcji). Nie każdemu może też podejść miejscami odjechany projekt postaci z Ashleyem (rozwiany włos, 'talerze' na łokciach, spodnie z wycięciem na pośladki [sic!]) oraz Sydneyem (goła klata i metalowe ręce) na czele. Wszystko to jednak nie zmienia faktu że mamy do czynienia z jedną z lepszych przygód pośród gier wideo, takiej która na długo zostaje w naszej pamięci. Jeżeli ktoś lubi nietypowe podejście do rozgrywki, dobrą fabułę i nie przeszkadza mu oprawa A/V powinien jak najszybciej zapoznać się z Vagrant Story. Weteranom zaś życzę jak najwyższych wyników przy przechodzeniu gry ;)

FUN FACT!

Sam w Vagrant Story zagrałem dość późno jeśli chodzi o rok wydania gry a i podejść robiłem kilka nim w końcu gra 'kliknęła'. Od zawsze jednak gdzieś tam przewijała się jako pozycja warta uwagi. Do dzisiaj wspominam charakterystyczną sylwetkę Sydneya pojawiającego się na łamach PSX Extreme w Kąciku RPG. Także pewne nawiązania do ukochanego świata Ivalice czy też Tactics Ogre budowały wizerunek gry w którą trzeba zagrać. Wspomniane wcześniej osiągnięcia pozwalały graczom na prześciganie się a to w jak najszybszym ukończeniu gry, a także w masterowaniu poszczególnych broni czy też wykuwaniu najlepszego oręża. Dopiero po latach człowiek zrozumiał jakie to osiągnięcie wyrobić cały ekwipunek z damascusa :)

 

Stay tuned!

 

Oceń bloga:
14

Komentarze (12)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper