Co robiliście w ten weekend? #10

Cześć! Witam was kolejnym odcinku "Co robiliście w ten weekend?". Jako że to już 10 odcinek, świętuję mały jubileusz, a co za tym idzie, zaprosiłem też specjalnego gościa z tej oto okazji. Mój weekend minął dość intensywnie z czego bardzo się ciesze. Ale lecimy po kolei.
Weekend zaczął się od dość niemiłej niespodzianki jaką zafundowała mi moja narzeczona. Jako że poszła do rodziców pilnować mieszkania jak i zwierzaków, postanowiła że weźmie ze sobą PS4 i ogra Sherlocka Holmsa The Devil's Daughter. Od razu wiedziałem że plany z ogrania No Man's Sky lecą na łeb. Postanowiłem więc, że czwartek i piątek spędzę przy Call of Duty Black Ops na PS3. Ogrywając kolejne poziomy doszedłem do wniosku (tak wiem, Amerykę odkryłem), że PS3 mimo swoich lat, ma jeszcze cholerne pokłady miodności w grach jakie oferuje! Przez ciągłe męczenie PS4 człowiek już zapomniał o pewnych rzeczach. Takie rozstanie jednak daje radę :)
W piątek wieczorem otrzymałem info iż moja ukochana jednak nie ogra komfortowo Sherlocka. Dlaczego? A, no dlatego że TV jest zbyt mały w stosunku do odległości kanapy! Nie raz mówiłem przyszłym teścią, że 46 cali to za mało i potrzebują min 60 ale coś aktualny TV za cholerę nie chce się poddać i działa dalej. Jako że mogłem odzyskać PS4 poleciałem szybko po konsolę. Pierwsze co zrobiłem to odpaliłem Clicker Heroes... Na szczęście odpaliłem, zebrałem kasę i wyłączyłem. Uff... Oczywiście nadal mam wkrętkę na No Man's Sky i staram się każdą chwilę spędzić z tym tytułem. Po raz kolejny, śmiało mogę polecić ten tytuł każdemu ktoś lubi spokojne gry przy których można się odstresować i wyluzować.
Widoki jakie oferuje gra są miejscami nieziemskie (po raz drugi odkryłem Amerykę, wiem). Jako, że sama gra nie narzuca nam konkretnej ścieżki, odkryłem, że jednak warto podążać ścieżką atlasa. Wiem, że jest to główna ścieżka fabularna ale można ją śmiało olać i zwiedzać planetę. Na chwilę obecną, muszę zakupić jakiś lepszy statek. Tan który otrzymałem na początku jest po prostu za słaby. Nie mogę nawet bawić się w szabrowanie ponieważ strażnicy dość szybko i skutecznie potrafią skasować mi moje maleństwo. Druga sprawa to braki w miejscu. Jako, że wiem w jaki sposób powiększyć miejsce w statku, tak nie mam zielonego pojęcia jak zwiększyć pojemność miejsc w kombinezonie. Jeśli jest to jakiś zapaleniec NMS to chętnie wymienię się doświadczeniami i spostrzeżeniami.
Następnym etapem mojego weekendowego grania było zwiększenie punktów w Driveclubie i wybicie naszego klubu do upragnionego, 75 miejsca i wiecie co? Do cholery udało się! Przewaga mała ale ciągle jeździmy i ją powiększamy. Ja osobiście staram się wskoczyć do top 2000. Już mało brakuje, a po wbiciu top 2000 walczę o top 1500. Jest co robić!
Niedziele spędziłem pod znakiem meczu. Pierwszy ligowy mecz już za nami. Powiem szczerze, że nie było lekko. Początek meczu źle się dla nas zaczął. już w ok 15 min przegrywaliśmy 0:1. Na nasze szczęście, dobra gra całej drużyny spowodowała że do 70 min prowadziliśmy już 4:1. Przeciwnicy przycisnęli i w efekcie końcowym mecz zakończył się wynikiem 4:3. Pierwsze 3 pkt cieszą cholernie jak i sama wygrana. Było się z czego cieszyć! Nasze boisko jednak jest dla nas szczęśliwe.
Mecz niestety skończył się również przykrym wypadkiem dla bramkarza gości. Praktycznie pod sam koniec meczu nasz napastnik biegł na piłkę i nie wyhamował. Wpadł na interweniującego bramkarza i uderzył go kolanem w głowę. Skończyło się na przyjeździe karetki i zawiezieniu go do Wrocławia z podejrzeniem pęknięcia czaszki... W całym tym zajściu nie było ani grosza celowego działania. Szkoda tylko chłopaka. Aby szybko doszedł do siebie.
Tak wyglądał mój weekend i mówiąc szczerze, jestem z niego cholernie zadowolony!
A teraz zapraszam was do przeczytania co robił w ten weekend mój gości specjalny. Przed wami...
Perez
Zaproszenia od Tomaszka do jubileuszowej odsłony cyklu sprawiło, że chciałem tak spędzić weekend, aby zasypać Was opowieściami, anegdotami i listą skończonych gier. No, ale, ekhm, cóż – nie do końca tak było. Piątkowy wieczór minął pod znakiem zabaw z córkami (tak jak pisał Alexy w HP ostatnio – myślisz, że bawisz się 3 godziny, a minęło 20 minut) i prac nad kwietniowym numerem PSX Extreme. Zresztą ogarnianie materiałów do PE nie ominęło mnie również w niedzielę. Bo z tymi zamknięciami jest tak, że nawet jak wydaje się, że jest spoko, większość zrobiona i poniedziałek i wtorek będą luźne, to oczywiście nic z tego i na bank będzie ileś tematów do ogarnięcia (ot, pisząc te słowa, siedzę o 19.00 w redakcji, a póki co końca nie widać i poniedziałek będzie do oporu). Stąd nauczony doświadczeniem, żeby nie zrzucać wszystkiego na koniec, czasami wolę przysiąść wieczorkiem w domowym zaciszu i ogarnąć to, co można. W niedzielę akurat to ogarnianie zbiegło się z oglądaniem „Iron Fist” na Netflixie. Cóż, nie jestem fanem Marvela, nie mam stosu komiksów, ale seriale staram się oglądać. Ten najnowszy bez szału, ale też, według mnie, nie odstaje jakoś specjalnie od innych, m.in. „Daredevila” (bo już trochę narzekań słyszałem, że wypada najsłabiej z marvelowskiej ekipy). Z drugiej stron – pierwsze 4 odcinki na tyle mnie wkręciły, że siedziałem do 2. rano.
Sobota upłynęła pod znakiem 5. urodzin córki. Wyprawa do sali zabaw, potem rodzinne spotkanie. Z tymi rodzinnymi spotkaniami to w ogóle jest ciekawie. Ostatnio znajomy opowiadał mi, że u niego pod żadnym pozorem nie tyka się tematów politycznych, bo jest taki podział w poglądach, że na bank skończy się awanturą. U mnie na szczęście nie ma z tym problemu – można śmiało pogadać, ponarzekać czy co tam komu na sercu leży. Druga pozytywna sprawa takich spotkań – na tyle mnie to angażuje, że… zapominam o sieci. Wiem, brzmi trochę jak wyznanie nałogowca, ale taka prawda. Gdy kręcę się po mieszkaniu, to gdzieś tam komp w tle chodzi, zerknie się na pocztę czy PPE, a przy takim wyjeździe to gdzieś tam tylko telefon w zapasie i robi się trochę taki samoczynny reset od sieci.
Grania wiele nie było, więc nie pochwalę się jakimiś większymi osiągnięciami. Korzystając z dobrodziejstw redakcji, miałem okazję na spokojnie przetestować Switcha – Zelda robi niesamowite wrażenie, ale nie ukrywam, że na początku było mi ciężko się w tym ogarnąć (przyzwyczajenie do obecnych sandboksów brało górę i czasami jak sierota szukałem znacznika i jakieś opcji z cyklu „gdzie tu iść”). Pograłem jednak kilka godzin, no i nie powiem – apetyt jest. Nieźle zakręcił mną Fast RMX – odpaliłem „na chwilkę”, a skończyło się na kilkudziesięciu wyścigach. No i 1-2-Switch – tutaj ubaw miała zwłaszcza córka, którą zachwyciły Joy-Cony i ich opcje. W skrócie – jest potencjał, dobry start, teraz czekać tylko na kolejne gry. Poza Switchem walczę dalej z Horizonem, chociaż jak słyszę po znajomych, którzy mają powykręcane 40. levele, to biednie się czuję z moim 8., ale z drugiej strony – wiele dobrego jeszcze przede mną. Tytuł na pewno wart sprawdzenia (Romek, nasz redakcyjny grafik, wkręcił się na tyle, że ma już natrzaskane z 80 godzin).
No a na deser ciąg dalszy poszukiwań samochodu. Jaka to jest dla mnie masakra, to brak słów. Czytam te opisy, oglądam zdjęcia, potem dzwonię i nagle okazuje się, że to, to i tamto nie zostało opisane. Że cena auta nie obejmuje np. opłat, że w opisie „igła”, a po telefonie „no wie pan, zderzak wymieniany, no ale wiem pan, to 8-letine auto, ma prawo”. Gdy już wreszcie uda mi się kupić samochód, to chyba bardziej się będę cieszył, że mam to z głowy, a nie że mam nową furę.
PS A, no i znalazłem jakąś apkę, która ma pomóc w odchudzaniu i serwuje codzienne zestawy ćwiczeń, no bo już jak nawet czytelnicy piszą, że dieta by się przydała, to sprawa robi się poważna. Tak że zaraz urodziny, poświętować i brać się za siebie. Może tym razem wytrzymam dłużej niż 2 miesiące. Oby! Udanego tygodnia.
To by było na tyle w tym odcinku. A wy co robiliście w ten weekend?