Gry są infantylne

BLOG
523V
Ural | 20.05.2010, 13:37
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Gdyby spytać moją matkę czym się zajmuję, to odpowiedziałaby bez zastanowienia, że ciągle gram i się bawię. Dla pokolenia naszych rodziców (a przynajmniej dla moich) wszystko co związane z grami musi siłą rzeczy być zabawą. Pomijam już kwestię, czy jest to dziecinne i infantylne, bo to sprawa wtórna. Ale zabawne jest, że jednak różnice pokoleniowe robią swoje, a gry przez wielu są wciąż traktowane jako bezmózga rozrywka.

Gdyby spytać moją matkę czym się zajmuję, to odpowiedziałaby bez zastanowienia, że ciągle gram i się bawię. Dla pokolenia naszych rodziców (a przynajmniej dla moich) wszystko co związane z grami musi siłą rzeczy być zabawą. Pomijam już kwestię, czy jest to dziecinne i infantylne, bo to sprawa wtórna. Ale zabawne jest, że jednak różnice pokoleniowe robią swoje, a gry przez wielu są wciąż traktowane jako bezmózga rozrywka.xxxxx

 

Cóż, lata ostrego szarpania mają swoje konsekwencje, tylko że u mnie posunęło się to do takiego absurdu, że nawet gdy siedzę u rodziców i przeglądam sobie strony internetowe na telefonie, to słyszę, że gram. Pracę też sobie wybrałem taką, że ciągle gram, oczywiście wedle przekonania moich staruszków. Rzecz o tyle zabawna, że w mojej firmie zajmuję się wszystkim, tylko nie graniem - tj. marketingiem, zarządzaniem projektami, pisaniem dokumentacji, nadzorowaniem różnych rzeczy, itd. - a że moja firma robi w branży gier? No i owszem, ale to mniej więcej tak, jakby twierdzić, że ktoś kto pracuje w firmie motoryzacyjnej ciągle jeździ samochodami, a pracownik masarni cały dzień je w pracy mięso. Tak naprawdę jedyne granie jakiego doświadczam w pracy, to... podczas krótkiej przerwy, kiedy to idę z kolegą z pokoju zaliczyć szybkiego szpila w Fifę 10 na PS3 (a konkretnie skopać mu dupsko ;)). Pozostaje PE i PPE, które już z graniem jest bezpośrednio związane siłą rzeczy, w końcu trzeba dany tytuł zaliczyć, by go zrecenzować, ale już samo pisanie tekstu graniem też do końca nie jest, a ocenia się nie tylko gry dobre, więc czasem obcowanie z jakimś tytułem może być tylko i wyłącznie przykrym obowiązkiem, a nie przyjemnością.

 
Do czego zmierzam? Ano do tego, że choć realia się zmieniają, to chyba różnice pokoleniowe pozostaną i dla wielu osób elektronczna rozrywka wciąż pozostanie sferą infantylną, a gry będą się takim osobom kojarzyć z sympatycznymi, ale jednak głupkowatymi platformówkami. Moja matka wciąż zresztą twierdzi, że największym błędem było kupienie mi ponad 20 lat temu na Mikołaja mojej pierwszej konsoli, 8-bitowej Segi Master System. Cóż, 7-8 letni Michaś od tej chwili przesiadywał ciągle przed TV i zaliczał po parę razy różne rozpikselowane crapki :). Eh, ile to razy przeszło się takiego genialnego Wonder Boy'a III: The Dragon's Trap, a nie była to bynajmniej gra na 5 godzin. Jak to jest, że podniecamy się grafiką i innymi bzdurami, a tamte tytuły miały w sobie tyle pokładów grywalności, że chciało się je zaliczać po 10 razy? Nie wiem jak Wy, ale ja pod koniec GTA4 ordynarnie ziewałem.
 
 
 
 
Kiedyś, już były szef Daewoo stwierdził, że sprzedaż samochodów niczym się nie różni od sprzedaży skarpetek. I coś w tym jest - różni się tylko produkt, ale z grubsza od strony rynkowej wszystko wygląda podobnie. Mniejsza jednak o to, zmierzam tylko do tego, że to powszechne przkeonanie o tym, że branża gier jest infantylna jest na dobrą sprawę "z dupy" wzięte. Bawi mnie to zresztą o tyle, że np. moja matka namiętnie bawi się w rozwiązywanie Sudoku na kanapie, oczywiście wersję papierową. I teraz powiedzcie mi - czym się owo Sudoku różni od tych wszystkich Sudoku, które był hitami chociażby na Nintendo DS? W wydaniu konsolowym każda tego rodzaju gra wyda się zapewne moim staruszkom dziecinna, a że sami lubią takie łamigłówki w wydaniu papierowym, to rzecz jasna nieistotne. Pachnie to trochę taką hipokryzją, ale co zrobić. Dlatego wydaje mi się, że owe różnice w spojrzeniu na świat gier, które są różnicami pokoleniowymi, bo co do tego wątpliwości nie mam, pozostaną. Stąd pytanie zasadnicze - czy my będziemy tacy sami? No bo sobie pomyślcie, może nasze dzieci (no, ja - odpukać - się ich jeszcze nie doczekałem, a moja wybranka życiowa się jeszcze nie narodziła - jej przyszli rodzice mają teraz matury, bo że tak powiem wyznaję tutaj podobną zasadę, co Wojewódzki) będą mieć swoją pasję typu diody wszczepiane do mózgu, jakaś dziwna rzeczywistość wirtualna, ba, sam nie wiem, ale z pewnością ludzie wymyślą coś nowego i co, czy my będziemy wtedy tolerancyjni, czy też może będziemy się zachowywać jak nasi rodzice? A może będzie jeszcze inaczej, może nadejdzie moda zrywająca z dobrodziejstwami dzisiejszej technologii i powrót do korzeni? I wtedy naszym dzieciom powiemy "zostaw już tę głupią książkę, w jakąś grę lepiej pograj, refleks sobie popraw, a nie przy tych książkach oczy psuj!".
Oceń bloga:
1

Komentarze (9)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper