Retrospekcja #45 - Chase HQ czyli Miami Vice na arcade

Jestem dzieckiem lat 80-tych kiedy gry wgrywało się z magnetofonów, po nowe tytuły chodziło się na giełdę albo do kolegów, a wiedzę czerpało się z czasopism pokroju Bajtka czy Top Secret. To był okres pionierów elektronicznej rozrywki którzy wyciskali ostatnie soki z Atari czy Commodore, a wszelkie niedoróbki załatwiała nasza wyobraźnia. Jednym z moich ulubionych tytułów tamtej generacji była gra wyścigowa Chase HQ, która początkowo ukazała się na automatach arcade. Maszyna wyposażona była w duży kineskopowy ekran, kierownicę i pedał gazu oraz hamulca. Pod ręką była jeszcze dźwignia zmiany biegów więc całość aż prosiła się o wrzucanie kolejnych monet i grę bez końca. 8-bitowe komputery domowe dostały swoją wersję gry i u schyłku żywota Zx Spectrum mogłem cieszyć się policyjnymi pościgami przed własnym telewizorem. Chase HQ przedstawia historię jak z typowego serialu kryminalnego tamtej epoki. Dwóch gliniarzy – jeden biały w mokasynach, z wąsem i fryzurą z epoki disco, drugi czarnoskóry w eleganckim garniturze. Wszystko wygląda jak kopia Miami Vice. Do kompletu tajniackie Porsche 928, którym nasi bohaterowie gonią gang przemytników po autostradzie. Grało się wspaniale – samochód lawirował po trasie wymijając niedzielnych kierowców w kanciastych sedanach czy kierowców tirów zajeżdżających drogę. Z piskiem opon trzeba było brać ostre zakręty i uważać na remontowane odcinki autostrady. Pościg odbywał się w pięciu kolejnych etapach i w kazdym gracz musiał dogonić coraz to lepszy samochód przestępców spychając go z trasy. Na samym końcu szef przemytników uciekał za kierownicą Lamborghini Countach.
Pod ręką był jeszcze przycisk turbo uruchamiający jedną z trzech butli z podtlenekiem azotu. Czarne Porsche wyrywało wtedy do przodu i dużo łatwiej można było dogonić przestępców.
Jako gracz posiadający komputer z magnetofonem byłem skazany na pewne niedogodności podczas gry. Chase HQ był rozbudowanym tytułem i wczytywał się z taśmy około 5 minut. I to tylko pierwszy etap. Jeżeli dotarło się dalej należało wgrać osobno kolejne fragmenty gry co wiązało się z ponownym oczekiwaniem 2-3 minut. A po przegranej nie było opcji „Restart”, kasetę przewijało się do początku i ponownie wczytywało. To była udręka, ale tak wtedy wyglądał żywot typowego gracza. No chyba, że jego rodziców było stać na stację dysków kosztującą półroczną pensję.
Gra była wydana na kasecie w gustownym kartonowym opakowaniu i z instrukcją drukowaną na kredowym papierze. Oczywiście mowa o oryginalnej wersji dostępnej na zachodzie. W Polsce przez długi czas nie obowiązywała ustawa o prawie autorskim w związku z czym dostępne były jedynie pirackie wersje gier nagrywane na przypadkowych nośnikach. Po wielu latach udało mi się kupić własny egzemplarz i mogłem ponownie wyciągnąć ZxSpectrum z szafy i uruchomić ten niezapomniany tytuł.
A o grze posłuchacie też w najnowszym odcinku naszego programu LOADING