Recenzja: Ittle Dew 2 (PS4)

Recenzja: Ittle Dew 2 (PS4)

Adam Grochocki | 15.11.2016, 09:00

Kojarzycie trochę zniewieściałego gościa o imieniu Link? Uganiał się w zielonym wdzianku za księżniczką Zeldą, zaliczał coraz to bardziej zakręcone dungeony, rozwiązywał zagadki i machał swoim krótkim… mieczykiem. Przykułem uwagę? To przejdźcie dalej, żeby poczytać o .

Nie przestraszcie się dwójki w tytule. Wydane w 2013 roku Ittle Dew ominęło konsole, pojawiając się wyłącznie na PC i smartfonach. Kontynuacja dzieli z poprzedniczką tylko pomysł na zabawę i dwójkę bohaterów. Otóż młoda, poszukująca przygód dziewczyna o imieniu Dew i towarzyszący jej gadający lis Tippsie rozbili się u wybrzeży tajemniczej wyspy. Pech chciał, że deski tworzące ich tratwę rozsypały się po całej wyspie, a jakby tego było mało, drewno stało się łupem bossów zamieszkujących najeżone pułapkami lochy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie szukajcie sensu w fabule. Cel jest tutaj bardzo umowny i ma być pretekstem do zwiedzania nowych korytarzy. Zamysł idealnie podkreśla błyskotliwy humor, który pozwala przymknąć oko na głupoty. Komentarze Tippsie na temat nowych lokacji czy dialogi z bossami i NPC-ami to kupa śmiechu. Poszukiwacze przygód chętnie wyrażają opinię na temat nowo znalezionego lochu, porównując go do jakiegoś filmu czy gry. Do tego dorzucono cięte riposty wiecznie znudzonego Tippsie’ego i absurdalne motywacje poszczególnych bossów. Wyszło całkiem zabawnie.

Rozgrywka garściami czerpie z formuły wypracowanej i idealnie rozwiniętej przez serię The Legend of Zelda. Poruszamy się po nudnawej mapie złożonej z różniących się tematyką segmentów. Usiane wrogami ścieżki prowadzą do innych plansz bądź do chatek, lochów i jaskiń, które możemy odwiedzić. Szybko zdałem sobie sprawę, że najlepszym rozwiązaniem jest omijanie przeciwników, bo powrót do każdej z lokacji oznacza ich odrodzenie. Lepiej skupić się na obchodzeniu wszystkich zakątków mapy, ponieważ poukrywano na nich sekretne jaskinie i przydatne skróty, które po zlokalizowaniu, automatycznie zostają oznaczone na mapie. Niestety na otwartym terenie nie uświadczymy żadnych zagadek, co jest sporym niedopatrzeniem ze strony twórców.

Najważniejsze są jednak lochy które zwiedzamy. Gra zachęca, by odwiedzać je zgodnie z zaproponowaną kolejnością, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby próbować swoich sił w trudniejszych lochach. Są one usiane pułapkami, przeciwnikami i zagadkami, których rozwiązanie niejednokrotnie dawało do myślenia. Zasady są proste, gdyż otwarcie drzwi wymaga wciśnięcia odpowiednich przycisków lub pokonania oznaczonych wrogów. Umiejscowienie tychże przycisków tworzy łamigłówkę do rozwiązania. Jak wcisnąć trzy z nich, mając tylko dwa przesuwane bloczki? Jak dotrzeć do platformy, jeśli otoczona jest śmiercionośnymi kolcami? Jak w ciągu trzech sekund aktywować dźwignie umiejscowione na dwóch końcach lokacji? Wierzcie mi, wiele z zaproponowanych zagadek wydawało mi się bez sensu, a grając przed premierą nie miałem możliwości sprawdzenia rozwiązania. Koniec końców okazało się, że każda łamigłówka jest do przejścia, a najlepszą metodą jest szukanie odpowiedniego zastosowanie przedmiotów i broni. Pomysły na puzzle pokazują kreatywność twórców i próżno szukać powtarzających się rozwiązań.

Oprócz wymaganych przez fabułę lokacji, na mapie znajdziemy wiele malutkich jaskiń, w których dostępu do skarbu broni jakaś łamigłówka. Czasem prosta, czasem bardzo trudna, ale zawsze do rozwiązania. Opcjonalne skarby mają zresztą wymierną wartość, ponieważ możemy zdobyć zwiększenie zdrowia czy ulepszenie jednej z broni. Warto zaglądać dosłownie wszędzie. Samą grę zaczynamy dzierżąc w dłoni patyk, który z czasem zastępuje szabelka, a ta z kolei zmienia się w plujący ognistymi kulami miecz. Wraz z postępami w rozgrywce odblokujemy magiczną broń dystansową i dynamit, a także zawładniemy lodem. Bronie mają olbrzymie zastosowanie w rozwiązywaniu łamigłówek, a odpowiednie połączenie ich właściwości daje zupełnie nowe rezultaty.

Kuleje przy tym walka, której nie da się pominąć. Jak wspomniałem, niektóre drzwi wymagają pokonania wszystkich wrogów, a obecny na ekranie chaos wymaga niekiedy małpiej zręczności, by ominąć dziesiątki latających pocisków, chmur gazowych i laserów. Pokonać musimy również bossów strzegących skarbów. Występują w różnych wersjach, a jeśli się powtarzają, to kolejne wersje dysponują o wiele większą siłą rażenia. Na każdego jest jednak sposób, jeśli nauczymy się schematów ich ataków. Zawsze znajdzie się okienko na zadanie trzech-czterech uderzeń przed kolejną salwą. Nie ma do czego się przyczepić.

za sprawą prostej, kolorowej grafiki może wydać się tytułem skierowanym do młodszych graczy. Pozory jednak mylą, ponieważ gra oferuje solidne wyzwanie dla wszystkich, bez względu na wiek. Jeśli tęsknicie za rozgrywką znaną z serii The Legend of Zelda, to stanowi jej solidny, choć nie do końca idealny substytut. Ukończona w 9 godzin przygoda nie pozostawiła po sobie ani znużenia, ani niedosytu. W sam raz, aby polecić z czystym sumieniem.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Ittle Dew 2+

Atuty

  • Łamigłówki
  • Humor
  • Opcjonalne lochy

Wady

  • Niewykorzystany potencjał mapy głównej

Zelda to to nie jest, ale... też jest dobrze. Spędzicie z grą wiele godzin i nie pożałujecie.

Adam Grochocki Strona autora
cropper