Recenzja: King's Quest Chapter 5: The Good Knight (PS4)

Recenzja: King's Quest Chapter 5: The Good Knight (PS4)

Adam Grochocki | 27.10.2016, 20:58

Raptem miesiąc od premiery czwartego odcinka, dotarliśmy do finału historii króla Daventry, Grahama. I tak jak samo królestwo, kolejne odcinki miały swoje wzloty i upadki, lepsze i gorsze chwile. Jak na tle dotychczasowej historii wypada rozdział piąty pt. „The Good Knight”? Odpowiedź w poniższym tekście.

Graham jest już starym człowiekiem, który nie czuje się jednak spełniony. W wieku 77 lat marzy mu się ostatnia wielka przygoda, o której opowiadać będą przyszłe pokolenia. Nic, że zdrowie już nie dopisuje, że forma nie pozwala skakać po drzewach, że przyjaciele odeszli lata temu. Zdeterminowany Graham opuszcza swój wielki zamek i rusza na poszukiwanie nowych wyzwań. Podobnie jak w poprzednich odcinkach, fabuła przedstawiona jest w formie opowieści snutych wnuczce Grahama – Gwendolyn. Tym razem jednak pamięć płata mu figle, a opowieści albo nie mają większego sensu, albo brakuje w nich wielu, często kluczowych elementów.

Dalsza część tekstu pod wideo

I tak wygląda pomysł na rozgrywkę w ostatnim rozdziale. Piąty epizod odnosi się bezpośrednio do pierwszego, ale garściami czerpie też z pozostałych trzech odcinków. Graham odwiedza znane miejscówki, które z upływem lat zmieniły swoje przeznaczenie bądź wyniszczały. Na początku chaotycznie przeskakujemy z lokacji do lokacji i rozwiązujemy proste zagadki żywcem wyciągnięte z poprzednich rozdziałów. Znalazło się miejsce na lodową komnatę, grającą szafę czy śmiertelny labirynt z odwróconym sterowaniem. Kapitalnym pomysłem są dosłowne białe plamy, gdy przechodzimy do lokacji, która wyleciała z pamięci starego króla. Nie zmienia to jednak faktu, że pierwsze 30 minut jest po prostu słabe.

Na szczęście okazuje się, że to jedynie nudne początki, bo po tym fragmencie Graham wpada w kolejną niecną grę swojego odwiecznego wroga. Zasadzka złego czarownika, mimo niebezpieczeństwa, jest spełnieniem marzeń Grahama, który ochoczo poddaje się intrydze. Dla graczy oznacza to cały szereg powiązanych ze sobą zagadek. Wędrując po odblokowanych od tego momentu lokacjach szukamy wskazówek, rozwiązujemy łamigłówki i co pewien czas popychamy fabułę do przodu. Powraca konieczność operowania przedmiotami, zaglądania do ciemnych kątów, rozszyfrowania enigmatycznych wskazówek, a wszystko to wymaga pewnej dozy spostrzegawczości i umiejętności kojarzenia faktów. Stawiane przed nami wyzwania może nie są zbyt trudne, ale zdarzają się momenty zacięcia i kilkuminutowe błądzenie po lokacjach.

Kulminacji doczekał się również wątek jeszcze starszego, przykutego do łóżka Grahama. Nie było twistów, wszystko zakończyło się tak, jak podejrzewaliśmy już przy okazji pierwszego odcinka. W zamian udało się stworzyć emocjonalne, pełne ciepła i miłości podsumowanie, zwracające uwagę na największą wartość w życiu każdego człowieka – kochającą rodzinę. Można się nawet wzruszyć.

Finałowe spotkanie z królem Grahamem okazało się niezwykle udanym kawałkiem kodu. Ekipa The Odd Gentlemen zgrabnie spięła wszystkie odcinki, serwując rozgrywkę nawiązującą do każdego z poprzednich rozdziałów. Humoru nie ma tutaj zbyt dużo, ale dzięki tej sentymentalnej opowieści o przemijaniu, nie da się nie zastanowić nad życiem i losem, jaki spotka w końcu każdego z nas.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry King's Quest (2015)

Atuty

  • Piękne podsumowanie i spięcie wszystkich wątków
  • Powiązane ze sobą zagadki
  • Genialny easter egg z retro King’s Quest

Wady

  • Recykling znanych lokacji

Finał rozwiązujący wszystkie wątki to dokładnie to, na co czekaliśmy.

Adam Grochocki Strona autora
cropper