Recenzja: MeiQ: Labyrinth of Death (PS Vita)

Recenzja: MeiQ: Labyrinth of Death (PS Vita)

Patryk Dzięglewicz | 30.08.2016, 13:02

Młode i urocze czarodziejki z obfitymi biustami oraz roboty bojowe razem ratują świat. Koncepcja pozornie trudna do zrealizowania, ale w grach Compile Heart wszystko jest możliwe. Czy się udało? Oto przed Wami opowieść o maszynach i magii - .

Nasza historia rozgrywa się w świecie, gdzie magia i technika stanowią nierozerwalną całość. Niestety, co kilkaset lat planeta przestaje się obracać, wiatry cichną i zapadają wieczne ciemności. Piątka młodziutkich czarodziejek – Machina Mages - musi odprawić pewien rytuał, by ponownie wprawić świat w ruch. Droga wiedzie przez cztery wieże wypełnione wrogimi stworzeniami, ale od czego mają mechanicznych obrońców? Wszak nie wszyscy pragną odejścia nocy i na wszelkie sposoby uprzykrzają dziewczętom życie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wprowadzenie fabularne wygląda całkiem obiecująco, lecz sama opowieść okazała się płytka. Mimo pociesznych bohaterek, dużo tutaj przysłowiowego gadania po próżnicy, nawet humoru nie ma zbyt wiele. Jeśli już dochodzi do śmiesznych scenek, to wałkowane są wciąż te same irytujące tematy. Brakuje nawet seksualnych podtekstów (poza paroma wyjątkami) w dialogach, co dziwi, bo sfera wizualna, aż od nich kipi. Sytuację poprawia nieco piątka wesolutkich czarodziejek, zwłaszcza protagonistka – tryskająca wiecznym optymizmem, przyjacielska Estra, ale to wciąż za mało. Szczęśliwie, by zaliczyć scenariusz wystarczy dwadzieścia godzin, bo inaczej zanudziłbym się na śmierć.

Od początku było wiadomo, iż mamy do czynienia z produkcją o bardzo ograniczonym budżecie, więc niska jakość oprawy wizualnej nawet mnie nie zaskoczyła. Zacznijmy jednak od plusów, czyli portretów magiczek oraz modelów Strażników. Pomijając już wielgachne piersi, dziewuszki na ekranie przyciągają oko samym słodkim wyglądem i ubiorami, świetnie podkreślającymi ich osobowości. Szkoda, że tylko Estra może zmieniać swoje wdzianko. Stalowe /king-kongi/ też zaprojektowano ze smakiem i pomysłem, ponadto wszelkie zmiany wyposażenia są widoczne. Niestety, poza tym, grafikę zrobiono na odczepnego. Niewielki świat gry jest mało zróżnicowany, a każde piętro wieży wygląda niemalże tak samo, co w trakcie dłuższej sesji działa usypiająco. Przy większej ilości lokacji miałoby to sens, tutaj niestety niesamowicie męczy.

Otoczenie przywodzi na myśl tapetę, co bywa częstą przypadłością dungeon-crawlerów FPP, lecz w tej produkcji zostało wykonane wyjątkowo bez polotu i pomysłu. Najbardziej widać to w trakcie walki, gdzie plansze bitewne straszą pustkami. Lepiej jest z miłą dla ucha oprawą muzyczną, znakomicie pasującą do klimatu gry. Pochwalić należy także pełny, profesjonalny dubbing, zarówno angielski, jak i japoński. Naprawdę przyjemnie słucha się Estry mówiącej głosem Nepgear z serii Neptunia. W każdym razie, na tle pokrewnych tytułów, udźwiękowienie wypada bardzo dobrze.

Jak już wspomniałem, w grze szwendamy się po dostępnych wieżach, zabijając wszystko, co stanie nam na drodze. Jedyną nowością są wspomniani już wcześniej Strażnicy, walczący ręka w rękę z czarodziejkami. Wbrew zapowiedziom, starcia są proste do bólu - trójka walczących maszyn wymienia ciosy z przeciwnikami w trybie turowym, dopóki tamci nie zginą. Jeśli oni nie mogą czegoś ugryźć, do boju wprowadzamy nasze bohaterki i to cała filozofia. Problem w tym, że starcia są całkowicie wyprane z emocji i w większości przypadków - banalne. Nawet walki z bossami nie podnoszą ciśnienia, bo cóż z tego, że ktoś zginie, skoro zdobyte doświadczenie jest minimalne? Zwykle narzekam na zbyt dużą częstotliwość pojawiania się przeciwników, teraz jednak przyczepię się do zbyt małej. Owszem, znacznie ułatwia to eksplorację, ale jest szalenie denerwujące, jeśli bawimy się w zadania zlecane przez Gildię. Drażni również wymuszany przez fabułę powrót do już raz odwiedzonych miejsc oraz niewielka ilość skarbów w stosunku do rozległości poszczególnych pięter, których poszukiwanie sztucznie wydłuża rozgrywkę.

Znakiem rozpoznawalnym gry miała stać się rozbudowana modyfikacja Strażników, aczkolwiek zrealizowano tylko połowę obietnic. Ich „tuningowanie” sprawia sporo frajdy, lecz jego zakres nie powala. Możemy wymieniać jedynie korpus, ramiona oraz klejnoty, co jednak wystarcza, by dobrze się bawić, dopasowując umiejętności robota do własnych upodobań. Jeśli jednak ktoś liczył na zapowiadane tysiące unikalnych kombinacji, to się zawiedzie. Samym czarodziejkom, zamiast ekwipunku, również można wepchnąć to i owo, zwiększając dzięki temu ich skuteczność w boju.

Przykro mi to mówić, ale eksperyment pod nazwą uważam za nieudany. Sam pomysł niósł spory potencjał, lecz jego realizacja poniosła klęskę. Wprawdzie w trakcie zabawy można znaleźć garść elementów na przyzwoitym poziomie, ale ogólnie rzecz biorąc, wieje nudą, więc lepiej zainwestować czas w innego przenośnego przedstawiciela gatunku dungeon-crawler.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry MeiQ: Labyrinth of Death

Atuty

  • Sam pomysł całkiem interesujący
  • Udźwiękowienie i dubbing
  • Modyfikacje Strażników

Wady

  • Nudna i krótka fabuła
  • Niewielki i mało zróżnicowany świat gry
  • Wizualnie wygląda kiepsko (oprócz portretów postaci)
  • Starcia wyprane z emocji
  • Rozgrywka szybko staje się męcząca
  • Niewygodna mapa

Dziewczęca wyprawa w towarzystwie robotów w celu ratowania świata. Niestety oprócz widoku wielkich piersi, trudno tu znaleźć coś, co wywołałoby żywsze bicie serca.

Patryk Dzięglewicz Strona autora
Były recenzent na PS Site, obecnie pisze dla PPE.pl. Uwielbia japońskie gry RPG, japońską animację, strategie i książkową fantastykę. Interesuje się historią, geopolityką oraz kolekcjonuje figurki i anime. Z wykształcenia technik ochrony środowiska oraz laborant. Tworzy teksty o grach od ponad 15 lat z dorobkiem ponad setki recenzji.
cropper