Bezpieczne miejsce (2025) – recenzja, opinia o filmie [M2 Films]. Sami w lesie
Liz i Malcolm wybierają się na romantyczny wypad do jego domku w lesie gdzieś w Nowej Anglii (Amerykanie i ich inwencja przy wymyślaniu nowych nazw). Wypad, który miał być kulminacją roku ich spotykania się, szybko zmienia się w coś niepokojącego, czego Liz nie do końca potrafi jednak zrozumieć. Czy uda jej się odkryć, co tu się dzieje, zanim będzie za późno?
Osgood Perkins jest trochę jak Targaryenowie – za każdym razem, kiedy robi film, bogowie rzucają monetą. Czasami wypadnie coś, co się ludziom podoba, innym razem jakiś złośliwy twór szatana. Tak to już bywa, jak kręci się z taką częstotliwością. Tym razem, na tapet poszła subkategoria o ludziach w domku w lesie, z którego nie ma ucieczki, wymieszana z bardzo subtelnie położonym, lokalnym folklorem. A jak wyszło?
Cóż, mówiąc krótko: źle. A trochę dłużej? Bardzo źle. Jeszcze szerzej można natomiast dojść do wniosku, że poirytowany strajkiem SAG-AFTRA reżyser, Osgood Perkins, wykoncypował sobie prosty pomysł na historię, którą chciał rozwinąć w pełen film, żeby jego ekipa mogła coś porobić w Kanadzie, podczas gdy Stany stoją w miejscu. Zadanie napisania scenariusza wokół tego pomysłu zlecił kompletnemu amatorowi, Nickowi Lepardowi i chwilę później można było zacząć kręcić. Brzmi jak recepta na katastrofę? Biorąc pod uwagę, że cały film powstał „żeby się nie nudzić”, i tak jest całkiem nieźle, choć do miana faktycznie dobrego kina zabrakło bardzo, ale to bardzo dużo.
Bezpieczne miejsce (2025) – recenzja, opinia o filmie [M2 Films]. Maslany ratuje ten film przed kompletną katastrofą
Dwoma najlepszymi elementami całego filmu są lokacja oraz wcielająca się w Liz Tatiana Maslany. Przeczytałem, bodajże na Filmwebie, opinię użytkownika, który przytoczył słowa Christophera Lee, że każdy aktor zagra czasami w złym filmie, grunt, to nie zagrać w nim źle. I to jest kwintesencja Tatiany w „Bezpiecznym miejscu”. Robi ona dosłownie wszystko, byle tylko sprzedać widzom ten scenariusz, ale jest to walka niemożliwa do wygrania. Czujemy, że dzieje się z nią coś dziwnego, co sprawia, że zachowuje się jakby najadła się grzybów. Rozumiemy jej ból i przerażenie bliżej końca filmu, ze zgrozą i zdumieniem patrzymy na jej łzy, wymieszane ze śmiechem. Ale nawet najlepszy aktor w historii nie sprzedałby widzom tej historii. Dlaczego?
Ponieważ jest ona tak okrutnie... nijaka, oczywista, prosta, niedopieczona, za wolna, zbyt prędka i wszystko pomiędzy. Nie ma nic gorszego, niż horror opierający się na zwrocie akcji, który jest dla widza oczywisty od pierwszych minut filmu, a tak dokładnie wygląda sytuacja w „Bezpiecznym miejscu”. Niemal od samego początku mamy przeczucie, że Liz coś tutaj grozi, a film nawet niespecjalnie próbuje ten fakt ukryć. Moment, w którym mentalnie się poddałem, następuje maksymalnie piętnaście minut po rozpoczęciu seansu. Malcolm (Rossif Sutherland) namawia Liz na zjedzenie ciasta przygotowanego specjalnie dla niej przez jego gosposię. Ta odpowiada, że nie lubi czekolady. Ten, totalnie zmieszany, załamując ręce nad swoim idiotyzmem... kroi jej kawałek, stawia przed nią i gapi jej prosto w oczy, oczekując. Sobie nie ukroił. Jeśli to natychmiast nie mówi ci wszystkiego o tym, z jakiego typu filmem masz do czynienia, to nie wiem, co mam ci powiedzieć.
Bezpieczne miejsce (2025) – recenzja, opinia o filmie [M2 Films]. Chaos i brak wizji
Przyznam natomiast, że to nieskończenie długie oczekiwanie na to, aż coś się wreszcie wydarzy, potrafi wejść w trakcie seansu na głowę. Obserwujemy Tatianę kręcącą się po dziwnie klaustrofobicznym domku, tu jakieś cienie, tam jakieś skrzypiące podłogi i główna bohaterka siedząca w swojej własnej głowie. Nie wiemy, kiedy spadnie na nią przysłowiowa bomba, nie wiemy nawet co tak naprawdę jej grozi. A to zostaje sama w domu, a to odwiedza ją niespodziewanie brat Malcolma (Birkett Turton), a to wokół niej dzieją się rzeczy o charakterze lekko paranormalnym. Widz nie ma kontekstu, więc obserwuje jedynie, siedząc w niepewności i czekając co dalej. I tak przez zdrowo ponad 60 z 90 minut trwania seansu.
W pewnym momencie, ten brak widocznego sensu zaczyna jednak męczyć. Pytania piętrzą się jedno za drugim, a odpowiedzi nie nadchodzą. Ostatecznie, Perkins udziela kilku odpowiedzi, ale są one tak niesatysfakcjonujące, że równie dobrze mógł się w ogóle nie kłopotać. W dalszym ciągu nie rozumiemy dobrej połowy wszystkich wydarzeń z całego filmu, a film, choć domknięty tematycznie, jako fabuła jest po prostu wielką, czarną dziurą. Jak pierwsza wersja scenariusza, na której dopiero miały rozpocząć się dalsze prace.
Żeby jednak nie kończyć zupełnie negatywnie, to trzeba przyznać, że Oz wie jak dobrać kadr żeby widz nie czuł się zbyt komfortowo, oświetlenie i cały plan zdjęciowy robią wrażenie od początku do końca filmu, a „pozostałe postacie” wyglądają oryginalnie i intrygująco. Szkoda, że prócz wspomnianej już Tatiany, na tym zalety filmu się kończą. To niby tylko 90 minut, a miałem wrażenie, że nigdy już z tego kina nie wyjdę. Absolutnie nie polecam.
Atuty
- Świetna Tatiana Maslany;
- Wygląda naprawdę pięknie i tajemniczo.
Wady
- Wszystko inne.
„Longlegs” miał Nica Cage'a. „Małpa” była zabawna. „Bezpieczne miejsce” jest po prostu złym filmem. Tatiana Maslany dwoi się i troi żeby jakoś go wybronić, ale sama nie da rady. Koncertowa porażka.
Przeczytaj również
Komentarze (2)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych