Opowieść wigilijna Myszki Miki (1983) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Bah, humbug!
Ebenezer Scoorge (McDuck) jest największym skąpcem i dusigroszem w całym Londynie. Cierpi na tym jego rodzina, jego pracownicy, a także, co jest dla niego nielada zagadką, jego własna dusza. W wigilię Bożego Narodzenia odwiedzają go cztery duchy, które spróbują odmienić los jego i wszystkich wokół.
To znów ten czas. Magii świąt nie zwiastuje w ostatnich latach śnieg ani nawet reklamy ruszających w świat ciężarówek Coca-Coli, więc musimy nastrajać się samodzielnie - spędzając rodzinnie czas, dekorując swoje domy, wręczając sobie prezenty i... Oglądając świąteczne filmy. W moim domu absolutną tradycją jest obejrzenie co roku "Kevina samego w domu", "Witaj Święty Mikołaju" i którejś wersji "Opowieści Wigilijnej", na motywach powieści Charlesa Dickensa. W tamtym roku pisałem o tym, dlaczego wersja Muppetów to bardzo udana adaptacja. W tym, opowiem dlaczego wersja z klasycznymi postaciami Disneya podoba mi się bardziej.
Na wstępie wypadałoby zaznaczyć, że jestem trochę stronniczy, kiedy w grę wchodzi klasyka Walta Disneya. Kaczor Donald i ekipa to od najmłodszych lat były moje ulubione bajki, powtarzane do znudzenia na kasetach VHS - jak Donald przypalał sobie kuper tosterem, Leghorn wychowywał małego kurczaczka, Goofy łowił ryby ze swoim świerszczem, Wilburem. Absolutne klasyki, do których świetnie wraca się nawet dzisiaj. No i, oczywiście, jak można by nie zrobić swojej wersji, kiedy jeden z bohaterów dosłownie został nazwany za postacią z "Opowieści Wigilijnej". Nasz kochany Sknerus w oryginale ma na imię Scooge. Rodzice musieli naprawdę go nie kochać.
Opowieść wigilijna Myszki Miki (1983) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Klasyczna opowieść
Cała opowieść trwa ledwie 25 minut (przypadek?! Pewnie tak, ale i tak wart zauważenia) zachowując przy tym kompletny szkielet historii. Poznajemy Scoorge'a (Sknerus McKwacz) w dzień Wigilii Bożego Narodzenia, dostając szansę na zrozumienie, jak bardzo zepsutym przez pieniądze jest człowiekiem. Wracając do domu odwiedza go duch dawnego wspólnika Jakuba Marleya (Goofy), oznajmiając, że tej nocy odwiedzą go jeszcze trzy inne duchy.
Ze względu na raczej krótki czas trwania filmu, część wątków została przedstawiona bardzo ogólnikowo i tak jak wciąż są zrozumiałe, tak powiedziałbym, że przydałoby im się więcej miejsca na oddech, żeby widzowie mogli nie tylko zrozumieć, ale i przyzwyczaić się do tego, o czym reżyser próbuje im opowiedzieć. Traci na tym trochę spodnia warstwa narracji. Niby poznajemy przeszłość Scoorge'a, lecz jego zerwanie z Isabelle (Daisy) zostaje przedstawione raczej prędko, tak, że jeśli nie zna się oryginału, to można mieć wrażenie, że cała scena została pokpiona.
Opowieść wigilijna Myszki Miki (1983) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Piękna animacja
Fenomenalnie wypada za to sama animacja. Już od pierwszych minut widzimy Scooge'a stawiającego kolejne kroki, zostawiającego ślady w śniegu, całe dekady przed tym, jak zrobiło to "Uncharted 2" od Naughty Dog. I jest to widok absolutnie imponujący, nawet jeśli ostatecznie wybitnie mechaniczny i sztuczny. Dalej jest tylko lepiej! Chwilę później widzimy jak kompletnie zwykła klamka zmienia się w podobiznę Goofy'ego, co musiało kosztować animatorów ogromne ilości pracy, na co większośc widzów nie zwróci nawet uwagi. Ma to zapewne związek z faktem, że pojawiająca się w tej chwili postać zapowiada jedynie dalsze wydarzenia, ale nie jest jej czynnym uczstnikiem. Dalej widzimy Jimminy Cricketa, olbrzyma Williego i złośliwie popalającego cygaro Czarnego Piotrusia. I tak jak część z nich to po prostu sympatyczne widzowi dekoracje, tak reszta ma do odebrania swoją rolę. Nie są to wielkie kreacje, ale wystarczy, aby widz mówił o nich po fakcie, jak kiedy duch obecnych świąt szuka rodziny Scooge'a po domach Londynu, rozciągając dachy i za nic mając sobie ustalone prawa fizyki.
Gdybym musiał przyczepić się co jakiegoś detalu, to zapewne byłaby to fakt, że cała opowieść pędzi zbyt prędko. To zdecydowanie jest "Opowieść wigilijna" i niesie ze sobą to samo przesłanie, co oryginał, ale brakuje mi tu przestrzeni, aby poszczególne elementy tej historii mogły wybrzmieć. To powiedziawszy, uważam, że jest to jedna z lepszych adaptacji klasyki Dickensa, prosto i jasno przekazująca całą esencję opowieści, podlewając ją przy tym sosem zrobionym z klasycznych postaci Walta Disneya. Jakby to nie brzmiało.
Atuty
- Piękna animacja;
- Idealne ulokowanie ról;
- Pięknie i żwawo opowiada klasyczną historię;
- Nienagannie zrobiona, klasyczna historia Disneya.
Wady
- Może odrobinę zbyt żwawe tempo?
"Opowieść wigilijna Myszki Miki" to absolutnie klasyczne opowiedzenie nieśmiertelnego dzieła Charlesa Dickensa w zwięzły i przystępny sposób. Idealny na święta.
Przeczytaj również
Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych