Wybryk (2025) – recenzja filmu [Amazon]. Niedorzeczna komedia akcji z Alanem Ritchsonem

Wybryk (2025) – recenzja, opinia o filmie [Amazon]. Niedorzeczna komedia akcji z Alanem Ritchsonem

Piotrek Kamiński | Dzisiaj, 20:00

Brian stracił właśnie pracę, dzięki czemu ma znacznie więcej czasu dla swojego pasierba. Pewnego dnia poznają Jeffa i jego syna CJa. Chłopaki są bardzo intensywni, ale jako że młodzież zdaje się ze sobą dogadywać, postanawiają spędzić wspólnie dzień. Nie mają pojęcia, że tuż za nimi podążają bardzo źli, uzbrojeni ludzie...

Mam wrażenie, że scenarzysta dzisiejszego filmu, Neil Goldman, do tej pory znany głównie z napisania kilkunastu odcinków paru seriali, usiadł któregoś dnia i zastanowił się, co by było gdyby Thad Castle z „Blue Mountain State” i Jack Reacher z „Reachera” mieli razem dziecko. I gdyby to dziecko miało ADHD. Rezultatem tego ćwiczenia umysłowego jest postać Jeffa – głośny, zabawny, głupkowaty wielkolud z masą kompleksów, ale również doskonałym, wojskowym przygotowaniem i dobrym sercem. I owszem, jest to zdecydowanie najlepszy element całego filmu.

Dalsza część tekstu pod wideo

A co z najgorszym? Tu już temat jest znacznie bardziej skomplikowany, ponieważ mamy więcej niż jednego kandydata do tego zaszczytnego tytułu. Z jednej strony mamy absurdalnie niemądrą, pełną epizodycznych gagów fabułę, z drugiej Kevina Jamesa, który jak zwykle gra dokładnie tę samą, szalenie trudną do polubienia postać, a jeszcze z trzeciej dziwnie posklejane sceny pościgów, jakby montażysta albo nie miał talentu albo materiału, z którego dałoby się coś złożyć. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mimo naprawdę rażących niedociągnięć... cały seans zleciał mi naprawdę szybko i to w akompaniamencie nie za głośnego, ale jednak regularnego śmiechu. I weź tu oceń coś takiego.

Wybryk (2025) – recenzja, opinia o filmie [Amazon]. Chaos raczej niekontrolowany

Uciekamy
resize icon

Fabuła filmu Luke'a Greenfielda jest absolutnie niedorzeczna, ale trzeba przyznać, że absurdalny zwrot akcji, którym raczy nas pod koniec drugiego aktu, został należycie przygotowany i wielokrotnie zapowiedziany na przestrzeni całego filmu. Czy spodziewałem się go? Absolutnie nie, choć to akurat głównie za sprawą jego zakręconej natury. To komedia akcji, jasne, ale również film science-fiction, czego zupełnie nie spodziewamy się zaczynając seans. Niestety, ostatecznie twist ten powoduje więcej problemów niż pożytku, przez co scenarzysta musiał ratować się chyba najbardziej tonalnie niewłaściwym sposobem w historii, żeby jakoś doprowadzić historię do końca. Ostatni raz w takim szoku byłem oglądając zakończenie „Hit man” z Glenem Powellem. Różnica polega na tym, że tamten film był ogólnie dobry. Ten ogólnie nie jest.

W trakcie oglądania można spokojnie pomyśleć, że to, co ostatecznie dostaliśmy jest tylko jakimś tam wycinkiem wszystkich pomysłów Goldmana na scenariusz. Zamiast jednak porządnie przepisać całość, żeby trzymała się lepiej kupy, otrzymaliśmy potwora Frankensteina, pełnego nie w pełni zrealizowanych wątków i jednorazowych postaci. Isla Fisher pojawia się w dwóch scenach jako przywódczyni upierdliwych jak diabli „madek”. Nie ma w niej nic zabawnego i tylko wydłuża niepotrzebnie jedną ze scen pościgowych, po czym... znika na zawsze. Ojciec Jeffa, Gordan (Stephen Root) jest w filmie może ze trzy minuty, ale w jego przypadku można chociaż mówić o realizacji głównego tematu filmu – co to znaczy być ojcem – więc, można ten krótki epizod wybaczyć. Jednorazowi są również szefowie Briana, łobuzy dokuczające Lucasowi (Benjamin Pajak) i do pewnego stopnia nawet jego mama (Sarah Chalke). Każda jedna z tych grup/postaci, niosła ze sobą potencjał na coś ciekawego, ale ostatecznie nie został on wykorzystany. 

Wybryk (2025) – recenzja, opinia o filmie [Amazon]. Widać, że zabrakło budżetu na CGI

Z wizytą u taty
resize icon

Sceny akcji są bardzo nierówne. Tam, gdzie oglądamy po prostu Reachera... znaczy się Jeffa w akcji, jest naprawdę solidnie. Jasne, widać, że jego „wygłupy z synem” to tak naprawdę rzucanie kaskaderem, bo wiecznie jest on pokazany tak, aby nie było widać jego twarzy, lecz trzeba przyznać, że w ogólnym rozrachunku wyglądają one całkiem dobrze. Wolałbym ciut mniej cięć, ale biorąc pod uwagę potrzebę ukrycia dublera, są one całkiem zrozumiałe. Na szczęście sam Richson nikogo takiego nie potrzebuje, więc kadry zawsze ustawione są tak, żeby dobrze było widać jak cieszy go okładanie pięściami złoli. Szanuję to. Green screen i reszta efektów wizualnych, widocznych przede wszystkim przy różnego rodzaju eksplozjach, nie należy do czołówki klasy światowej. Nie trzeba być specjalnie obeznanym ani nawet skupionym żeby zauważyć, że oglądamy efekt pracy grafików komputerowych, a nie pirotechników.

Nie do końca wiem jak to możliwe, ale ostatecznie bardzo polubiłem ekranowy duet, jaki stworzyli Ritchson i James. Ten pierwszy, mimo bycia absolutnym gigantem z górą mięśni, od zawsze miał naprawdę niebanalną żyłkę do komedii. Coś w jego mimice i tonie głosu sprawia, że ciężko nie czuć do niego sympatii, zwłaszcza kiedy skontrastować tę jego radosną brutalność z bardziej cichszymi, emocjonalnymi momentami. Kevin James jest natomiast głównie irytujący, acz ten jego uciążliwy sposób bycia dobrze zgrywa się z bardziej żywo zagranymi postaciami – to pewnie dlatego lubię jego duety z Adamem Sandlerem. „Państwo młodzi Chuck i Larry” to była swego czasu bomba. Brian i Jeff dobrze się uzupełniają i widać, że koniec końców tworzy się między nimi szczera więź. Zaskakująco solidnie dobrany duet, ale z tym zastrzeżeniem, że muszą zawsze być obaj na ekranie. Początek filmu, gdzie widzimy samego Briana, to zwykła męczarnia.

„Wybryk” to generalnie kiepski film. Fabuła jest skrajnie niemądra, humor raz trafia, innym razem niemalże sprawia fizyczny ból, postacie pojawiają się i zaraz znikają, a scenom akcji regularnie brakuje ciągłości. To napisawszy, jest to również całkiem ciepły film, z ładnym morałem i ostatecznie całkiem niezłym, głównym duetem. Polecam, ale raczej tylko fanom kiepskich komedii, którzy potrafią bardzo mocno przymknąć oko. Reszta raczej nie ma tu czego szukać.

Atuty

  • Alan Ritchson jako zabawna wersja Reachera;
  • Solidnie zrealizowane sceny walki;
  • Niezłe klasyki w ścieżce dźwiękowej;
  • Duet Ritchson/James działa zaskakująco dobrze;
  • Ładny morał.

Wady

  • Pisana na kolanie, pełna nieistotnych epizodów fabuła;
  • Rzucające się w oczy CGI;
  • Sam Kevin James jest strasznie męczący;
  • Problemy z montażem, zwłaszcza podczas bardziej dynamicznych scen;
  • Choć regularnie jest się z czego pośmiać, to jednak większość gagów jest mocno nijaka.

„Wybryk” to film perfekcyjnie średni – a nie ma chyba nic gorszego do polecenia. Słabą fabułę, mieszanej jakości gagi i nierówną reżyserię równoważy jak zawsze dobry Ritchson i zaskakująco dobrze sparowany z nim James, ale to za mało aby można było mówić o dobrym filmie.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper