Kobieta z kabiny 10 (2025) - recenzja filmu [Netflix]. Spiski, paranoje i obrzydliwe bogactwo

Kobieta z kabiny 10 (2025) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Spiski, paranoje i obrzydliwe bogactwo

Piotrek Kamiński | Dzisiaj, 20:00

Ambitna dziennikarka zostaje zaproszona na rejs, kulminacją którego ma być otwarcie nowej fundacji charytatywnej, na cześć umierającej na raka dziedziczki norweskiej fortuny. W nocy staje się świadkiem wypadnięcia za burtę jednej kobiety. Kłopot w tym, że zgodnie z wszystkimi dokumentami rejsu, kobieta ta nie istnieje... 

Tęsknię za czasami, gdy już po samej obsadzie filmu można było stwierdzić, że czeka nas przeżycie przez wielkie P! Kiedy filmów kręciło się znacznie mniej, bo i sam proces twórczy pochłaniał takie pieniądze, że trzeba było dziesięć razy zastanowić się, czy dany scenariusz warto jest realizować. Chyba, że rozmawiamy o horrorach i innych powtórkach klasy B i niżej, które od zawsze powstawały w ilościach hurtowych, w dodatku za garść drobniaków. Dzisiaj, na skutek istnienia Netflixa i innych gigantów streamingu, filmy kręci się maszynowo, a ogromne bazy użytkowników oznaczają ogromne pieniądze które można włożyć w produkcję i potencjalnie później odzyskać z niemałą nawiązką, więc nawet pierwszoligowi aktorzy grają w szmirach. Jacy? Na przykład Keira Knightley i Guy Pearce. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak się nad tym zastanowić, to naprawdę trudno jest zrozumieć powód, dla którego gigantowi, takiemu jak Netflix, nie zależy na tym, aby część tych często ogromnych przecież budżetów przeznaczyć na faktycznie dobry scenariusz, który już na papierze oznajmia światu swą zajebistość. W dzisiejszych czasach, znakomita większość wszystkiego, co powstaje, oparta jest na już wcześniej istniejącym materiale, ale widzę w tym dwa potencjalne problemy. Po pierwsze, prawa adaptacyjne skupowane są w zastraszających ilościach, często bez odpowiedniej kontroli jakości. Po drugie, nawet jeśli książka rzeczywiście robi wrażenie, nie oznacza to, że jej proste przełożenie na język filmu sprawdzi się równie dobrze.

Kobieta z kabiny 10 (2025) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Siedząc w głowie głównej bohaterki 

Lo
resize icon

Struktura fabuły zdaje się pożyczać część pomysłów z klasycznych powieści Agathy Christie. Mamy tajemnicze morderstwo na osobie, która nie powinna istnieć - co jest lekko przekręconą wersją sytuacji z "Morderstwa w Orient Expressie" - a całość dzieje się podczas rejsu, co, idąc tym torem rozumowania, rymuje się z fabułą "Śmierci na Nilu". Czy odniesień jest więcej, tego zdradzać nie mam zamiaru, ponieważ wkraczalibyśmy na tereny potencjalnie spoilerowe, a mimo ostatecznej oceny końcowej, uważam, że zagadka przedstawiona w pierwszej połowie filmu jest całkiem zajmująca. 

Reżyser, Simon Stone, wpuszcza naszą główną bohaterkę, Lo (Keira Knightley) do zbiornika pełnego rekinów i obserwuje jej próby przetrwania. Zorganizowany przez Richarda i Annę Brunnerów (Guy Pearce i Lisa Loven Kongsli) rejs to przede wszystkim wystawna zabawa dla niedorzecznie bogatych, na której dziennikarka znajduje się czystym przylądkiem. Od pierwszych scen obserwujemy jej niedopasowanie do reszty towarzystwa. Tak naprawdę, dobrze dogaduje się jedynie ze swoim byłym partnerem, Benem (David Ajala), przy którym nie musi niczego udawać. No prawie niczego, bo jednak nie chce, żeby ten dowiedział się o jej wciąż żywych uczuciach w stosunku do niego. Całkiem niespodziewanie znajduje jednak drugą dobrą duszę, umierającą na raka Anne, tak kompletnie niepasującą do całej reszty towarzystwa. Może jednak nie będzie to wcale taki zły rejs?

Kobieta z kabiny 10 (2025) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Słodko-gorzki koktajl wciąż pozostaje gorzki 

Totalnie nie czarny charakter
resize icon

Sielanka kończy się jednak, kiedy Lo budzi się w nocy i słyszy za ścianą odgłosy kłótni, a po nich plusk wody, jak gdyby wpadło do niej coś dużego i ciężkiego. Jest przekonana, że to kobieta ze znajdującej się tuż obok kabiny numer 10, z którą rozmawiała chwilę poprzedniego dnia. Rzecz w tym, że według manifestu kabina ta stoi pusta, a wszyscy zaproszeni goście wciąż są obecni. Czy to możliwe, żeby Lo przywidziała ją sobie? Męczy ją poczucie winy po śmierci kobiety, zamordowanej za to, że śmiała udzielić jej wywiadu, więc nie jest to niemożliwe. W dodatku reżyser trzyma nas zawsze blisko bohaterki, żebyśmy łatwiej poczuli z nią więź, weszli w jej głowę, a dekoracje statku, pełne luster i przygaszonych świateł, sprawiają, że czujemy się jak we śnie. Wszystkie te detale sprawiają, że od początku czujemy się zaintrygowani, nie mogąc zdecydować się komu ufać, w co wierzyć. Przynajmniej przez pierwsze pół filmu...

Dlaczego tylko pół? Ponieważ mniej więcej w połowie zagadka przestaje być zagadką, a całe tempo narracji, klimat i wszystko inne wywala się na twarz, tracąc przy okazji kilka zębów. Powiedzieć, że zakończenie "Kobiety z kabiny 10" jest mało satysfakcjonujące, to jak nic nie powiedzieć. Postacie zaczynają nagle zachowywać się jak kompletni idioci, bo bez tego zakończenie dosłownie nie mogłoby się wydarzyć. Aktorzy wpadają w schematy, skróty myślowe otrzymują własne skróty myślowe, a po wszystkim widz prędzej skwituje film krótkim "aha", zamiast "wow".

"Kobieta z kabiny 10" to całkiem ciekawy, nawet jeśli nieprzesadnie oryginalny pomysł, który przez dobrych 45 minut działania i pochłania uwagę widza. Wielka szkoda, że kolejnych 45 minut opisać można jako jeden z najgorszych kryminałów ostatnich lat. Aktorzy starają się jak mogą, choć zatrudnieni zostali według typu, więc są z grubsza dokładnie tacy, jakimi się ich spodziewasz i jedynie obraz chwycony okiem kamery Bena Davisa od początku do końca seansu imponuje ładnymi, zapadającymi w pamięć obrazami. Niby zawsze coś, ale generalnie nie polecam seansu. 

Atuty

  • Jak zawsze przykuwająca uwagę Keira Knightley;
  • Sztampowy, ale mimo wszystko intrygujący Guy Pearce;
  • Bardzo ładne, eterycznie-oniryczne zdjęcia;
  • Pierwsza połowa trzyma w niepewności.

Wady

  • Po prostu okropnie nijaka druga połowa filmu;
  • Pozbawione większego sensu, naiwne zakończenie;
  • Niewykorzystany potencjał reszty gości rejsu;
  • Masa naiwności i dziur w logice.

Dobra pierwsza połowa filmu zostaje ubabrana kałem po skoku na bombę do szamba wykonanym przez drugą połowę, kompletnie psując efekt końcowy. Szkoda, bo zapowiadał się naprawdę ciekawie.

4,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper