Ironheart (2025) - recenzja serialu [Disney]. Kociołek rozmaitości

Ironheart (2025) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Kociołek rozmaitości

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 21:00

Riri Williams poznała smak dobrobytu w Wakandzie i teraz trudno jej się z nim rozstać. Uniwersytet jest dla niej zbyt nudny, więc zostaje wyrzucona, zbroja nie chce działać, bo brakuje jej funduszy na porządną diagnostykę - generalnie jest do bani. Wtem, na jej drodze pojawia się zakapturzony Parker Robbins, jego pieniądze i propozycja, której Riri nie może (nie chce) odrzucić.

Ironheart nie zaskarbiła sobie miłości fanów w swoim pierwszym występie w "Czarna Pantera: Walanda w moim sercu" z 2022. Złośliwi szybko zaczęli wytykać jej, że to po prostu Iron Man, tyle że w przysłowiowej spódnicy - i oczywiście jest prawdopodobnie nawet bystrzejsza niż Tony. Moim zdaniem nie tu leży problem. Stark też był absurdalnie genialny od samego początku i zbudował swoją pierwszą zbroję w jaskini, mając do dyspozycji pudło złomu. Ale był też przesadnie arogancki, co nie raz wpędziło go w tarapaty, musiał długo ćwiczyć, zanim udało mu się opanować latanie w zbroi, nabawił się zespołu stresu pourazowego, narażał życie bliskich (w tym dzieci). Wszystkie te kłody musiał jedną po drugiej przeskoczyć - na przestrzeni wielu filmów - by ostatecznie stać się prawdziwym bohaterem i uratować cały świat. No dobra - połowę świata. Mówiąc krótko - Tony Stark był ciekawą, wielowymiarową, niedoskonałą postacią. A Riri?

Dalsza część tekstu pod wideo

Na przestrzeni całego serialu, panna Williams zdaje się podejmować niemalże same niewłaściwe decyzje - co byłoby dobrą bazą dla jej dalszego rozwoju, gdyby tylko scenarzyści postanowili coś z tym faktem zrobić. Tak się jednak nie stało. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie, ale nie chcę za dużo spoilerować. Dają jej niby dwie martwe postacie, z którymi łączy ją więź emocjonalna, żebyśmy choć trochę mogli z nią sympatyzować, lecz wątki te leżą i kwiczą na poziomie scenariusza. Jej największa wada? Ma za mało pieniędzy, aby móc pokazać światu ogrom swojego talentu. Tak więc główną bohaterkę tego sześcioodcinkowego dramatu raczej trudno jest polubić. Dobry początek. A co dalej?

Ironheart (2025) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Solidna zbroja, czego nie da się powiedzieć o wszystkim pozostałym 

Riri w domu
resize icon

Myślę, że największym problemem tego serialu jest fakt, że twórcy kompletnie nie mieli na niego pomysłu. Niejaka Chinaka Hodge dostała po prostu któregoś dnia zadanie napisać serial o "Ironheart" - najpewniej w ciągu tygodnia czy dwóch - i gotowe, zaczynamy szukać obsady. Dlaczego tak uważam? Z kilku powodów. Po pierwsze, fabule brakuje narracyjnej spójności. Nie ma tu jakiegoś jasno nakreślonego tematu, którego trzymałyby się wydarzenia. To, co dzieje się w szóstym odcinku praktycznie nijak się ma do pierwszego. Sztab tęgich głów Marvela stwierdził, że zatuszują wszelkie niedociągnięcia scenariusza zalewając nas odniesieniami do wcześniejszych produkcji i nowymi postaciami, które są tu głównie po to, żeby były. Pamiętasz jeszcze Obadiaha Stone'a z pierwszego "Iron Mana"? Co powiesz na jego syna (Alden Ehrenreich)? Tony miał sztuczną inteligencję w swoim stroju? To Riri też damy. Do tego dochodzi Anthony Ramos w obciachowym płaszczu, tytułujący się The Hood, jego wesoła kompania, w skład której wchodzą wszystkie mniejszości etniczne i seksualne, jakie tylko można sobie wymyślić, a jakby tego było mało, to bliżej końca pojawia się też... Nie no. Nie będę mówił. Tak czy inaczej, nijak nie czuć, żeby wszystkie te postacie były organiczną częścią fabuły, żeby ją komplementowały. Może jestem do przesady cyniczny, ale odebrałem je bardziej jako desperacką próbę nadania serialowi wartości.

Przyznam jednak, że nawet spodobał mi się projekt zbroi Riri. To nie eleganckie, przylegające do ciała nanomaszyny Tony'ego, a kawał żelastwa, przynajmniej kilka kilka generacji do tyłu, zrobiony z dostępnych materiałów - bardzo umownie, bo jednak mini silniki odrzutowe i HUD wyposażony w sztuczną inteligencję znalazła. Ale sama zbroja jest dosyć surowa, z ciekawym mechanizmem "instalacji" pilota i hełmem, który chce się rysować myśląc o nie wiadomo czym na ostatnich lekcjach tego roku szkolnego. To aż niesamowite, że ci sami ludzie rzucili po prostu na Ramosa bordowy kawałek skóry i nazwali to kostiumem. I ja wiem, że tak właśnie, z grubsza prezentuje się The Hood w komiksach, ale nawet tak prosty design można zrobić dobrze i klimatycznie albo beznadziejnie i tanio. 

Ironheart (2025) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Wysyp stereotypów i zero oryginalności 

The Hood
resize icon

Powtarzanie przynajmniej dwa razy na odcinek, że Riri byłaby lepsza od Tony'ego, gdyby tylko miała pieniądze, jest dosyć irytujące, ale nie aż tak, jak sztuczna inteligencja jej zbroi - nazwana NATALIE, po jej zmarłej, najlepszej przyjaciółce. Z jakiegoś powodu, jest to nie tyle sztuczna inteligencja, co po prostu duch prawdziwej Natalie, który może manifestować się w prawdziwym świecie - ale tylko dla Riri. Dlaczego sztuczna inteligencja, którą przecież trzeba zaprogramować, jest po prostu jej koleżanką? Nie ważne! Grunt, że stroi fochy, nie chce słuchać poleceń, czym parę razy prawie zabiła główną bohaterkę i zasadniczo jest najbardziej stereotypową, czarną dziewczyną z sąsiedztwa, jaką widziałeś - na równi z Brendą z pierwszego "Strasznego filmu". Okropny pomysł, szalenie irytująca realizacja, brak satysfakcjonującego zwieńczenia.

Zmieniając temat, choć raz chciałbym zobaczyć, że się tak wyrażę, czarną produkcję, której ścieżka dźwiękowa nie składałaby się z samych najbardziej oczywistych numerów. Bo przecież wiadomo, że oni mieszkają wyłącznie na Bronxie albo w Chicago i słuchają albo hip-hopu albo R&B - ewentualnie bluesa, jeśli są w odpowiednio zaawansowanym wieku. Ja wiem, że to jest coś, co ludziom natychmiast kojarzy się z ciemnoskórymi Amerykanami (to i KFC), więc zasadniczo pasuje do ogólnego klimatu, ale kiedy cały serial jest tak bardzo nieudany, nawet tego typu rzeczy sprawiają wrażenie przesadnie banalnych i tanich. Ale nawet coś takiego da się wybronić, wybierając po prostu dobrą, zapadającą w pamięć muzykę. To kompletnie nie mój klimat, ale "What's up danger" od Blackway & Black Caviar ze "Spider-Man: Uniwersum" to doskonale dobrany do sytuacji kawałek, który zostaje z widzem jeszcze na długo po seansie. "Ironheart" ma natomiast... Nie pamiętam. 

Być może wygląda na to, że więcej miejsca poświęciłem narzekaniu na nową produkcję Disneya niż chwaleniu jej, ale prawda jest taka... Że inaczej się nie dało. Zarówno ten serial, jak i wcześniej "Echo", został nakręcony, po czym odłożony na półkę. Dlaczego? Po tym, co obejrzałem zakładam, że Kevin Feige nie wiedział, co z nimi zrobić. Też bym nie wiedział, bo z jednej strony oba zasługiwały wyłącznie na wywalenie do kosza, z drugiej włożono w nie już kupę funduszy. Pytanie, czy lepiej byłoby pogrzebać je żywcem i pogodzić się z utopieniem w nich niemałych pieniędzy czy wypuścić i przyjąć kolejną falę krytyki na twarz, ryzykując dalsze osłabienie marki... Patowa sytuacja. 

Atuty

  • Zbroja jest całkiem ok;
  • Młodzi aktorzy dwoją się i troją żeby dać nam coś ciekawego, ale ze scenariuszem nie wygrają.

Wady

  • Bezsensowny, pisany na kolanie scenariusz;
  • Kompletnie antypatyczna, płasko napisana główna bohaterka;
  • Odniesienia do wcześniejszych, lepszych produkcji jako próba zamaskowania swoich wielu niedoskonałości;
  • Natalie jest zwyczajnie irytująca;
  • Sztampa wylewa się niemalże z każdej jednej sceny;
  • Boleśnie nijacy antagoniści.

"Ironheart" to, na szczęście, bodajże ostatni produkt MCU przed obraniem przez firmę nowego kierunku. Zdecydowanie nie polecam poświęcania na niego bezcennych pięciu godzin swojego życia, jeśli nie jesteś wielkim fanem komiksu.

3,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper