Fenicki układ (2025) - recenzja filmu [UIP]. Pieniądze to nie wszystko

Fenicki układ (2025) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Pieniądze to nie wszystko

Piotrek Kamiński | 10.06, 22:30

Zamożny biznesmen, Zsa-Zsa Korda, pragnie zrealizować najważniejszy projekt swojego życia, dzięki któremu cała jego rodzina i udziałowcy nie będą musieli martwić się o pieniądze przez kolejnych 150 lat. Wcześniejsze ustalenia ulegają jednak zmianie, przez co musi on pofatygować się do wszystkich swoich współudziałowców i namówić ich na podpisanie nowej umowy.

Styl Wesa Andersona jest jedyny w swoim rodzaju. To człowiek, który lubi pastelowe kolory i linijki, ponieważ każdy kadr w jego filmach odmierzony jest co do centymetra, a paleta barw jest tak charakterystyczna, że wystarczy jedno spojrzenie na dowolny kadr z któregoś z jego filmów, aby móc z całym przekonaniem stwierdzić, że patrzy się na projekt Wesa Andersona. Do kompletu, jego aktorzy zawsze podają tekst bardzo płasko, z bardzo ograniczoną mimiką. Ma to swój urok, zwłaszcza kiedy sam dialog jest w zamyśle humorystyczny, ale tak charakterystyczny styl niesie też ze sobą pewne ryzyko...

Dalsza część tekstu pod wideo

Otóż, jeśli od czasu do czasu nie wyjdzie się ze swojej strefy komfortu, ryzykuje się oskarżenie o powtarzalność. Nawet Tim Burton, którego styl również wyczuwalny jest z kilometra, od czasu do czasu zrobi coś animowanego albo nawet musical, żeby odświeżyć odrobinę swoją standardową formułę. Tymczasem Anderson po raz kolejny robi dokładnie taki film, jakiego po nim oczekujemy. Jasne, fabuła jest za każdym razem inna, ale już sam ten jego styl staje się powoli męczący. Jeśli nigdy nie widziało się żadnego z jego wcześniejszych dzieł, to łatwo dać się "Fenickim układem" oczarować (albo kompletnie zniechęcić, bo to jednak bardzo specyficzny styl), ale jeśli filmografię autora zna się na pamięć, można zacząć czuć pewne zmęczenie materiału.

Fenicki układ (2025) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Prosty i pokręcony jednocześnie 

Katastrofa samolotu
resize icon

Filmy Wesa Andersona nigdy nie były w stu procentach oczywiste, zawsze wymagając odrobiny własnej interpretacji, aby zrozumieć, o co chodzi autorowi. Od pewnego czasu jednak, być może odkąd jego współscenarzystą został Roman Coppola - a być może odrobinę później - scenariusze jego filmów stały się wręcz zagadkami, wielokrotnie złożonymi metaforami, traktującymi o ludziach, religii, szerszym świecie, z praktycznie każdą sceną podatną na interpretację. Cierpi na tym trochę fabuła jakotaka, bo czysto powierzchownie nie ma w niej niczego ciekawego. Korda (wyśmienity Benicio Del Toro) jeździ od osoby do osoby w towarzystwie swojej córki, Liesl (Mia Threapleton) oraz ich wspólnego korepetytora, niejakiego Bjorna (Michael Cera) i stara się ich namówić na podpisanie nowej umowy, po drodze nabierając odrobinę pokory. Tyle.

Jak zawsze u tego reżysera, dialogi napisane zostały pierwszorzędnie. Mimo sposobu podania, często wypadają bardzo naturalnie, a kiedy trzeba również kompletnie hasłowo, abstrakcyjnie. Istotna jest jednak sama ich materia. Dostajemy tu masę niewymuszonego humoru, wywodzącego się głównie z absurdu sytuacji, ale nie tylko. Anderson bawi nas na kilku płaszczyznach i robi to bardzo regularnie. Rzadko kiedy w tym roku zdarzyło mi się tyle razy wybuchnąć śmiechem w trakcie jednego seansu. Pod tym względem "Fenickiemu układowi" nie można niczego zarzucić. Film trwa sto minut, ale w ogóle się ich w trakcie nie czuje, dając się porwać dialogom i chcąc wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.

Fenicki układ (2025) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Więcej tego samego 

Rodzinny obiad
resize icon

Co ciekawe, jest to pierwsza kolaboracja Andersona z nowym operatorem, Bruno Delbonnelem, ale gdybyś o tym nie wiedział, prawdopodobnie nawet nie zauważył byś, że coś się zmieniło. Pan Bruno musi być entuzjastą twórczości Wesa, ponieważ rozumie i realizuje jego wizję nie gorzej niż zwykle trzymający kamerę Robert Yeomam. Mamy tu więc ujęcia perfekcyjnie symetryczne, asymetryczne, aktorów ustawiających się jak do zdjęcia, ramki w ramkach, szwajcarską precyzję, która z prawdziwym życiem nie ma nic wspólnego, ale właśnie tak lubi robić to ten konkretny reżyser.

Rzecz w tym, że, jak już wspominałem, jest to wciąż ten sam styl co zawsze, a więc można czuć już lekki nim przesyt, a sama fabuła, mimo bardzo sympatycznie zrobionych dialogów i, jak zwykle, całego batalionu pierwszoligowych gwiazd w obsadzie, raczej nie zachwyca. Ostateczny wydźwięk filmu - czy to dosłowny, metaforyczny czy nawet alegoryczny - jest całkiem ciekawy i satysfakcjonujący, ale wszystkie elementy składowe, które na ten finał się składają, nie grają ze sobą zbyt idealnie. Zsa-Zsa i Liesl ewoluują na przestrzeni filmu, choć zmianę te widać głównie w dialogach, bo z wierzchu to wciąż ten sam dead-pan. Kolejni wspólnicy są zabawni i wyraziści, ale to bardziej chodzące puenty, niż jakkolwiek zrealizowane postacie. Historia jako taka, w tym swoim najbardziej powierzchownym czytaniu, jest boleśnie wręcz nieskomplikowana i ledwie daje radę utrzymać zainteresowanie widza, ostatecznie raczej nie powalając rozwiązaniem. 

"Fenicki układ" to przedziwna sytuacja, gdzie cała masa dobrze zrealizowanych elementów łączy się ze sobą, aby zamiast pięknej harmonii stworzyć... Sieczkę. To nie jest zły film, ale moim zdaniem reżyserowi nie udało się tym razem siać swojej wizji w satysfakcjonującą całość. Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale efekt końcowy nie zrobił na mnie wrażenia. Lekki przerost formy nad treścią - a w przypadku Wesa Andersona jest to nie lada przytyk. 

Atuty

  • Piękne, typowo andersonowe zdjęcia;
  • Świetna, typowo andersonowa obsada;
  • Zabawne, typowo andersonowe dialogi;
  • Wielowymiarowe, typowo andersonowe przesłanie.

Wady

  • Czysto powierzchownie, raczej mało porywająca fabuła;
  • Typowy Anderson, ale bez ikry;
  • Przerost formy nad treścią.

"Fenicki układ" to film z jednej strony bardzo typowy dla Wesa Andersona, z drugiej na tyle specyficzny, że po seansie zastanawiasz się co właściwie obejrzałeś. I po co.

5,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper