Wonka (2023)

Wonka (2023) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Twórca muzyki i marzyciel marzeń za młodu

Piotrek Kamiński | 06.12.2023, 17:44

Trochę zagrana, trochę wyśpiewana, magiczna przygoda młodego Willy'ego Wonki, który pragnie zostać najlepszym wytwórcą czekolady na świecie. Pełna śmiechu i wzruszeń historia młodego człowieka, który na stare lata ewoluuje w kompletnego świra, o twarzy Gene'a Wildera.

Przyznam, że kompletnie nie wierzyłem w ten projekt. Po co komu historia młodego Willy'ego Wonki, w dodatku z Timotheem Chalamet'em w roli głównej? Już Tim Burton dorabiał mu dziwną historię w swoim, po mojemu patrząc, okropnym filmie z Johnnym Deppem w roli głównej. Później zwiastun pokazał kilka znajomo wyglądających strojów, podprowadzone z oryginału teksty i... Hugh Granta w pomarańczowej farbie, robiącego za Oompa-Loopmę. To nie mogło się przecież udać.

Dalsza część tekstu pod wideo

A jednak ostatecznie jestem filmem Paula Kinga, człowieka stojącego za sukcesem obu części "Paddingtona", oczarowany. Kolorowe miejsca i stroje, niedorzecznie przerysowane, wyrwane jakby prosto z książki dla dzieci postacie, lekki, ale przy tym zgrabnie pomyślany, zmyślny humor, masa pięknie wzruszających momentów, świetnie zaprojektowane zdjęcia - czego tu nie kochać?! Gdybym miał oceniać "Wonkę" tylko i wyłącznie na podstawie emocji, jakie we mnie wywołał, mógłbym spokojnie celować w najwyższą możliwą notę. Aż tak łatwo i przyjemnie się to ogląda. Patrząc jednak trochę bardziej krytycznym okiem, parę elementów tu i tam robi słabsze wrażenie, można się do nich przyczepić. Jeśli jednak czepianie się detali, o które często jestem tu obwiniany - zwłaszcza w stosunku do filmów dla młodszego widza - nie jest czymś bliskim i tobie, to spokojnie możesz przerwać czytanie już tu, załadować latorośl/młodsze rodzeństwo pod pachę i wybrać się przeżyć piękną, czekoladową przygodę w towarzystwie pana Wonki, Kluski i całej reszty plejady barwnych postaci.

Wonka (2023) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Stary-nowy Willy 

Willy i Rosły

Zaczynamy od młodego Willy'ego (Chalamet), dopływającego do miasta, w którym znajduje się słynna na cały świat Galeria Smakoszy. Wyposażony w brudny płaszcz, podarty kapelusz i solidną, wysłużoną walizkę zeskakuje z masztu na którym stał, wypatrując lądu (niech mnie piorun trzaśnie, jeśli to nie było odniesienie do Johnny'ego Deppa, poprzedniego Wonki, w "Piratach z Karaibów") i... Zaczyna śpiewać. Nie jest to od razu oczywiste, biorąc pod uwagę sam zwiastun, ale tak samo jak i poprzednie filmy z Wonką, tak i ten jest musicalem, takim klasycznym, gdzie bohaterowie zupełnie spontanicznie zaczynają nagle śpiewać, bo czemu by nie, a nie ponieważ są tresowanymi niewolnikami, jak u Burtona. Piosenek jest całkiem sporo, są przyjemnie zróżnicowane tematycznie, wpadają w ucho, a ich motywy przewodnie potrafią być całkiem sprytnie wplecione w dialogi. Niezależnie jednak od artystrii poszczególnych utworów, największą robotę, dla mnie, zrobił Hugh Grant jako "Rosły" Oompa Loompa. Te sztywno-dziwne ruchy, ten niedorzecznie poważny ton, ta pomarańczowa twarz, otoczona zielonymi lokami - Hugh dosłownie kradnie każdą scenę, a której się pojawia.

Pewnym problemem dla części widzów będzie zapewne mocne dosłodzenie i ugrzecznienie postaci głównego bohatera względem książkowego oryginału i obu interpretacji filmowych. Wersja Wildera jest nieodgadniona, balansująca na granicy sympatycznego wujka i absolutnego psychopaty, często skręcająca mocniej a to w jedną, a to w drugą stronę, po to tylko aby zaraz skręcić ostro w drugą stronę. Johnny Depp sprawia wrażenie naćpanego albo niedorozwiniętego umysłowo (chociaż może po prostu sam je za dużo czekolady, kto wie?), a ten książkowy Willy raz jest przebojowym geniuszem, innym razem apodyktycznym bucem. Chalamet i King wytyczają dla młodszej wersji postaci nową, znacznie bardziej delikatną ścieżkę, która jednak od samego początku zdaje się kierować go w stronę bardziej... Mroczną. Ten nowy Willy jest głośny, pewny siebie, zdecydowanie genialny, ale przy tym również naiwny. Jak sam mówi: "całą swoją edukację skupiłem na wyrabianiu czekolady. We wszystkich innych kwestiach polegam na uprzejmości nieznajomych", co jest oczywistym nawiązaniem do postaci Blanche Dubois z "Tramwaju zwanego pożądaniem", a wszyscy wiemy, jak zakończyła się jej historia. Świat wykreowany przez Kinga jest znacznie bardziej czarno-biały, niż wcześniejsze wersje, które przecież też nie grzeszyły przesadną głębią charakteryzacji postaci - nie licząc leniwego cielska dziadka Joe, któremu po prostu nie chciało się ruszyć dupska z łóżka przez ileś lat, mimo że rodzina przymierała głodem. W "Wonce" jesteś albo porządnym człowiekiem albo kompletnym degeneratem, który dla pieniędzy zrobi wszystko. To z jednej strony bardzo ograniczone spojrzenie na świat, z drugiej odpowiednie dla młodziutkiego umysłu, dla którego kierowany jest cały film.

Wonka (2023) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Zdecydowanie jest tu ta magia, której brakowało późniejszym filmom o Harrym Potterze

Pogadajmy o interesach

Fabularnie rzecz jest raczej prosta, ale przy tym skuteczna w swoich założeniach. Szybko zaczynamy rozumieć kto jest kim, dzięki czemu sytuacja może zacząć się rozwijać bardzo płynnie, nawet pomimo raczej pokaźnej obsady na pokładzie. A mamy tu Olivię Colman i Toma Davisa w świetnych rolach właścicieli budynku, w którym pomieszkuje Willy. Czekoladowym Kartelem (oczywisty, bo oczywisty, ale wciąż spoiler wyśpiewany już przez pierwszy zwiastun) zarządzają Peterson Joseph, Matthew Baynton i Matt Lucas - I są przy tym absolutnie przezabawni. Nad dobrostanem miasta czuwają Rowan Atkinson i stale ewoluujący na przestrzeni filmu Keegan-Michael Key, a prócz wspomnianej Kluski (Calah Lane), do przyjaciół Wonki zaliczyć można jeszcze postacie grane przez Jima Cartera, Rakhee Thakrar, Natashę Rothwell i Richa Fullera. Tutaj nawet absolutnie epizodyczne postacie dostają swoje pięć minut i każdorazowo jest to komicznie przygotowanych pięć minut. W całym filmie nie znalazłem choćby jednej postaci, która śpiewałaby fałszywie (tak dosłownie, jak i metaforycznie). To wręcz imponujące, jak zgrabnie reżyser poskładał aż tyle elementów do kupy, nie gubiąc się przy tym, nie zapominając o detalach, każdemu dając jego chwilę. No, prawie...

Jednym, jedynym elementem filmu, który wydał mi się w drugiej połowie fabuły zapomniany, była sytuacja mieszkaniowa Wonki i jego przyjaciół. Z początku zaproponowane rozwiązanie zdaje się zamykać temat, lecz kiedy około połowy filmu sytuacja ulega zmianie, szybko okazuje się, że jest to zmiana jedynie powierzchowna, bez żadnych daleko idących reperkusji - bardziej niedogodność, niż faktycznie poważny problem. I tak naprawdę scenariusz nigdy już do tego problemu nie wraca, tak jakby zapominając, co ta ,miana powinna oznaczać dla całego statusu quo bohaterów. Historia jest już wtedy jednak na tak zaawansowanym etapie, że zdaje się zupełnie nie zauważać problemu, z radością prąc naprzód, ku kolejnym przygodom - prawdopodobnie ciągnąc za sobą większą część widowni, która nawet nie zauważy, że coś jest nie tak.

Ostatecznie jednak "Wonka" jest absolutnie spektakularnym przeżyciem, godnym czasu, energii i pieniędzy niezbędnych aby przeżyć go w kinie. To film o potędze marzeń i przyjaźni, klasyczna bajka obleczona w nowe szaty - idealna zarówno dla najmłodszych, jak i trochę starszych widzów, a nawet i dla zgryźliwych tetryków mojego pokroju. Gwarantuję, że feeria barw, pięknie zaprojektowanych, pełnych detali ujęć (skoro tu CGI, jasne, ale efekt końcowy i tak robi wrażenie), mocnych występów, sprawiających, że nóżka sama tupta melodii i chwytających za serce momentów sprawi, że będą to jedne z najprzyjemniej spędzonych dwóch godzin spędzonych w kinowym fotelu tego roku. Ja już zgłosiłem się na ochotnika aby iść na film raz jeszcze z klasą mojego syna. I pewnie znowu będę musiał walczyć, żeby nie wydawać z siebie pod koniec dźwięków, które niektórzy mogliby zakwalifikować jako łkanie. Panie King, znów pan to zrobił! Zdaje się, że nazwisko zobowiązuje.

Atuty

  • Bardzo dobra obsada;
  • Co do centymetra zaprojektowane ujęcia;
  • Wpadające w ucho piosenki;
  • Hugh Grant kradnie każdą scenę, w której się pojawia;
  • Dużo smaczków do wyłapania dla fanów klasycznej wersji z Gene'em Wilderem;
  • Dobrej klasy humor;
  • Kostiumy, projekty lokacji i wygląd filmu w ogóle;
  • Bliżej końca nie boi się atakować widza w samo serce i to wielokrotnie, raz za razem.

Wady

  • Raz albo dwa fabuła zdaje się zbyt lekko przechodzić ponad potencjalnymi problemami bohaterów;
  • Części widzów może nie spodobać się jak bezapelacyjnie sympatycznym młodzieńcem jest tutaj Wonka.

"Wonka" to film krojony pod najmłodszych - pełen prostych, acz wyrazistych postaci, magii, muzyki, śmiechu i uczuć - który jednak z powodzeniem powinien porywać również ich rodziców. Nie jest to może dokładnie ten styl dziwności i dobroduszności Rolada Dahla, który znamy z oryginału, ale zdecydowanie można nazwać go ciekawą wariacją na jego temat. Polecam serdecznie.

9,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper