Absolutni debiutanci (2023)

Absolutni debiutanci (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Miłość niejedno ma imię

Piotrek Kamiński | 25.10.2023, 09:03

Ona w spektrum autyzmu, zafiksowana na kręceniu wszystkiego i wszystkich. On z natury cichy, ale zawsze chętny do pomocy, niczym wierny giermek. Jadą razem nad morze, aby nakręcić film, który pozwoli im dostać się do szkoły filmowej. Na miejscu poznają chłopaka z obozu koszykarskiego, który wywróci całą dynamikę ich relacji do góry nogami.

Najbardziej w produkcjach dla młodych dorosłych nie lubię tego, że regularnie pokazują mi, że ten pierwszy człon już dawno mnie nie dotyczy. Nie rozumiem ichniego podejścia do życia, wyznawanych wartości - miejscami sytuacje dla mnie wręcz niewyobrażalne, są czymś kompletnie normalnym, nie wartym nawet komentowania dla obecnych nastolatków. Ciężko było mi przez to empatyzować z bohaterami, regularnie musząc podwójnie się wysilać żeby w ogóle zrozumieć charakter danej sceny.

Dalsza część tekstu pod wideo

Są jednak na tym świecie sprawy uniwersalne i to przede wszystkim o nich opowiadają "Absolutni debiutanci". Mamy tu do czynienia z wielowątkową eksploracją ludzkich uczuć - od szczeniackiego zauroczenia, przez cielesne uciechy, odrobinę monotonną codzienność, na poszukiwaniu miłości poza związkiem kończąc. Kochają wszyscy - młodzież, dorośli, pełnosprawni, niepełnosprawni, heteroseksualni, homoseksualni, ludzie w związkach, poza związkami - i do tego dla każdej z tych osób słowo to może mieć zupełnie inne znaczenie. Jest to jednocześnie największa zaleta i największa bolączka całego serialu. Już tłumaczę.

Absolutni debiutanci (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Światła, kamera, akcja

Główni bohaterowie

Fabuła kręci się wokół dwóch wątków. Z jednej strony mamy Lenę (Martyna Byczkowska) i Niko (Bartłomiej Deklewa), którzy wybierają się nad morze żeby kręcić swój film - odważny miks romansu z erotykiem. Na szczęście nie jest to przesadnie wielki problem, jako że ich rodziny mają tam wspólną działkę. Mama Leny (Katarzyna Warnke) i jej partner (Piotr Witkowski) wierzą w talent młodej, wspierają, pozwalają być sobą, niemal zapominając o jej problemach społecznych. Rodzice Niko (Anna Krotoska i Andrzej Konopka) są trochę ostrożniejsi w swoim podejściu do obojga dzieciaków, ale też starają się okazywać swoje wsparcie, więc kiedy trzeba gnać na złamanie karku i łamać cały szereg przepisów, byle tylko nakręcić tę jedną, bardzo ważną scenę, z miłą chęcią pomogą.

Druga nitka fabuły skupia się na postaci Igora (Jan Sałasiński), młodego koszykarza, obecnie "odsiadującego wyrok" na obozie sportowym pod opieką zmagającego się z uzależnieniem od alkoholu trenera. Jego marzeniem jest przejść na zawodowstwo, żeby mógł kupić młodszemu bratu wymarzoną konsolę i generalnie stać się 'kimś'. Nie będzie to jednak proste pod tym trenerem i z tą drużyną. Wszystko zmienia się, kiedy w dosyć dramatycznych okolicznościach poznaje Lenę i Niko, którzy chcieliby aby zagrał w ich filmie. I niby to tylko aktorstwo, ale pojawia się lęk, że zranione zostaną uczucia. Sytuacja robi się skomplikowana.

Prócz tych dwóch wątków mamy jeszcze... Całą masę innych historii. Z jednej strony mamy rodzicielkę Leny i jej przygotowania do przeprowadzki do Włoch. Gdzie indziej rodzice Niko przeżywają coś na wzór kryzysu małżeńskiego, lokalna dziewczyna (Pulina Krzyżańska) czuje się pominięta, co przekłada się na jej relację z ojcem (Jakub Wieczorek), trener jest chlorem i co tam jeszcze. Wyłania się z tego problem, bo tak jak każda z tych historii wpisuje się w główny motyw serialu, tak praktycznie żadna, poza tą główną, nie doczekuje się należycie katartycznego zakończenia. W przypadku części z nich jeszcze można mówić, że chociaż w ogóle się zakończyły, ale taka na przykład Krzyżańska po prostu dostaje pięciosekundową scenę kończącą jej wątek - nagle, bez jakiegoś sensownego rozwoju po drodze - którą równie dobrze mogli nakręcić już po głównym okresie zdjęciowym, bo zauważyli, że czegoś brakuje i zadowoleni. Ale ja nie. Tak samo jak nie podoba mi się miejsce, w którym kończy się historia trenera, ani jak rozwiązany zostaje wątek rodziców Niko, czy przeprowadzi do Włoch. Nie chodzi nawet o to, że to sam pomysł jest zły, ale sposób, w jaki do niego dotarliśmy.

Absolutni debiutanci (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Świetna muzyka i występy aktorów młodego pokolenia

Kręcimy film

Poetycko mamy tu kilka szczerze interesujących kadrów, choć powiedziałbym, że spora część z nich (ale nie wszystkie!) zarezerwowana została na kręcenie artystycznego filmu Leny, a netflixowemu widzowi pozostaje oglądać płaską kopulację Warnke i Witkowskiego, nijakie sceny sportowe i tym podobny materiał. Trzeba jednak przyznać, że młoda część obsady potrafi ożywić ujęcie swoją energią i entuzjazmem, a miejscami nawet zbudować taki klimat, że widzowi robi się ciepłej za kołnierzem. I nie chodzi wyłącznie o pokazywanie ciała - choć tego, oczywiście, nie brakuje - ale właśnie o tę intymność, zbudowanie sytuacji, w której widz czuje się niemal jakby podglądał potajemnie aktorów z ukrycia, jakby robił coś złego. Niezły paradoks, biorąc pod uwagę jak Lena i Niko obsesyjnie nagrywają niemal wszystko, co robią.

Nastrój buduje zarówno senna, a miejscami dzika aura nadmorskiej miejscowości, w której rozgrywa się akcja serialu, ale również, a może nawet i przede wszystkim świetna ścieżka dźwiękowa, wypełniona hiciorami w stylu "Crazy on you", od zespołu Heart.  Nawet najbardziej banalną scenę można uratować dobrze spasowaną melodią, a tutaj soundtrack nie tyle ratuje kolejne sceny, co nadaje im dodatkowej głębi, wzmacnia przekaz, wyzwala dodatkowe emocje - no i zwyczajnie, tak po ludzku, przypomina o istnieniu paru kultowych utworów.

"Czasami nie lubię tego, kim jestem", mówi w pewnym momencie Lena i jest to jedno z najmocniejszych stwierdzeń, jakie ostatnio słyszałem. Prosty zestaw słów, prosto wypowiedziany, ale niosący ze sobą ładunek tak potężny, że aż uczący pokory. Ponieważ każde z nas przynajmniej raz w życiu spojrzało w lustro i nie było zadowolone z tego, co zobaczyło. Bo życie to nie tylko pasmo kolejnych zwycięstw. Czasami bywa gorzej. Grunt to zawsze spojrzeć w przód i z nową iskrą w sercu zobaczyć, czy za horyzontem nie czeka na nas nowy dzień. Tu kryje się sedno całego serialu. "Absolutni debiutanci" to produkcja o ludziach szukających siebie, swojego szczęścia. Zakończenie mogłoby być lepsze, ale sama droga do niego wypada ciekawie, nawet jeśli miejscami trochę obco dla takiego zgreda, jak ja.

Atuty

  • Żywa, ekspresyjna gra młodych aktorów;
  • Bawi, wzrusza, podnosi ciśnienie;
  • Bardzo dobry soundtrack;
  • Świetnie uchwycony klimat "ostatniego lata niewinności";
  • W ciekawy sposób pokazuje codzienność osoby w spektrum autyzmu.

Wady

  • Mało satysfakcjonujące zakończenie wątków pobocznych;
  • Tu i tam pojedyncze zbędne, nic niewnoszące sceny.

"Absolutni debiutanci" to serial pełen młodzieńczej energii, trudnych uczuć i... Miłości do "Pulp Fiction". Interesująca propozycja, skutecznie zachęcająca do włączania kolejnych odcinków, nawet jeśli finał trochę się rozjeżdża i zostawia widza z pewnym niedosytem.

7,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper