Wiedźmin (2019)

Wiedźmin (2019) - recenzja, opinia o 3 sezonie serialu [Netflix]. Czas pogardy właśnie się skończył

Piotrek Kamiński | 27.07.2023, 10:20

Geralt stara się zachować swoją neutralność w świecie, który raz za razem prosi go o opowiedzenie się po jednej ze stron. Kiedy koła przeznaczenia zagrożą jego przybranej córce, w końcu przyjdzie mu podjąć decyzję. Świat nigdy nie będzie już taki sam, jak dawniej.

Nie rozumiem tej obecnie panującej manii dzielenia pojedynczych sezonów seriali na części. W ostatnim czasie z tego samego zagrania skorzystali zarówno "Prawnik z Lincolna" jak i dzisiejszy "Wiedźmin". Można by proponować, że chodzi o dopracowanie CGI, ale takie wytłumaczenie miałoby sens tylko w przypadku "Wiedźmina". Więc o co chodzi? Przecież to sam Netflix rozpoczął trend wrzucania na serwer całych sezonów serialu naraz, tak aby każdy mógł oglądać je sobie na własnych warunkach - całość naraz, odcinek dziennie, jeszcze inaczej. Tymczasem mamy tu coś na wzór połowicznego powrotu do dawnych dni, gdzie czerwone N każe nam czekać miesiąc na drugą połowę (właściwie to drugą część, jako że pierwsza wcale nie kończy się równo po połowie wszystkich odcinków) sezonu. To chyba nawet bardziej irytujące niż czekanie na pojedyncze odcinki tydzień po tygodniu. Najgorsze jest jednak to, że te przerwy krzywdzą jedynie całą produkcję. W "Prawniku z Lincolna" w pierwszej części mamy głównie ustawianie pionków na planszy i powolny początek szachowej partii, a w "Wiedźminie" ta druga transza odcinków zawiera praktycznie wszystkie najciekawsze momenty całego sezonu. Rozumiem powolne przygotowywanie się na moment, w którym stolec uderzy w końcu w wiatrak - w końcu książka też zbudowana jest w podobny sposób, ale różnica polega na tym, że w powieści pana Sapkowskiego przewracamy stronę i czytamy dalej, a tu kazali nam czekać, kiedy wreszcie zaczęło się coś dziać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wiedźmin (2019) - recenzja, opinia o 3 sezonie serialu [Netflix]. Korekta kursu 

Na imprezę

Wiem, że armia purystów za chwilę pokaże mi, w jaki sposób tytuł książki, na podstawie której powstał obecny sezon, może odnieść się również do mnie, ale trzeba pozostać wiernym samemu sobie, a nie pisać bzdury pod publiczkę, więc powiem wprost - podobał mi się ten sezon. Nie każda jedna minuta, nie wszystkie zmiany i elementy techniczne, ale generalnie, w najszerszych pociągnięciach metaforycznego pędzla, jestem zadowolony z tego, co zobaczyłem i czekam na więcej. Może ma to związek z tym, że drugi sezon zawiódł mnie tak kompletnie, że dokańczałem go raptem kilka dni przed premierą trzeciego żeby być na bieżąco, może gorące, wakacyjne słońce działa na mnie kojąco, może jestem jakimś dewiantem, a może po prostu Netflix dostarczył z grubsza solidną produkcję, która cierpi ze względu na szum wokół niej i przykre wspomnienie sezonu z numerkiem 2? Trudno powiedzieć.

Po szybkiej (relatywnie, bo jednak pierwsza połowa pierwszego odcinka ciągnie się niemiłosiernie) korekcie kursu, podczas której bohaterowie ulokowani zostaną we właściwych miejscach, a ich charaktery morfują w coś bliższego książkowym oryginałom, co widać przede wszystkim na przykładzie Yennefer (Anya Chalotra), która nagle kocha i chce chronić Ciri (Freya Allan) po tym, co odwaliła w drugim sezonie, rozpoczyna się fabuła właściwa "Czasu pogardy". Poczułem miłe łaskotanie w brzuchu właściwie natychmiast po tym jak zobaczyłem Codringhera i Fenn (Simon Callow i Liz Carr), a nie kogoś zupełnie nowego, wymyślonego na potrzeby serialu. Reszta sezonu całkiem nieźle trzyma się wydarzeń z książki, od czasu do czasu jedynie rozwijając wątki Ciri i Yennefer, jako że tutaj są one równie głównymi postaciami, co sam Geralt (Henry Cavill). Zrozumiałe zagranie. Część scen i sytuacji została oczywiście "zamerykanizowana" aby uczynić fabułę bardziej telewizyjną. Z większością z tych zmian nie mam problemu. Okazjonalny potwór do zabicia, czy scena zrobiona tylko po to aby zapełnić czymś odcinek nie przeszkadzają, jeśli są zrobione dobrze i choć CGI w serialu wciąż wygląda...różnie, to jednak zarówno projekty potworów, jak i same choreografie walk pozwalają dobrze się przy nich bawić.

Wiedźmin (2019) - recenzja, opinia o 3 sezonie serialu [Netflix]. Zmiany niepotrzebne i zmiany krzywdzące 

Lepiej uciekaj

Jest jednak kilka zmian, z którymi mam problem. Niektóre z nich uważam za zbędne, podczas gdy inne czynnie torpedują wydźwięk pewnych scen. Rzucę tu kilkoma spoilerami, w tym z drugiej części sezonu. Czuj się ostrzeżony. Pierwsza sprawa to Radowid (Hugh Skinner), dawniej syn króla Vizimira (Ed Birch), obecnie brat, podbity wiekowo chyba tylko po to aby można było sparować go z Jaskrem (Joey Batey). Podoba mi się, że wciąż jest przebiegłym i zaradnym sukinkotem, nawet jeśli do tego bydlaka z gier trochę mu brakuje, ale uważam, że była to absolutnie niepotrzebna zmiana kanonu, zwłaszcza że i tak Jaskier najlepiej wypada w zestawieniu z Geraltem, co potwierdza tylko końcówka sezonu, kiedy to chłopaki ponownie ruszają razem na szlak. Druga sprawa to sam król Vizimir. Nie wiem kto wymyślił aby zrobić z niego bufona i chodzący żart, ale powinni go czym prędzej zwolnić z pracy. Tym jednak, co najbardziej mnie zawiodło, była scena walki Geralta i Vilgefortza (Mahesh Jadu). Nie zrozum mnie źle, czysto widowiskowo, był to bardzo sympatycznie zrealizowany pojedynek - wartki, efektowny, pokazujący prawdziwą moc czarodzieja z Roggeveen, pierwszego, który nie dość, że pokonał Geralta, to jeszcze zrobił to praktycznie bez wysiłku. Ale to właśnie ta widowiskowość jest tu problemem. Cały cymes tej walki w książce polegał na tym, że zdradziecki mag pokonał wiedźmina samą techniką, nie pomagając sobie magią. To dlatego był tak strasznym przeciwnikiem, bo był zwyczajnie lepszy od Geralta. Tu natomiast magia jest w użyciu praktycznie cały czas, kompletnie kładąc na łopatki znaczenie tego momentu. Przykłady podobnego braku zrozumienia materiału można by mnożyć i mnożyć, ale szkoda na to czasu i miejsca. Jako ostatni podam jeszcze tylko czarodziejki - istoty próżne, zakochane w swojej mocy, skrywające każdą, najdrobniejszą, fizyczną niedoskonałość za zasłoną magii. Tymczasem w serialu dwie mają nadwagę... nie chodzi o to, że nie można lubić siebie takim, jakim się jest, sam mam bęben, który regularnie wystawiam na pokaz choćby na basenie, ale taka inkluzyjność stoi w opozycji do próżności, z której słynie ta konkretna kasta. Psuje ich charakteryzację. Koniec spoilerów.

Aktorsko jest zazwyczaj w porządku. Cavill ładnie rzęzi swoje kwestie, sporo gra oczami, a sceny walki z jego udziałem zawsze są miłe dla oka. Jaskier wygląda może jak wampir-pedofil w tym sezonie, lecz w kwestii jego charakteru, braterskiej relacji z Geraltem, wujkowo-przyjacielskiej z Ciri i napiętej, ale z wzajemnym poszanowaniem z Yennefer wciąż pozwalają Batey'emu grać cały szereg różnych emocji, tworzyć wielowymiarową, interesującą postać. Freya Allan z sezonu na sezon staje się coraz lepszą aktorką i choć na ten moment gra głównie obrażoną nastolatkę, to widać już zalążki zmian, które nadejdą w kolejnym sezonie. Najsłabszym ogniwem głównej obsady pozostaje Yennefer. Chalotra wygląda zbyt młodo, zbyt niewinnie aby sprzedać władczy ton i potęgę czarodziejki. W zestawieniu z Allan wygląda natomiast bardziej jak jej siostra, niż córka. Akurat wygląd to już problem osób od castingu i makijażu, ale czysto aktorsko również wygląda zwykle na przybitą albo zaskoczoną, a chyba nie taki był zamysł.

Wiedźmin (2019) - recenzja, opinia o 3 sezonie serialu [Netflix]. To ty jesteś najsłabszym ogniwem

Trzeci sezon wygląda z grubsza tak, jak poprzednie - a więc solidne plany zdjęciowe, wymieszane z umiarkowanie świetnie wkomponowanym w nie CGI i ewoluujące z sezonu na sezon w dobrą stronę kostiumy. Zbroje Nilfgardu wyglądają już prawie profesjonalnie i odpowiednio strasznie, szaty czarodziejów i wiedźmińskie stroje wyglądały bardzo dobrze właściwie od samego początku, a i bardziej dworskie, pstrokate stroje noszone przez władców (i Jaskra) wyglądają tak, jak powinny - pamiętajmy, że one mają być przesadnie ozdobione, wyróżniające się na tle pospólstwa i tak dalej. Największym (pozytywnym) zaskoczeniem były dla mnie jednak driady, nie wyglądające już jak zwykłe amazonki, a faktyczne duchy lasu, stworzenia będące pomostem między człowiekiem, a naturą.

Wydaje mi się, że największym (tym razem negatywnym ) zaskoczeniem całego tego sezonu jest sposób, w jaki został on zmontowany. Od pierwszej sekwencji, w której tych samych kilka scen powtarza się przez dobrych dwadzieścia minut, przez ciekawie pomyślany, ale niepotrzebnie powtarzający się odcinek numer pięć - jest tam gdzieś znacznie sprawniej sklejona wersja tej sceny i jestem pewien, że nawet tylko sami zapaleni widzowie prędzej czy później nam ją pokażą - na absurdalnie chaotycznie pociętym siódmym odcinku i walkach z finału sezonu. Jaki jest sens ciąć scenę jedzenia tak aby składała się z samych kęsów? Żeby było bardziej dynamicznie, łapczywie? Cóż, nie jest. Finałowy efekt wygląda jak "edgy" montaż z kolejnych odsłon serii "Piła", ale nie dodaje niczego wartościowego. Najgorzej wychodzi na tym wszystkim Geralt. Dobrze wiemy, że Cavill potrafi przekonująco machać mieczem, a sceny walk potrafią robić robotę, jeśli zatrudnić do nich odpowiednich choreografów. Potyczka Geralta z nilfgardzkim batalionem ewidentnie nosi znamiona mocnej sceny walki na miecze - jest w niej kilka ciekawych ujęć, Henry tańczy między żołnierzami najpierw z jedną bronią, później z dwoma, ale ta niepotrzebnie wielka ilość cięć i związany z nią narracyjny chaos sprawiają, że trudno jest docenić pracę ludzi, którzy odwalili na planie kawał roboty.

Jak widać, trzeci sezon netflixowego "Wiedźmina" swoje za uszami ma. Część z tych problemów ma swoje korzenie w poprzednich sezonach, część w chęci dostosowania materiału pod masowego widza, ale tak jak wiadomo, że części widowni zwyczajnie nie da się dogodzić (niektórzy już nawet mówią, że serial z Michałem Żebrowskim był lepszy, co uważam za całkiem zabawne), tak myślę, że czerwone N zaczęło słuchać fanów i marka idzie ku lepszemu. Aktorsko jest przeważnie dobrze, walki wciąż wyglądają widowiskowo, nawet jeśli montaż próbuje ze wszystkich sił je zepsuć, fabularnie jesteśmy na dobrym torze, a i czysto tematycznie i ozdobnie jest tu co chwalić. Sezon zaczynamy od narracji Yennefer piszącej Geraltowi list i tak samo również go kończymy. Zgrabna to okładka, zamykająca ten konkretny fragment historii w jednym tomie.

Atuty

  • Udana korekta fabularnego kursu;
  • Geralt i Jaskier wciąż tworzą zgrany duet;
  • Freya Allan zgrabnie ewoluuje aktorsko;
  • Widowiskowe, dobrze przygotowane walki;
  • Nowy design driad;
  • Potrafi zbudować klimat napięcia i niepewności (nawet mimo tego, że znam książki i dobrze wiem dokąd zmierza fabuła);
  • Percival w soundtracku!

Wady

  • Kilka niepotrzebnych zmian w kanonie;
  • W paru miejscach wyraźny brak zrozumienia materiału źródłowego;
  • Anya Chalotra odstaje warsztatowo od reszty obsady;
  • CGI wciąż miejscami bardzo umowne;
  • Mocno nierówne tempo - zwłaszcza w pierwszej połowie sezonu.

Trzeci sezon "Wiedźmina" ostro zmienia kurs i stara się wrócić na właściwe tory. Nie jest idealnie, ale poprawa jest widoczna i warta docenienia. Widać tu wyraźne echa oryginalnego "Czasu Pogardy", co pozwala mi z optymizmem patrzeć w przyszłość. Kto wie, może "Chrzest ognia" sprawi, że marka odrodzi się, jak Feniks z popiołów? Mam nadzieję.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper