Creed III (2023)

Creed III (2023) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Rozliczenie z przeszłością, pięściami

Piotrek Kamiński | 28.02.2023, 21:00

Adonis Creed zszedł z ringu jako niekwestionowany mistrz świata po stoczeniu blisko trzydziestu walk. Kiedy po osiemnastu latach odsiadki do jego życia wraca dawny przyjaciel, niemalże brat i osoba, która nauczyła go podstaw boksowania, Damian "Dame" Anderson, stanowi to początek sekwencji zdarzeń, która zaprowadzi dawnych kumpli na ring. Standardzik.

Po raz pierwszy oglądamy film z serii "Rocky", w którym nie przyjdzie nam zobaczyć Sylvestra Stallone'a. Dziwne uczucie, ale wydaje mi się, że Adonis Creed (Michael B. Jordan) zapracował w poprzednich dwóch produkcjach na zostanie głównym bohaterem, bez rozpraszaczy pokroju Włoskiego Ogiera, o którym w dzisiejszym filmie jedynie wspomina się raz, może dwa. Jakby tego było mało, "Creed III" jest również debiutem reżyserskim Jordana. Nikt nie może odmówić chłopakowi talentu przed kamerą, wiadomo. A jak wypadł stojąc za nią? Sprawdźmy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Creed III (2023) - recenzja filmu [Warner Bros]. Spójna historia o przyjaźni i odpowiedzialności, ale z paroma lukami 

Dawni bracia

Szersza fabuła filmu jest takim trochę miksem drugiej i trzeciej części "Rocky'ego". Dame (Jonathan Majors) ma w sobie wściekłą furię, z którą atakował Clubber Lang, ale cały pojedynek swoje korzenie ma w sytuacji podobnej do tej z Ivanem Drago, choć może nie aż tak dramatycznej. Istotnym elementem całej historii jest dawna więź łącząca Creeda i Dame'a. Chłopaki znają się prawie od zawsze. Kiedyś to ten drugi był dobrze zapowiadającym się bokserem, a Adonis tylko jego pomagierem. Wydarzyło się jednak coś, co przekreśliło całą przyszłość Dame'a, za co nasz główny bohater obwinia siebie. Tak więc kiedy jego "brat" powraca do świata żywych, Adonis czuję się w obowiązku mu pomóc. Czy da się jednak pomóc komuś tak zniszczonemu przez system, tak wściekłemu na cały świat? 

Scenarzyści bardzo sprawnie punktują tę dawną przyjaźń Creeda i Dame'a, często stosując analogie i odniesienia aby uwypuklić towarzyszące im uczucia. Pod tym względem scenariusz absolutnie zasługuje na uznanie. Na przykład żona Adonisa, Bianca (Tessa Thompson) nie może już występować na scenie ze względu na swój pogarszający się słuch. Została więc producentką muzyczną. Teraz inni ludzie śpiewają jej piosenki. Dame pyta jakie to uczucie patrzeć jak ktoś inny zdobywa sławę dzięki twojej pracy. Odpowiada, że wspaniałe, że to najlepszy i jedyny sposób w jaki może wciąż być w tym świecie. "Prawie ci uwierzyłem", odpowiada Dame patrząc na Adonisa, w którego stylu walki widzi siebie, swoje życie, na zdobycie którego nigdy nie dostał szansy. 

Problemem są natomiast dialogi lub może wciąż raczkująca reżyseria Jordana, trudno powiedzieć. Miejscami za słowami naprawdę nie słychać emocji, które absolutnie powinny im w tych momentach towarzyszyć. Do tego regularnie irytował mnie sposób w jaki zachowywali się bohaterowie, jak wiele rzeczy pozostawało niedopowiedzianych, jak wiele tematów zupełnie nieporuszonych. Niby tak to widzieli twórcy i takie charaktery nadali swoim postaciom, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że dialogom po prostu czegoś brakowało. Odrobinę większej naturalności. 

Creed III (2023) - recenzja filmu [Warner Bros]. Pomysłowa reżyseria pojedynków, ale gardy wciąż nikt nie trzyma 

Trening przed walką

Trochę szkoda również, że nowe pokolenie, któremu tyle czasu poświęca pierwsza połowa filmu, zostaje kompletnie zapomniane w drugiej, ponieważ w tytule mamy przecież "Creed", a nie "Felix Chavez". Młody podopieczny Duke'a i Creeda zostaje kompletnie zapomniany, na koniec pojawiając się jedynie jako widz podczas finałowej walki filmu. A co z jego finansami? Co z mamą? Co z zaufaniem i zdrowiem? Nieważne! Najwyraźniej wszystko zostaje zapomniane i wybaczone. Wszystkim. Gdyby prawdziwy świat mógł być tak nieskomplikowany. Jego przeciwnikiem miał natomiast być znany z poprzedniego filmu Viktor Drago. Dobrze chociaż, że twórcy byli na tyle mili aby zrobić z niebo sparing partnera Creeda, ale i on jako postać właściwie nie istnieje, ponieważ wszystko musi kręcić się wokół Creeda i Dame'a.

Powiedzmy sobie jednak szczerze, wybieramy się na filmy z tej serii nie dla zawiłych fabuł i aby czepiać się o każdy detal scenariusza. Ma być ckliwie i z kilkoma tonami testosteronu. O kilka momentów wzruszenia nie ma się co martwić, są obecne, a jak wypadają walki? Bardzo korzystnie! Kamera Kramera Morgenthau nie skacze tylko na lewo i prawo żeby pokazać nam proste wymiany ciosów. Czasami potrafi również pięknie iść za ciosem, nadając całemu pojedynkowi więcej płynności, a ciosom dodając mocy. Widzimy też sposób myślenia zawodników. Zwolnione tempo, najazd na oczy, po czym cięcie pokazujące gdzie zawodnik patrzy, gdzie widzi lukę, którą zaraz wykorzysta. Jordan mówił w wywiadach, że pracując nad walkami do "Creeda III" inspirowały go seriale anime i naprawdę widać to w końcowym produkcie. 

"Creed III" to solidna, choć niepozbawiona problemów odsłona jakże zasłużonej serii "Rocky". Scenariusz mógłby zostać odrobinę lepiej przemyślany, ale emocjonalnie i na poziomie przemyślenia motywów wszystko gra, jak trzeba. Majors jak zawsze bardzo dobrze wypada w roli niby sympatycznego, ale przy tym również niebezpiecznego kolosa i ma przy tym solidną chemię z Jordanem. No i oczywiście to, co najważniejsze, czyli walki, nadal reprezentują bardzo dobry poziom (byle nie liczyć na realizm) i skutecznie pompują adrenalinę widowni. 

Film wchodzi do kin już w najbliższy piątek, 03.03. 

Atuty

  • Jordan i Majors mają i chemię i odpowiednią prezencję;
  • Kilka ciekawych, całkiem oryginalnych pomysłów na walkę;
  • Dobra, rytmiczna ścieżka dźwiękowa;
  • Spójny pod kątem prezentowanych motywów scenariusz.

Wady

  • Dialogi miejscami niedomagają;
  • W paru miejscach zabrakło emocji;
  • Historia mogłaby zostać odrobinę lepiej rozpisana, nie koncentrować się wyłącznie na Creedzie i Dame'ie. 

Michael B. Jordan zalicza udany debiut reżyserski i daje nam udany, choć  jak przystało na serię, również raczej głupkowaty film bokserski. Scenariusz mógłby być lepszy, ale główni bohaterowie i dobrze poprowadzone walki absolutnie usprawiedliwiają wyjście do kina. Najlepiej w towarzystwie. 

7,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper