Recenzja: King's Quest (PS4)

Recenzja: King's Quest (PS4)

Adam Grochocki | 13.01.2017, 18:13

Przez końcówkę 2015 i cały 2016 rok mogliście czytać recenzje nieregularnie pojawiających się odcinków King’s Quest. Serii, która powróciła po siedemnastu latach i od razu postanowiła spróbować swoich sił na konsolach. Mając na dysku kompletną grę, postanowiłem podsumować historię króla Grahama.

Odpowiedzialna za grę ekipa The Odd Gentlemen zdecydowała, że podzieli grę na pięć odcinków, które pojawiały się w przeciągu piętnastu miesięcy. Przerwy pomiędzy rozdziałami przywodziły na myśl wyczyny Telltale z ich poprzednimi grami, jednak w przypadku King’s Quest można uzasadnić taki stan rzeczy. Twórcy wpadli na ambitny pomysł, by każdy z epizodów przedstawiał nieco inne spojrzenie na rozgrywkę. W zasadzie każda z przygód oferowała inną mechanikę i inną tematykę. O spójność historii zadbały zaś sceny, w których bardzo stary król Graham opowiada wnuczce najciekawsze przygody swojego życia. Przeżyjmy je jeszcze raz.

Dalsza część tekstu pod wideo

http://www.pssite.com/upload/images/encyklopedia/21/11/92/2111926059.jpg

Pierwszy odcinek zatytułowany „A Knight to Remember” przedstawia nam bardzo młodego Grahama. Poszukujący przygód chłopak przybywa do królestwa Daventry, by sprawdzić się w dość oryginalnym teście rycerskim panującego ówcześnie króla Edwarda. Fajtłapowaty, a do tego pechowy bohater poznaje tam całą gamę postaci, które mogłyby przyozdobić niejeden gabinet osobliwości. Pod względem rozgrywki pierwszy epizod to klasyczna przygodówka point and click. Przygodówka, która zmusza do kombinowania i szukania absurdalnych rozwiązań zagadek. Trzeba być przygotowanym na odwiedzanie dziesiątki razy tych samych lokacji, momenty, w których zacinamy się nawet na kilkanaście minut, i próbowanie wszystkiego na wszystkim. Na szczęście momenty irytacji wynagradza wszędobylski humor.

Wydany pięć miesięcy później odcinek drugi nosi tytuł „A Rubble Without a Cause” i okazuje się bardzo dużym rozczarowaniem. Trzygodzinna przygoda przedstawia świeżo upieczonego króla Grahama, który został porwany przez gobliny. Fabuła nie przedstawia żadnego ważnego wydarzenia z życia króla, tylko nudną przygodę w podziemnym więzieniu. Zniknął też charakterystyczny humor i galeria barwnych postaci. Zmieniona mechanika dała nam więcej swobody, ale wprowadzono też swego rodzaju ograniczenie czasowe. Znalezione przedmioty mogliśmy wykorzystywać w różnych miejscach i w dowolnej kolejności, lecz im dłużej zwlekaliśmy lub błądziliśmy, tym mniejsza była szansa na uwolnienie współwięźniów. Graham mógł uratować wszystkie postaci, tylko kilka z nich lub nikogo, zwyczajnie uciekając.

http://www.pssite.com/upload/images/encyklopedia/10/70/51/1070516497.jpg

Trzecie spotkanie z Grahamem zatytułowane „Once Upon a Climb” można nazwać powrotem studia The Odd Gentleman do formy. Przeskakujemy o kilka lat do przodu, gdy Graham z kościstego chudzielca przeobraził się w napakowanego przystojniaka. Kierowany magicznym lustrem trafia do najwyższej komnaty zaklętej wieży, gdzie czekają na niego dwie młode i ładne księżniczki więzione przez trzecią, „trochę” starszą i „trochę” brzydszą. Epizod naprawił wszystkie błędy poprzednika, serwując przekomiczną opowieść i zróżnicowane lokacje. Zmieniono też łamigłówki, ponieważ przenosząc się do nowej lokacji, musieliśmy wykonać szereg zadań w obrębie dwóch-trzech plansz, a oprócz dopasowywania przedmiotów, pojawiły się proste minigry logiczne.

Czwarty epizod „Snow Place Like Home” to niemalże 20-letni przeskok w czasie. Dojrzały, brodaty Graham przez cały ten czas szukał porwanego syna Alexandra, zaniedbując przy tym królestwo i najbliższych. Gdy syn pojawia się w zamku bez zapowiedzi, szczęśliwy Graham zabiera całą rodzinę na wycieczkę integracyjną. Odcinek stanowi jedną wielką grę logiczną w stylu popularnych escape roomów. Aby wydostać się z niebezpieczeństwa, trzeba rozwiązać wiele następujących po sobie łamigłówek, wśród których prym wiedzie tworzenie kładek i prowizorycznych przejść oraz układanie tetrisowych klocków.

http://www.pssite.com/upload/images/encyklopedia/64/21/96/642196572.png

Cały sezon puentuje piąty odcinek o bardzo trafnym tytule „A Good Knight”. Starusieńki, schorowany i wychudzony król Graham żyje wspomnieniami. Postanawia wybrać się na ostatnią, epicką przygodę, która podsumuje jego ciekawe życie. Problem w tym, że w królestwie nie dzieje się nic ciekawego, a pamięć płata mu figle. Niezrażony tymi niedogodnościami, Graham wyrusza na poszukiwanie wrażeń. W miejsce luzackiego podejścia dostaliśmy bardzo familijną, miejscami wzruszającą opowieść o przemijaniu, która idealnie podsumowuje wszystkie rozdziały. Powraca operowanie przedmiotami, a zabawę urozmaica pomysłowe wykorzystywanie luk w pamięci Grahama.

Zgodnie z obietnicą twórcy udostępnili też epilog, w którym kierujemy Gwendolyn, wnuczką Grahama, która za wszelką cenę chce iść w ślady dziadka. Dodatek należy traktować jedynie jako ciekawostkę, ponieważ ukończenie go nie zajmuje więcej niż 25 minut. Dostajemy kilka plansz, pięć przedmiotów na krzyż i to w zasadzie tyle.

http://www.pssite.com/upload/images/encyklopedia/74/25/9/742509025.png

Jak mogliście przeczytać, King’s Quest zmieniał się wraz z każdym odcinkiem. Bywało świetnie, bywało średnio, bywało też bardzo słabo. Patrząc jednak na całość, mamy do czynienia z wyjątkowo zróżnicowaną przygodówką, która lubi eksperymenty i nie trzyma się utartego szlaku. Jeśli odkładaliście zakup, to nie macie czego się obawiać, bo to jedna z lepszych przygodówek, jakie możecie odpalić na PS4.

Źródło: własne

Atuty

  • Christopher Lloyd jako stary Graham
  • Humor
  • W każdym odcinku nowe pomysły na rozgrywkę

Wady

  • Drugi odcinek odstaje od reszty
  • W pewnych momentach fabuła schodzi na dalszy plan

Droga była wyboista, ale powrót króla możemy uznać za udany.

7,5
Adam Grochocki Strona autora
cropper