Zmowa Hollywoood? Dlaczego Tarantino nigdy nie dostał Oscara za reżyserię?

Zmowa Hollywoood? Dlaczego Tarantino nigdy nie dostał Oscara za reżyserię?

Dawid Ilnicki | 13.08.2020, 21:00

Choć z roku na rok wydaje się to mieć coraz mniejsze znaczenie, są jeszcze krytycy, którzy co jakiś czas akcentują fakt, iż Quentin Tarantino nie otrzymał Oscara za reżyserię, a tą nagrodą nie został również uhonorowany żaden z jego filmów, mimo kilku nominacji. Pojawia się pytanie: czy twórczość tego niewątpliwego klasyka amerykańskiego kina jest dla Akademii zbyt oryginalna czy też w grę wchodzą inne czynniki?

O tym, że 57-letni obecnie Quentin Tarantino jest artystą spełnionym świadczy nie tylko prawdziwe uwielbienie jakim darzą go kinomani i krytycy filmowi, nazywający go jednym z najważniejszych twórców filmowych przełomu wieków, ale także nagrody, które w przeszłości otrzymywały jego filmy. Sam twórca może się pochwalić dwukrotnym zdobyciem najbardziej prestiżowych statuetek, czyli Oscarów. W 1995 roku reżyser, wraz z Rogerem Avarym, zgarnął nagrodę za scenariusz oryginalny do “Pulp Fiction”. Po osiemnastu latach Tarantino, już samodzielnie, odbierał Oscara, znów za oryginalny skrypt, tym razem do filmu “Django”. Oba obrazy, podobnie jak inne nominowane w głównej kategorii filmy wyreżyserowane przez Amerykanina, nie otrzymały jednak głównej nagrody.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wiele można by mówić o Oscarach i ich współczesnej percepcji. Chyba nie ma drugich takich nagród, jednocześnie tak krytykowanych, których z drugiej strony mocno się wyczekuje. Można narzekać na werdykty z kolejnych lat, a następnie z satysfakcją odnotować przyznanie statuetki swojemu faworytowi, czego akurat sam doświadczyłem w tym roku. Jedno nie ulega wątpliwości: obecnie należy je nazwać nagrodami politycznymi i nie jest to bynajmniej żadnego rodzaju krytyka, a jedynie stwierdzenie faktu. Nie może to dziwić skoro mówimy o materii, która nie podlega jednoznacznej ocenie. Jedni uważają, że lepszy jest ten film, a inni uważają go za pretensjonalny bełkot i wolą inny. Oscary powoli zaczynają akcentować aktualne problemy, co było widać choćby przy nagrodzie dla “Parasite”. Jednocześnie warto prześledzić jak w tym konkursie wypadały filmy Quentina Tarantino, wiele to bowiem mówi o samej statuetce i powodach, dla których jest ona przyznawana.

Nieudane kampanie

Zmowa Hollywoood? Dlaczego Tarantino nigdy nie dostał Oscara za reżyserię?

Niestandardowo zaczniemy właśnie od końca, czyli gali z 2020 roku, by na końcu opowiedzieć o chyba najważniejszym i do dziś najbardziej wpływowym filmie Amerykanina, czyli “Pulp Fiction”. Najnowszy obraz Tarantino: “Pewnego razu… w Hollywood” był niewątpliwie jednym z faworytów lutowej gali i wielu wskazywało, że to właśnie teraz znakomity reżyser może liczyć na zgarnięcie statuetki za reżyserię, a sam film zostanie najlepszym obrazem roku. Ostatecznie tak się nie stało, a dziwić może to, że Akademia tym razem postawiła na obraz tak aktualny, w dobie rosnących nierówności społecznych, i w dodatku pochodzący spoza Stanów Zjednoczonych. Dzieło Tarantino niewątpliwie olśniewało na poziomie realizatorskim, ale jednocześnie pojawiły się komentarze, że jest to film gloryfikujący Hollywood, którego tak naprawdę nigdy nie było. Z pewnością nie pomogły również mocne związki samego twórcy z zasłużenie skompromitowanym producentem filmowym Harveyem Weinsteinem, bo po ewentualnym nagrodzeniu z całą pewnością pojawiłyby się głosy krytyczne. To jest właśnie wspomniana wcześniej polityka, w nieco innym wymiarze…

W 2013 roku do kategorii “Najlepszy film” nominowane było “Django”, za którego scenariusz Tarantino zgarnął statuetkę, ale Akademia chyba nie był gotowa na uhonorowanie tak dziwnego westernu z mocnym konfliktem rasowym w tle, tym bardziej że samo przedstawianie jednego z kluczowych problemów amerykańskiej polityki dalekie było od ortodoksji. Co bardziej leniwi obserwatorzy, po raz kolejny, zadawali pytania o to czy Amerykanin nie jest przypadkiem rasistą, na które reagował przede wszystkim grający tu mocno specyficzną rolę Samuel L. Jackson, swoją drogą też karcony za nią, przede wszystkim przez Spike’a Lee. Ostatecznie Oscara za rolę w tym filmie dostał także Christoph Waltz, wcielający się tu w rolę modelowego pozytywnego bohatera, który ostatecznie skłonny jest zginąć za swoje przekonania.

Trzy lata wcześniej w gronie nominowanych w głównej kategorii był film “Bękarty Wojny”, który niejako zapowiadał mocno rewizjonistyczne podejście, wtedy nie tyle do amerykańskiej, co do światowej polityki, i choćby z tego powodu był znów filmem zbyt awangardowym. Sam Tarantino został również nominowany do nagrody dla najlepszego reżysera, ale miał zacnych konkurentów. W zasadzie od początku faworytami byli Katheryn Bigelow i jej były mąż James Cameron, który nakręcił “Avatara”. Tryumf reżyserki był pewnego rodzaju zaskoczeniem, do dziś jest to bowiem pierwsza główna nagroda dla kobiety, ale wpisywał się w pewne schematy: niezwykle surowej opowieści wojennej, która w tych czasach była niezwykle nośna w opozycji do twórcy widowiska fantasy, które rzadko znajduje zrozumienie ze strony konserwatywnych krytyków. Co do Tarantino to wydawało się, że znów zrobił film zbyt nowatorski jak na standardy Hollywood co zresztą - śledząc jego karierę od początku - zawsze było problemem przy ocenach jego filmów.

Jak zrobić marketing przed galą oscarową?

Zmowa Hollywoood? Dlaczego Tarantino nigdy nie dostał Oscara za reżyserię?

Najwięcej o szansach oscarowych Tarantino w głównych kategoriach można rzecz jasna mówić w 1995 roku kiedy był do nich nominowany, uważany do dziś za największe dzieło Amerykanina, film “Pulp Fiction”, które wcześniej niespodziewanie zostało uhonorowane Złotą Palmą wygrywając m.in. z trzecią częścią tryptyku Krzysztofa Kieślowskiego “Trzy kolory: Czerwony”. Do historii przeszedł przede wszystkim cytat z członka jury, japońskiego pisarza Kazuo Ishiguro, wspominany często w kontekście twórczości wielkiego polskiego reżysera. “(..)Lobby wspierające Kieślowskiego było bardzo mocne. Francuzi naciskali na nas: dajcie mu nagrodę, co wam szkodzi, on jest bardzo chory, może więcej nic nie nakręcić. Nie ulegliśmy. Nie dlatego, żeby zrobić im na złość, ale dlatego, że w konkursie były filmy, które biły „Czerwonego” na głowę. „Pulp Fiction” to dziś współczesny klasyk.”. A jednak to niewątpliwe arcydzieło nie otrzymało Oscara za najlepszy film w następnym roku.

Oczywiście podstawowym problemem filmu Tarantino był fakt, iż musiał on rywalizować z “Forestem Gumpem” Roberta Zemeckisa, do dziś zasłużenie uchodzącym za klasyk kina amerykańskiego. Ciekawie o rywalizacji pomiędzy tymi dwoma arcydziełami pisze w książce “Quentin Tarantino: człowiek i jego filmy” Jami Bernard. Co interesujące Miramax (później przejęty przez Disneya), założony przez braci Boba i Harveya Weinsteinów był wtedy postrzegany jako młoda wytwórnia, która próbuje podgryzać filmowych gigantów, następnie się nim stał, co ostatecznie z pewnością nie wszystkim wyszło na dobre. Autorka twierdzi jednak, że już wtedy wiedziano tam, że dzieło Zemeckisa, z Tomem Hanksem w roli prawdziwego gwiazdora, zdecydowanie mocniej przemawia do bardziej konserwatywnych członków Akademii niż wykręcone, niezwykle świeże, ale też momentami niezrozumiałe dla niektórych “Pulp Fiction”.

Jak próbowano temu zaradzić? Otóż jednym z zabiegów obliczonym na to by przekonać sporą część Akademii miało być zatrudnienie teksańskiego profesora Thomasa Schatza, który napisał esej o źródłach inspiracji Tarantino, sięgających klasycznego kina noir z lat 40-tych. Został on wydany w postaci oryginalnej, eleganckiej czarno-białej książeczki i wysłany do głosujących, po to by zaakcentować, że fabuła “Pulp Fiction” czerpie z korzeni amerykańskiej popkultury. Sam reżyser podkreślał, że o ile zawsze był pierwszy do krytykowania nagród przyznawanych na gali, jednocześnie wskazywał na kilka wcześniejszych wyborów, akcentując nagrody dla “Bez przebaczenia” Clinta Eastwooda czy też “Milczenie Owiec” Jonathana Demme, a Cynthia Schwartz, publicystka pracująca dla Miramax wyszczególniła kilka innych produkcji, mocno niestandardowych jak na wybory Akademii, z lat poprzednich.

Sama kampania mająca przekonać członków Akademii kosztowała, według samych zainteresowanych, od 300 do 400 tysięcy dolarów i ostatecznie niewiele dała, bo jak wiadomo statuetkę zgarnął wtedy “Forest Gump”, a najlepszym reżyserem został Robert Zemeckis. Prawdę jednak mówiąc nikt nie mógł jej postrzegać w kategorii porażki, bo Tarantino zgarnął statuetkę za scenariusz, a sama nominacja oznaczała początek wielkiej kariery jednego z najbardziej wpływowych obecnie reżyserów amerykańskich, który odcisnął piętno na kinie swoich czasów, w takim znaczeniu, że o wielu obrazach mówiło się odtąd, iż są “tarantinowskie”. Brak nagrody pokazuje jednak, że konserwatywna krytyka zawsze miała problem z kinem tego twórcy.

Co uwiera krytykę?

Zmowa Hollywoood? Dlaczego Tarantino nigdy nie dostał Oscara za reżyserię?

Kontrowersje dotyczące filmów Tarantino pojawiły się już w trakcie kampanii mającej promować poprzedni wielki obraz Amerykanina, czyli “Wściekłe psy”. Bernard opisuje w książce rozmowy dotyczące potencjalnego wycięcia z rzeczonego obrazu słynnej sceny odcinania ucha policjantowi, przez bohatera granego przez Michaela Madsena, który co ciekawe również miał z nią spore problemy. Podobnie zareagowała ówczesna żona Harveya Weinsteina, której producent pokazał zakupiony przez Miramax film, chcąc zrobić swoisty test na wytrzymałość widza; wiedział bowiem, że Eve Chilton reaguje totalnie na wszelkie przejawy brutalności w filmach. Po tym próbował on jeszcze wymusić na Tarantino wycięcie feralnej sceny, twierdząc, że jeśli tak się stanie obraz z pewnością będzie wielkim hitem, ale reżyser się na to nie zgodził.

Nie tylko jednak spora doza brutalności była problemem w ocenie kina Tarantino, ale także specyficzny sposób zapożyczania i przerabiania pewnych konkretnych scen ze starych, klasycznych filmów klasy B. Same “Wściekłe Psy” spotkały się wręcz z zarzutem o plagiat, konkretnie chodziło o małą aferę w 1994 roku, po tym jak na łamach jednego z pism filmowych pojawiła się teza, że “Reservoir Dogs” to tak naprawdę plagiat znanego obrazu Ringo Lama z 1987 roku “Płonące miasto” (“City on fire”). Temat pochwyciło kilka znanych pism, na czele z “Empire” i “Film Treat”, które rozpaliły grilla nad amerykańskim reżyserem. Tarantino nie wypierał się podobieństw pomiędzy oboma filmami, jednocześnie tłumacząc się jednak inspiracją, a nie kopiowaniem pewnych rozwiązań tam zastosowanych, co ma być zresztą ważną częścią jego rysu psychologicznego i powodem kry tyki wystosowanej przez jego kolegów z dawnych czasów. Ci narzekają, że reżyser wielokrotnie “kradł” ich pomysły i wykorzystywał jako swoje w filmach, a nawet w wystąpieniach publicznych, opowiadając jakiś dowcip.

Sedno problemów jakie część amerykańskiej krytyki miała z pierwszymi filmami Quentina Tarantino najlepiej uchwycił chyba cytowany przez Bernard we wspomnianej książce Oliver Stone. Znakomity twórca również miał na pieńku ze swym młodszym kolegą po fachu, a źródłem konfliktu jest rzecz jasna film “Urodzeni mordercy”, który Stone, wbrew wizji autora scenariusza, czyli właśnie twórcy “Pulp Fiction”, zrealizował zupełnie po swojej myśli. “Pytanie brzmi czy jest on w stanie wyjść dalej poza tę tematykę, kombinację humoru i przemocy? Popkulturowe ikony, nawiązania do Madonny i Michaela Jacksona - to świetne, ale nie jest to coś z czego możesz czerpać wiecznie”. Naturalnie słowa te należy złożyć na karb wieloletniego konfliktu między obu reżyserami, ale można w nich też wyczytać krytykę tworzenia filmu wyłącznie z nawiązań do innych obrazów, szczególnie w kontekście tego, że Stone cenił bardziej “Wściekłe psy” niż “Pulp Fiction”. Czytając to przychodzi również na myśl sposób atakowania hip-hopu jako muzyki żerującej wyłącznie na tym co już powstało, w kompletnym oderwaniu od tego, że twórcy muzyczni potrafią z sampli dawnych piosenek tworzyć nowe, zupełnie inne dzieła. Podobnie można dziś odbierać kino Quentina Tarantino, dzięki któremu kinomani zrozumieli, że właściwe zapożyczanie i inspirowanie się kinem klasy B również może pomóc w powstaniu prawdziwych arcydzieł.

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper