Babyteeth (2019) – recenzja filmu. Dorastanie w cieniu śmierci

Babyteeth (2019) – recenzja filmu. Dorastanie w cieniu śmierci

Jędrzej Dudkiewicz | 10.08.2020, 21:00

No proszę, nie trzeba było długo czekać, by po otwarciu kin na duży ekran trafił film, na który autentycznie warto się wybrać. Recenzowany jakiś czas temu Nieobliczalny trudno byłoby w ten sposób określić, za to Babyteeth w reżyserii Shannon Murphy jest produkcją jak najbardziej godną polecenia.

Milla jest zwykła nastolatką, chodzącą do szkoły i uczącą się grać na skrzypcach. Problem w tym, że jest też chora na raka i wszystko wskazuje na to, że nie uda się jej pomóc. Pewnego dnia poznaje Mosesa, starszego od niej chłopaka z mocno niepoukładanym życiem. Relacja, którą nawiązują zmieni sporo w życiu Milli oraz jej rodziny.

Dalsza część tekstu pod wideo

Babyteeth (2019) – recenzja filmu. Dorastanie w cieniu śmierci

Babyteeth (2019) – recenzja filmu. Brak tanich wzruszeń

Było w ostatnich latach kilka filmów o podobnej tematyce, wymienić tu można chociażby Gwiazd naszych wina oraz Earl i ja i umierająca dziewczyna. Jeśli już jakoś porównywać, to Babyteeth zdecydowanie bliżej do tego drugiego, aczkolwiek trzeba jasno zaznaczyć, że produkcja w reżyserii Shannon Murphy stoi na własnych nogach i wiele rzeczy robi po swojemu. Babyteeth nie jest tylko smutną opowieścią o umieraniu, lecz także – a może przede wszystkim – tak zwaną historią inicjacyjną. Dużo bardziej skupiamy się tu na tym, jak Milla żyje, gdy wie, że nie ma nic do stracenia, co jednocześnie nie przekreśla doświadczeń, które były udziałem każdej i każdego z nas w tym wieku, jak młodzieńczy bunt, czy pierwsza miłość. Ważna jest tu również perspektywa rodziców Milli, którzy nie dość, że mają swoje problemy, to jeszcze muszą patrzeć na to, jak odchodzi ich ukochana córka, codziennie zdając sobie sprawę, że to może być ostatni raz, kiedy mogą z nią porozmawiać. Babyteeth to także przypomnienie, że niekiedy przypadkowo spotykamy na swojej drodze ważne osoby i że porozumienie dusz oraz serc możliwe jest mimo całkiem sporych różnic. Wystarczy odrobina dobra i ciepła, by dać drugiemu człowiekowi mnóstwo siły i energii do życia.

Co niesamowicie ważne, wszystko to opowiedziane jest w sposób całkowicie pozbawiony tanich emocji. To nie Gwiazd naszych wina, w którym to filmie dużo rzeczy było precyzyjnie obliczonych (choć też często działających) na to, by wywołać w widzu wzruszenie czy smutek. Murphy przygląda się swoim bohaterom w sposób empatyczny, ale jednocześnie nienachalny, zamiast podkreślać tragedię, skupia się na małych, codziennych gestach. Może też dlatego Babyteeth potrafi tak poruszyć. Warto jednocześnie zaznaczyć, że momentami reżyserka gubi nieco tempo, zdarzają się przestoje. Podejrzewam też, że sposób prowadzenia narracji nie wszystkim może przypaść do gustu, bo jest on specyficzny. Wydaje mi się jednak, że to celowy zabieg, to znaczy fabuła jest opowiadana w taki sposób, żeby oddać chaos towarzyszący nietypowej sytuacji – wszak, gdy rodzina spodziewa się śmierci dziecka trudno o pełną racjonalność i wyważenie.

Babyteeth (2019) – recenzja filmu. Świetne aktorstwo

Kolejną wielką zaletą Babyteeth jest aktorstwo. Wszyscy grają tu do jednej bramki, nikt nie stara się skupić na sobie więcej uwagi niż to potrzebne, przez co czwórka głównych wykonawców tworzy coś naprawdę udanego. Eliza Scanlen, która w Ostrych przedmiotach miała w sobie coś strasznie niepokojącego, tutaj jest jednocześnie pełna chęci do życia, podekscytowana poznaniem Mosesa oraz pełna smutku i braku zgody na to, co ją czeka. Grający Mosesa Toby Wallace ma w sobie coś z jednej strony odstręczającego, z drugiej widać, że niekoniecznie jest to zły chłopak, po prostu życie ukształtowało go tak, że czasem nie umie się inaczej, lepiej zachować. Oboje tworzą skomplikowane kreacje, podobnie jak grający rodziców Essie Davis, której bohaterka ma problemy psychiczne i musi brać sporo leków, by móc jako tako funkcjonować, co jednak sprawia, że nie zawsze w pełni wie, co się dookoła niej dzieje (a chce spędzać z córką dużo czasu) oraz Ben Mendelsohn, który nie po raz pierwszy udowadnia, że potrafi grać najróżniejsze postacie i świetnie sprawdza się jako człowiek znerwicowany.

Jakby tego było mało Babyteeth ma bardzo dobre zdjęcia, operator Andrew Commis często stosuje nietypowe ujęcia kamery i bawi się kolorami. Jest tu też świetnie dobrana muzyka i ścieżka dźwiękowa. Wszystko to razem sprawia, że film w reżyserii Shannon Murphy jest jak najbardziej godny polecenia i warto znaleźć chwilę czasu, by wybrać się na niego do kina.

Atuty

  • Dobrze poprowadzona, wieloaspektowa i poruszająca fabuła;
  • Brak tanich emocji;
  • Świetne aktorstwo;
  • Bardzo dobre zdjęcia i muzyka

Wady

  • Miewa momenty przestoju, a sposób narracji nie wszystkim się spodoba;
  • Jeden wątek kończy się dość dziwnie

Babyteeth to pierwszy film po otwarciu kin, który zdecydowanie warto zobaczyć na dużym ekranie.

8,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper