Jak oszukiwało się w grach dawniej i dziś - kody, tipsy i inne "cheaty"

Jak oszukiwało się w grach dawniej i dziś - kody, tipsy i inne "cheaty"

Igor Chrzanowski | 27.12.2019, 12:08

Kody w grach to rzecz dziś całkowicie zapomniana i praktycznie niepotrzebna i choć wielu z nas tęskni za taką formą zabawy z ulubionym tytułem, deweloperzy wolą dawać nam inne opcje na "oszukiwanie".

Dawno dawno temu, kiedy dostęp do internetu posiadało z kilkanaście osób na krzyż, kody w grach były czymś można by rzecz "mitycznym". Ktoś tam od kolegi usłyszał, że wpisanie "godmode" daje nieśmiertelność, a inny kumpel z osiedla miał na kartce spisane jakieś kombinacje przycisków na padzie, które dają wszystkie bronie i same zaliczają poziomy. A jak ktoś miał magazyn o grach gdzie redakcja wypisała wszystkie tricki, kody i inne "czity", był niczym Ojciec chrzestny, do którego chadzały pielgrzymki kolegów. Tak, to były naprawdę magiczne czasy, które już nigdy nie powrócą.

Dalsza część tekstu pod wideo

Góra, góra, dół, dół...

Historia oszukiwania w grach wideo sięga jeszcze początków lat 80. kiedy to dynamicznie rosnąca branża miała spore zapotrzebowanie na testerów, a ci ze względu na spory natłok pracy nie mieli czasu na to, aby po raz miliardowy przechodzić daną grę od samego początku, aby sprawdzić czy gdzieś tam na końcu nie zepsuł się wróg stojący pod ścianą. Dlatego właśnie deweloperzy wymyślili coś takiego jak "cheat-mode", czyli specjalny tryb rozgrywki gdzie tester miał dostęp do kilku prostych narzędzi znacząco ułatwiających pracę.

Pierwszym tytułem jaki uważa się za prekursora tego typu rozwiązań jest wydany w 1983 roku Manic Miner, który trafił oryginalnie na ZX Spectrum - wtedy po wpisaniu ciągu cyfr 6031769, gracz wchodził we wspomniany tryb oszukiwania. O tej produkcji mało kto dziś już pamięta, ale na pewno każdy z Was wie czym jest tak zwany kultowy "Konami Code". W czasach NES-a japoński wydawca był uznawany za jednego z najlepszych w całej branży i to rzecz jasna nie bez powodu - gry wypuszczane przez Konami były wprost rewelacyjne, zaś ukryty po raz pierwszy w grze Gradius rzeczony "czit" stał się niemałą legendą.

Wiecie, w 1986 roku dostęp do Internetu miały wyłącznie uczelnie i może kilku najważniejszych bogaczy na świecie, dlatego gdy w magazynach o grach zaczęto pisać o kodzie ułatwiającym rozgrywkę w Gradiusie, każdy chciał spróbować tego na własnej skórze. Konami dobrze wyczuło rynkową ekscytację i bez specjalnego afiszowania się ze swoim nowym pomysłem, zaczęło wpychać Konami Code do praktycznie każdej swojej następnej gry. Oczywiście po jakimś czasie ktoś się w końcu zorientował i wtedy zaczął się prawdziwy szał na "oszukiwanie". Całe zjawisko przybrało tak niespodziewanie wielką skalę, że do dziś chyba każdy bardziej core'owy gracz byłby w stanie wyrecytować kultową kombinację.

IDDQD, FLY, NOCLIP i inne takie

Lata 90. stały się drugą fazą eksplozji popularności kodów w grach, zwłaszcza tych komputerowych, ponieważ bardziej rozwinięte silniki graficzne oraz mocniejsze sprzęty pozwalały ma implementację wielu ciekawych rozwiązań, niekiedy całkowicie zmieniających rozgrywkę danego tytułu. W takich tytułach jak Doom, Quake, Duke Nukem 3D, czy też Unreal Tournament kody były, że tak się wyrażę, chlebem powszednim dla wszystkich ich fanów. Były to już czasy raczkującego internetu i pierwszych produkcji nastawionych głównie na rozgrywkę wieloosobową poprzez Sieć, więc deweloperzy musieli przyłożyć się do tego tematu nieco bardziej.

Po pierwsze gracz musiał czuć niesamowitą frajdę z zabawy po wpisaniu kodu, więc takie opcje jak nieśmiertelność, nieskończona amunicja, przeskakiwanie poziomów i inne bajery musiały zostać na swoim miejscu, z drugiej zaś strony gracze nie mogli używać takich "oszustw" w rozgrywkach online. Nie dość, że to byłoby po prostu nie fair, to w pewnym momencie każdy by zaczął korzystać ze wspomnianych cheatów i rozgrywka straciłaby sens. Dlatego też aby mieć nieco większą kontrolę nad tym co robi gracz deweloperzy postanowili, że kody będzie można wpisywać wyłącznie za pomocą wbudowanej w tytuł konsoli komend - dość ryzykowne rozwiązanie, ale sprawdziło się całkiem dobrze. 

Tradycyjnie kreatywność i ciekawość fanów sprawiła, że oficjalne listy komend szybko zostały rozwinięte o nowe możliwości, jakie odnaleźli łebscy miłośnicy danej produkcji. W Unreal Tournament mogliśmy zabijać pojedyncze boty, spawnować konkretne obiekty, a nawet samodzielnie wgrywać własne mapy i otwierać na nich nieoficjalne serwery do zabawy sieciowej.

Oczywiście większość gier wciąż korzystała z normalnych kombinacji klawiszy dodających specjalne bonusy - w Simsach mogliśmy bawić się w Boga jeszcze bardziej niż zwykle, w Twierdzy mogliśmy ułatwić sobie zabawę między innymi darmowym budowaniem, a w takim Raymanie 2 specjalne hasło dawało nam 99 żyć i otwierało wszystkie plansze.

Kupmy książeczkę z kodami, proszę!

O ile pod koniec lat 90. kody do najpopularniejszych gier mogliśmy znaleźć w konkretnych numerach takich magazynów jak PSX Extreme, Neo Plus, czy też PlayStation Plus, tak nadejście kolejnej generacji konsol zachęciło wydawców do przeprowadzenia ciekawego eksperymentu. Zamiast rozrzucać tysiące kodów po różnych "gazetkach", niektóre firmy postanowiły pójść o krok dalej i wypuszczały na rynek całe encyklopedie z cheatami. Na pewno nie jeden z Was miał w ręku takie cudo jak na przykład "Tajne Kody" od Playa. 

W takich mini-podręcznikach dla graczy znaleźć można było spisy kodów i porad do setek najpopularniejszych gier danego roku - sam na potrzeby tego tekstu odkopałem dwie takie książeczki i szczerze powiem, że wciąż robią ogromne wrażenie. Liczące po ponad 110 stron poradniki są tak obszerne, że sam spis treści napisany maciupcim drukiem zajmuje aż dwie pełne strony.

Mając w posiadaniu takie cacko było się niekiedy osiedlowym guru. Chcesz kody do NFS-a? Proszę bardzo! Nie wiesz jak odblokować Wodny miecz w Prince of Persia? Dawaj ziomek, zaraz znajdziemy rozwiązanie. Chciałbyś poszaleć w GTA, ale zgubiłeś swoją karteczkę z kodami? Chodź, dam ci spisać te z książki. Dziś takie coś oczywiście nie ma racji bytu, bo w Internecie znajdzie się wszystko, ale swego czasu taka encyklopedia była jednym z największych marzeń każdego z nas.

Dej 2,99 zł, a ci trochę ułatwimy, przyjacielu...

Niestety w dzisiejszych czasach nie dość, że takie poradniki nie mają sensu, to na domiar złego absolutnie nikt już nie implementuje kodów do swoich gier. No, prawie nikt. Na obecnej generacji konsol jedynymi przykładami gier z kodami są chyba tylko Grand Theft Auto V, The Sims 4, Red Dead Redemption 2 i Doom (2016). Jest to zatem sztuka już całkiem zapomniana nawet przez samych deweloperów, którzy zamiast tradycyjnych "czitów" oferują nam dziś mikropłatności. 

Na pewno bez problemu jesteście wskazać kilka tytułów, które za drobną opłatą oferują nam w trybie single-player to, co niegdyś dostawaliśmy za pomocą cheatów. Dodatkowa kasa, nowa skórka, sekretny poziom, bajerancka spluwa - w tym leżą duże pieniądze i wydawcy doskonale wiedzą o tym, że pomimo głośnego narzekania wielu graczy i tak znajdą się tacy, którzy z radością wydadzą te kilka dolców na delikatne "ułatwiacze".

A jak Wy wspominacie tamte czasy? Korzystaliście z kodów, kupowaliście takie encyklopedie? A może to Wy byliście jednymi z tych mitycznych kozaków, którzy odkrywali w grach nowe możliwości dzięki konsoli komend?

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper