Piątek Trzynastego czyli pechowe przeżycia gracza - opowiedzcie nam o growych koszmarach

Piątek Trzynastego czyli pechowe przeżycia gracza - opowiedzcie nam o growych koszmarach

Iza Łęcka | 13.09.2019, 18:30

Piątego 13-go wszedł pewnie z buciorami i choć część z Was na pewno nie wierzy w żadne zabobony czy inne ceregiele, życie nawet gracza potrafi ciężko doświadczyć, stawiając kolejne pechowe wydarzenia pod nogami. Z piątkiem 13-ego i historiami z grami w tle postanowiła zmierzyć się ekipa naszego portalu.

Bugi, problemy z połączeniem, luki w poszczególnych elementach rozgrywki, które wręcz zawieszają na długie godziny, czy raczej poważne problemy ze sprzętem i jeszcze inne koszmarne smaczki w tle, to tylko niektóre nieszczęścia jakie mogą przydarzyć się graczom w najmniej oczekiwanym momencie. Piątek 13-go to nie tylko stłuczone lustro, czarny kot przechodzący nam drogę czy przerażający Jason Voorhees z maczetą w dłoni...

Dalsza część tekstu pod wideo

Postanowiliśmy do muru przycisnąć kilka dobrze Wam znanych twarzy z portalu pytając o osobiste wspomnienia. To jak w tytule – czy mieliście koszmarne doświadczenia z grami, których ogrywanie miało być dla Was samą przyjemnością? A może coś pechowo zaburzało Wam godzinne spędzanie czasu przed konsolą i napawanie się ukochanymi tytułami, doprowadzając do ekstremalnych przeżyć? Przed Wami piątek 13-go widziany naszym okiem.

Wojtek:

"Mam wiele takich wspomnień, ale jedno mi najbardziej utkwiło w pamięci. Za dzieciaka ogrywałem wszystkie gry Blizzarda, a widząc pierwszy zwiastun World of Warcraft dosłownie kwiczałem z zachwytu. W odległych czasach nie mogłem pozwolić sobie na bezproblemowe kupienie gry, więc rozpocząłem zbieranie – odkładałem, pomagałem, szukałem i dalej odkładałem kolejne złotówki. Walka trwała długo, ale w końcu uzbierałem odpowiednią kwotę, pojechałem z tatą do sklepu i... Nie znalazłem pudełka. Nie wpadłem na to, że zainteresowanie będzie tak duże, a kupienie produkcji będzie sporym problemem. Przejeździłem wszystkie okoliczne sklepy i ze łzami w oczach, w ostatnim markecie, chwyciłem z półki Final Fantasy XI. Kolejne dni upłynęły pod znakiem rozwijania bohatera i ubijania bestii? Nie tym razem. Domowa Neostrada nie chciała za żadne skarby połączyć się z japońskimi serwerami Square Enix, a było to niezbędne do pobrania aktualizacji. Próbowałem, męczyłem się, aż w końcu wziąłem PC do znajomego i tam całą noc patrzyłem na pasek pobierania. Po tej walce, z samego rana dostałem info, że „WOW WRACA DO SKLEPÓW”, czym prędzej sprzedałem Finala, rodzice dołożyli mi pieniądze i mogłem rozpocząć swoją przygodę z tym tytułem... Co ciekawe – specjalnie dla World of Warcraft założyłem konto w mBanku, które mam do dzisiaj. Dość trudnym tematem dla rodziców było powierzenie mi swojej karty, bym mógł „opłacać abonament w jakieś grze”. Kiedyś to było, co nie? ;)"

Igor:

„W swojej karierze gracza miałem kilka takich nieprzyjemnych doświadczeń. Pierwszym co przychodzi mi na myśl jest ogrywanie Dead by Daylight, jakie dostałem swego czasu do recenzji. Nie dość, że była to produkcja koszmarnie brzydka, toporna i pełna błędów, to działała w żenującej wręcz liczbie klatek na sekundę. Każda sekunda spędzona z tym gniotem była jak horror. Kolejnym growym koszmarem mogę określić Heavy Rain - i zanim mnie tu w komciach zlinczujecie, wyjaśnię dlaczego. Przy pierwszym przejściu dzieło Cage'a wydawało mi się wręcz niesamowite, jednakże gdy postanowiłem pomóc przyjacielowi przy platynowaniu tej gry i zacząłem wgryzac się w jej konstrukcje, znajdowałem coraz więcej błędów i głupot. A jako że jestem dobrym kumplem i nie zostawiam ziomków na polu wirtualnej bitwy, poznałem wszystkie możliwe zakończenia i z minuty na minutę miałem coraz większą chęć skoczenia z okna i ucieczki. Cage nie jest geniuszem, tego jestem pewien, ale z biegiem czasu zaczął myśleć przy pisaniu scenariusza swoich opowieści.”

mashi (msh):

"Nigdy nie byłem przesądny. Od zawsze przechodziłem pod drabiną, miałem gdzieś przebiegające czarne koty, a kiedy „skibka” chleba – od strony posmarowanej masłem - spadła mi na podłogę, to zwyczajnie ją przedmuchiwałem i konsumowałem. Podobnie było z grami – zero przesądów, kupowania tylko w wybranych sklepach, czy tym podobnych akcji. To tylko zlepek kodu, w którym nic złego nie może się wydarzyć. Trafiłem jednak kiedyś na grę, która okazała się moim przekleństwem. PUBG…

Śmierdząca na wylot PC’tem. Archaiczna, brzydka i praktycznie niegrywalna. Gdyby nie czynnik ludzki, to po minucie wylądowałaby w koszu. Tak się jednak nie stało, ponieważ w grę zagrywałem się coraz częściej i coraz dłużej. Dochodziło do sytuacji – dla mnie zupełnie niepojętej – w której konsole wyłączałem około godziny drugiej w nocy, przy czym budzik miałem ustawiony na 5:10. Grało się po prostu fajnie. Na Xboxie One. Później – jak to często bywa – gra nieco obrzydła, głównie za sprawą błędów i byków które skutecznie uniemożliwiały rozgrywkę. PUBG poszedł w kąt. Po jakimś czasie – chyba na E3 – nie pamiętam kiedy, Sony zapowiedziało wydanie wersji gry na PlayStation 4 i sytuacja zaczęła się powtarzać. Gry, które mnie bawiły, dawały masę frajdy zostały odrzucone z powodu sieciowej strzelanki, w której wygrywał ten, kto miał więcej szczęścia albo podpiętą myszkę z klawiaturą. PUBG był jak nałóg, z którego ciężko było się wygrzebać. Chęć wbicia „kurki” zaczęła się przeradzać w jakąś chorą obsesję, którą człowiek maskował dobrą miną. Jak już wspomniałem na wstępie – wszystko ratował czynnik ludzki czyli znajomi, którzy wspólnie ze mną próbowali tego cholernego kurczaka ustrzelić…

Ta gra to moje prywatne przekleństwo, osobisty „Piątek Trzynastego”. Moja masakra, która obrzydziła mi gry wideo. Nie dlatego, że była niedopracowana. Nie dlatego, że błędy powodowały frustracje. Nie dlatego, że grało się źle. Grało się zajebiście. Chodzi o to, że PUBG doprowadził mnie do takiego stanu, że granie stało się koniecznością, a nie przyjemnością. Czułem się jak „beta tester” E.T., jak recenzent, który za karę dostał do opisania największy chłam na rynku. Rzuciłem wszystko w cholerę – granie, konsole, a nawet przestałem się interesować się rynkiem i branżą. Nie wiem, czy jakikolwiek inny tytuł byłby w stanie obrzydzić mi to wszystko, tak jak zrobił to PUBG.

Na całe szczęście udało mi się ogarnąć. Niczym Ruskie na Czarnobyl, zarzuciłem na grę betonowy sarkofag i nawet się nie zbliżam, choć pokusa wydaje się być silna. Mam tylko nadzieję, że uda mi się jej oprzeć i to zło już nigdy mnie nie dopadnie…"

Iza:

"Na pewno macie takie tygodnie w pracy, kiedy jedyne o czym marzycie to zasiąść na kanapie, wyłączyć się przed całym światem ze słuchawkami na uszach i popijając ulubione piwerko ogrywać, ogrywać i jeszcze raz ogrywać ulubiony tytuł. Swego czasu jedyne o czym marzyłam to taki właśnie piątkowy wieczór. Zajmując szacowne miejsce przed tv, z kieliszkiem Prosecco u boku, chciałam tylko oddać się błogiej zabawie z padem w ręku. Oczywiście nie obyło się bez trudności – mądra Iza już dawno nie włączała swojego PS4, a nie przewidziałam, że nadarzy się stosowna aktualizacja. Gdy straciłam czas na ściąganiu (a w tle już nalewany był kolejny kieliszek;)), ochoczo ruszyłam na serwery Rainbow Six Siege, by zaliczyć kilka młócek. Nie mniej mocno zderzyłam się z kolejną ścianą, bo oto serwery PS Network odmówiły posłuszeństwa, a ja jedyny problem upatrywałam w swojej sieci. Włączałam i wyłączałam modem, sprawdzałam kable, by po jakimś czasie jednak się przekonać, że nie tylko ja doświadczam tego zła całego świata. Piątkowy wieczór powoli mijał, a ja tylko traciłam czas prawie wgryzając się ze złości w sprzęt. Gdy już jednak obrałam inny kierunek ruszając na dawno zaplanowane, a ciągle odpuszczane, spotkanie z Kratosem i Atreusem (i kolejnym wypitym kieliszkiem), więcej nerwów było przy kolejnych walkach niż radości, a ja nie omieszkałam otrzymywać tęgich batów od kolejnych napotykanych bestii. Zniechęcona zasnęłam przed ekranem...

Stracony, pechowy piątkowy wieczór i zbyt duży dyskomfort o poranku to niefajny sposób na uprzyjemnienie sobie beznadziejnego tygodnia w pracy. A miało być tak pięknie..."

A Czy Wy mieliście takie „growe piątki 13-go”, które aż na samo wspomnienie przyprawiają Was o ciarki na plecach i chęć złamania pada? Dzielcie się swoimi wspomnieniami.

Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper