Nawiedzony dom na wzgórzu – recenzja serialu. Życie z duchami

Nawiedzony dom na wzgórzu – recenzja serialu. Życie z duchami

Jędrzej Dudkiewicz | 18.10.2018, 13:30

Są czasem takie produkcje, do których podchodzi się z obawą, spodziewając się, że będą w najlepszym wypadku niezłe, a prawdopodobnie nudne i męczące. Szczerze mówiąc miałem tak z najnowszym serialem Netflixa, Nawiedzony dom na wzgórzu. Już jednak pierwszy odcinek przekonał mnie, że się okrutnie pomyliłem, a moje uznanie rosło aż do ostatniej minuty.

Rodzina Crainów jest liczna. Składają się na nią trzy siostry: Shirley, Theodora i Nell, dwóch braci: Steven i Luke oraz ojciec Hugh. Przed laty wszyscy mieszkali w wielkiej posiadłości, o której od dawna mówiło się, że straszy. Teraz, gdy są już dorośli, wciąż wracają myślami do wydarzeń, które rozegrały się, kiedy byli znacznie młodsi i które zakończyły się śmiercią ich matki, Olivii.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nawiedzony dom na wzgórzu Netflix

Nawiedzony dom na wzgórzu Netflix

Trzeba przyznać, że twórcy Nawiedzonego domu na wzgórzu mieli bardzo dobry pomysł na prowadzenie narracji. Odkrywają karty powoli, ale konsekwentnie, wzbudzając w widzu coraz większe zaintrygowanie i oczekiwanie na rozwiązanie różnorakich zagadek. Serial jest jednak przede wszystkim skomplikowaną, wielowymiarową opowieścią o traumie, z jaką musi zmagać się piątka rodzeństwa. Pierwsze odcinki przybliżają losy każdego z nich, zarówno obecnie, w ich życiu dorosłym, jak i wtedy, gdy w retrospekcjach oglądamy ich dzieciństwo i poznajemy najróżniejsze elementy z różnych punktów widzenia. Każdy z bohaterów miał indywidualne doświadczenia związane z posiadłością i na każdego z nich wywarło to większy lub mniejszy wpływ. Niektórzy z nich, jak Steven, nie wierzą w istnienie duchów. Prawdziwymi duchami nie są jednak zjawy, tylko uczucia, nierozwiązanie sprawy i konflikty z przeszłości, które stale towarzyszą każdemu z nas w codziennym życiu. W tym sensie wszyscy żyjemy z duchami i od nas zależy, czy ostatecznie uda nam się wygrać z nimi walkę, by obdarować drugą osobę odrobiną ciepła i zrozumienia. Brzmi to może pretensjonalnie, ale zapewniam, że takie nie jest. Historia jest tu opowiedziana w sposób bardzo przemyślany, emocjonujący, aż do finału, który jest pomyślany rewelacyjnie i autentycznie wzruszający. Nie mówiąc już o tym, że znalazło się tu też miejsce na kilka całkiem nieprzewidywalnych twistów fabularnych (tajemnica czerwonego pokoju).

Oczywiście nie byłoby to wszystko tak wciągające, gdyby nie udało się wykreować ciekawych bohaterów. Zdecydowana większość z nich to osoby, które chciałem zrozumieć, którym współczułem i kibicowałem. Piszę większość, bo akurat Shirley była dla mnie niesamowicie wręcz irytującą osobą, nawet jako dorosła zachowywała się jak rozkapryszone dziecko, które nie może się pogodzić, że nie jest najważniejsza na świecie i nie wszystko działa tak, jakby tego chciała. Może jeszcze Olivia jest odrobinę nieprzekonująca, ale to nie na niej skupia się nasza uwaga. Cała reszta to znakomicie napisane i zagrane postacie. Aktorzy dostają możliwość popisania się swoimi zdolnościami, jak chociażby Kate Siegel, która wciela się w dorosłą Theodorę. Jej opowieść o tym, co się wydarzyło, kiedy dotknęła nieżywego ciała bliskiej osoby jest po prostu przejmująca. I tylko szkoda, że pojawiają się tu czasem związane z postaciami wątki, które nie do końca zostają wykorzystane. Przykładem tego jest specyficzna zdolność Theodory, którą mam wrażenie, że można by odrobinę rozbudować. To jednak tylko maleńka łyżka dziegciu w beczce miodu.

Nawiedzony dom na wzgórzu jest też oczywiście horrorem. I to nie byle jakim, bo rzeczywiście potrafiącym przestraszyć widza. Atmosfera jest tu budowana bardzo umiejętnie. Raz, że opowieść jest niesamowicie intrygująca, dwa, że w jej trakcie dzieje się tyle niepokojących rzeczy, do tego znakomicie nakręconych, że nie raz i nie dwa miałem ciarki na plecach. I nawet kiedy pojawiają się co jakiś czas jump scare’y, to są tak niespodziewane, że aż człowiek poskakuje ze strachu. Cały serial jest zresztą znakomicie zrealizowany, są tu świetne zdjęcia, bardzo dobry dźwięk i dosłownie odrobina muzyki: wszystkie te elementy pracują na rzecz klimatu i tajemnicy, którą spowite są wszystkie odcinki.

Nawiedzony dom na wzgórzu Netflix

Nawiedzony dom na wzgórzu to zatem produkcja, która doskonale pokazuje, do czego można wykorzystać horror. Gdy do opowiedzenia poważnej, wielowątkowej historii zaprzęgnie się cechy tego gatunku i umiejętnie z nich skorzysta, efektem będzie jedno z największych zaskoczeń serialowych ostatnich miesięcy.

Atuty

  • Wciągająca, świetnie poprowadzona historia;
  • Umiejętnie budowany klimat;
  • Ciekawi i dobrze zagrani bohaterowie;
  • Oprawa audio-wizualna;
  • Znakomite, wzruszające zakończenie

Wady

  • Jedna postać jest dość mocno irytująca;
  • Kilka małych, nie do końca wykorzystanych wątków

Dawno nic mnie tak pozytywnie nie zaskoczyło, jak najnowszy serial Netflixa – Nawiedzony dom na wzgórzu.

9,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper