Luke Cage, sezon 2 – recenzja serialu. Łukasz Klatka nie zachwyca

Luke Cage, sezon 2 – recenzja serialu. Łukasz Klatka nie zachwyca

Jędrzej Dudkiewicz | 23.06.2018, 20:30

A tak się dobrze zaczęło. Wpierw był bardzo dobry pierwszy sezon Daredevila, potem świetna Jessica Jones, ale już w połowie drugiej serii diabła z Hell’s Kitchen coś zaczęło się psuć. Później przyszedł czas na średniego Luke’a Cage’a, dramatycznie złego Iron Fista, przyzwoitych Defenders. I kiedy wydawało się, że wraz z Punisherem i drugim sezonem Jessici współpraca Marvela z Netflixem wraca na właściwe tory nadciągnął drugi sezon Luke’a Cage’a.

Rzecz dzieje się już po wydarzeniach z Defenders. Cage wraca do patrolowania Harlemu, a jego główną przeciwniczką wciąż jest Mariah Dillard, która coraz mniej przypomina polityka, a bardziej gangstera. Wkrótce w okolicy pojawi się jednak kolejny człowiek z nadludzkimi, bardzo podobnymi do tych Cage’a, mocami.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie byłem wielkim fanem pierwszego sezonu przygód Luke’a. Mogłem go docenić za komentarz społeczny, świetny obraz Harlemu, wspaniałą muzykę i kilka innych elementów. Jednak jako całość był według mnie co najwyżej poprawny. Niestety niewiele z tego zostało w drugiej serii. Tym razem twórcy starają się opowiedzieć o zmianie, jaka zachodzi w głównym bohaterze. Jako że jest niezniszczalny (i nawet specjalne naboje nie są już w stanie go nawet zranić) uznaje najwyraźniej, że ma zawsze rację.

Prze do przodu, często nie oglądając się na konsekwencje, przy okazji coraz bardziej się wścieka, że nie wszystko układa się po jego myśli. A taki rosnący w siłę gniew może być bardzo destrukcyjnym uczuciem. Pytanie więc brzmi, czy Cage w którymś momencie spokornieje i zacznie więcej myśleć, a mniej działać. Nie powiem, żeby było to specjalnie interesujące zagadnienie, podobnie jak jego status celebryty. Na ulicach co chwila ktoś go rozpoznaje i chce sobie z nim zrobić zdjęcie. Jest to, jak łatwo się domyślić męczące. Szkoda tylko, że tak bardzo niekonsekwentne, bo gdy Luke musi się ukrywać, nagle nikt nie ma ochoty kręcić o nim filmików i wrzucać postów na Facebooka, twórcy jakby zapominają o całej sprawie.

Również wiele innych elementów drugiego sezonu Cage’a nie porywa. Jego nowy przeciwnik, Bushmaster ma tak typowe motywację i zachowania, że po prostu nie da się tym przejąć. Ale i tak jego historia jest nieco lepsza od tej, którą dostała detektyw Misty. Po stracie ręki w Defendersach wpadła w oczywiste koleiny różnorakich emocji: jestem zła i smutna, nie litujcie się nade mną, chcę wykonywać swoją pracę, widziałam więcej i wiem więcej, zatem mogę robić, co chcę, bo mam zawsze rację, etc. Trudno o większy schemat. Niespecjalnie ciekawa jest też Mariah Dillard i jej transformacja w bezwzględną panią gangster, jest to dla mnie dość irytująca postać.

Najlepiej wypada zatem Shades, który jest chyba najmniej oczywistą osobą w całej stawce i potrafi zaprezentować różne odcienie swojego charakteru, czasem takie, których nie bardzo można by się po nim spodziewać. Niewykluczone, że wszystko to dałoby się opowiedzieć o wiele lepiej, ale drugi sezon Cage’a cierpi na dokładnie tę samą przypadłość, co każdy wspólny serial Marvela i Netflixa. Mianowicie jest to zdecydowanie zbyt długie. Nie mam pojęcia, czemu twórcy wciąż upierają się, by koniecznie kręcić trzynaście odcinków (może wyrzucają przez okno każdego, kto zasugeruje, że to nie najlepszy pomysł?).

Całą historię dałoby się bowiem zmieścić w sześć odcinków. A tak jest to niesamowicie rozwleczone, nieprawdopodobnie wręcz nudne. Spokojnie można robić inne rzeczy podczas oglądania kolejnych odcinków, bo i tak nie ma szans, że przegapi się jakąś ważną sprawę. Gdyby skrócić to wszystko, być może i zastosowane schematy aż tak by nie raziły. A jakby tego było mało, również sceny walk są całkowicie nijakie, pozbawione jakiejkolwiek energii i emocji. I w sumie nic dziwnego, Cage jest wszak niezniszczalny, jego przeciwnicy ciągle do niego strzelają i go atakują (nie do końca wiadomo nawet po co bohater blokuje ciosy), a Luke po prostu idzie i ich po kolei powala na ziemię. Po dwóch tego typ momentach trudno nie zacząć ziewać.

Owszem, druga połowa sezonu jest nieco lepsza, bo w końcu zaczyna się dziać coś konkretnego (żeby było śmieszniej najlepszym odcinkiem jest chyba ten, w którym pojawia się pewna postać z uniwersum). Nie zmienia to jednak faktu, że po pierwsze, dalej jest dużo nudy, po drugie, wcześniej trzeba przetrwać męczarnie związane z pierwszymi odcinkami. Naprawdę nie wiem, czemu tak wiele osób uważa, że drugi sezon Luke’a Cage’a jest lepszy od pierwszego. Osobiście nie znajduję w nim nic, co mogłoby potwierdzić tę opinię.

Atuty

  • Muzyka
  • Nieco lepsza druga połowa sezonu
  • Ze dwa ciekawe wątki
  • Postać Shadesa

Wady

  • Zdecydowanie za długie i rozwleczone
  • Ogrom nudy
  • Masa schematycznych rozwiązań i nieciekawi bohaterowie
  • Bardzo słabe sceny walk
  • Zero jakichkolwiek emocji

Okazuje się, że całkiem niezły Punisher był wypadkiem przy pracy, bowiem drugi sezon Luke’a Cage’a dowodzi, że współpraca Marvela z Netflixem wyczerpała już chyba swoją formułę.

4,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper