The Walking Dead, sezon 8 – recenzja serialu. Żywy trup ledwo zipie

The Walking Dead, sezon 8 – recenzja serialu. Żywy trup ledwo zipie

Jędrzej Dudkiewicz | 16.04.2018, 20:31

Nareszcie koniec – to jedyne, o czym byłem w stanie myśleć podczas finału ósmego sezonu The Walking Dead. I nie chodzi oczywiście o to, że był to ostatni odcinek serialu, bo bez wątpienia będzie miał on kontynuację. To koniec dla mnie, wraz z napisaniem tej recenzji moja przygoda z telewizyjnymi Żywymi Trupami będzie skończona. Planowałem to już od jakiegoś czasu, ale zawsze coś mnie przekonywało, by dać jeszcze jedną szansę. Jednym z powodów było chociażby pojawienie się Negana. Ale nawet gdyby powiedział on, że albo oglądam dalej, albo potraktuje mnie swoim kijem, wybrałbym opcję numer dwa.

Konkluzją siódmego sezonu było to, że Rick zrozumiał, iż należy walczyć ze Zbawcami, zamiast dawać się wykorzystywać tym pasożytom. Tak zaczęła się wielka wojna, która zajęła kolejne szesnaście epizodów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Absurd na absurdzie, absurdem pogania

Przyznam, że aż nie wiem, od czego zacząć, bowiem o wadach The Walking Dead (nie tylko ósmego sezonu) można by napisać grubą książkę. Gdyby mi się bardzo nudziło, stworzyłbym pewnie listę wszystkich idiotyzmów, odcinek po odcinku. Bez dwóch zdań byłoby to dzieło mojego życia, na szczęście jednak wciąż mam co robić. Wspomnianych idiotyzmów, absurdów, braku logiki, bezsensownych i źle rozpisanych wątków było w najnowszej odsłonie serialu prawdziwe zatrzęsienie. Nie da się chociażby zrozumieć, jakim cudem Zbawcy osiągnęli taką pozycję i byli w stanie jakkolwiek kontrolować różnorakie osady. W ich szeregach jest tylu kretynów, nie mających pojęcia o podstawach przetrwania i walki, że byłoby to po prostu niemożliwe. W trakcie wojny giną seryjnie, liczyć mi się nie chciało, ale myślę, że liczba trupów po ich stronie spokojnie przekroczyła setkę. Trudno się dziwić, skoro bez mrugnięcia okiem wpadają w tak przemyślane pułapki, jak ta, gdy niewielki oddział ludzi z Królestwa zaczaił się na nich w krzakach, wstał i jedną serią skosił wszystkich wrogów. Skoro już przy tym jesteśmy, to nagle okazuje się, że obie grupy mają chyba ciężarówki z bronią i amunicją (a brak tejże był jednym z istotnych wątków ledwie sezon wcześniej), bo nikt specjalnie nie przejmuje się celowaniem. Długo można by wymieniać absurdy, których pełno w każdym odcinku. A to Negan jest zwyczajnie nieśmiertelny, chociaż odkąd się pojawił powinien zostać na luzie zabity minimum dziesięć razy. A to klatka, w której trzymani są pojmani Zbawcy zrobiona jest z lekkiego drutu, zaś klucz do niej wisi w takim miejscu, że byle gówniarz może go bez problemu zabrać. Nikt nie wystawia warty po nocnym ataku (najwyraźniej czytali wcześniej scenariusz i wiedzą, że nie ma co się martwić kolejnym starciem). Nikt też nie uczy się na błędach. Chorzy nie są zamykani w osobnym pomieszczeniu, w ogóle drzwi wszędzie stoją otworem (podczas apokalipsy!), a zombie nie są w stanie zbudzić ludzi nawet gdy spadają z łomotem ze schodów. I gdyby to był pierwszy raz, może dałoby się machnąć na to ręką, ale identyczny motyw miał miejsce w Więzieniu w trzecim sezonie… Serio, mógłbym tak jeszcze długo, ale nie widzę sensu, tym bardziej, że usilnie staram się wyrzucić z pamięci to, co widziałem. Z pierwszą połową ósmego sezonu prawie się już udało.

The Walking Dead recenzja 8 sezonu

The Walking Dead recenzja 8 sezonu

Postacie niewarte złamanego grosza

Nie lepiej jest z bohaterami i ich rozwojem. Mianowicie jest to zrobione łopatologicznie i w sposób, który widzieliśmy już w tym serialu setki razy. Wałkowane są wciąż te same emocje, jakby twórcy uznawali, że widzowie nie są w stanie pamiętać tego, co było dwa sezony temu. Przykładowo Morgan a to uważa, że każde życie jest święte i nikogo nie wolno zabijać, a to zamienia się w terminatora, który samodzielnie jest w stanie rozwalić posterunek Zbawców, bez mrugnięcia okiem mordując wszystko, co się rusza. Podobnie jest z księdzem Gabrielem, któremu ciągle nie wiadomo, o co chodzi. O nich przynajmniej da się coś powiedzieć, ale jest też sporo osób, o których scenariusz zwyczajnie zapomina w pewnym momencie. Był Jezus, nie ma Jezusa i dopiero w finałowym epizodzie pojawia się ni z tego, ni z owego. Podobnie z Ezekielem, który od pewnego momentu błąka się gdzieś w tle i nie ma nic do roboty. Tak naprawdę podobnie rzecz ma się z Darylem, Rositą, Maggie i tuzinem innych osób. Inne z kolei są tak karykaturalne, że aż nawet zabawne. Na czele z Eugenem, który jak tylko się odzywa, mam nadzieję, że zaraz ktoś złamie mu szczękę. Jedynymi w miarę ciekawymi i przede wszystkim konsekwentnymi bohaterami są chyba tylko Gregory i Simon. No, ale dobra, wiadomo, że chodzi przede wszystkim o Ricka i Negana. Jedyne co jest w nich dobrego, to wcielający się w nich aktorzy. Andrew Lincoln oraz Jeffrey Dean Morgan są dobrymi aktorami, którzy mimo tego, że ich postacie są w sumie śmiechu warte co jakiś czas są w stanie sprzedać idiotyzmy, które robią i jakoby czują Rick oraz Negan. Zwłaszcza ten drugi ma w sobie charyzmę doskonałą do grania złych bohaterów.

The Walking Dead i pseudofilozofia

Czy Negan jest złą postacią? Bez wątpienia. Ale czy automatycznie znaczy to, że drużyna Ricka jest lepsza? Absolutnie nie. Mimo wysiłku twórców obie grupy niczym się nie różnią, a można wręcz zauważyć, że to Rick i spółka zabijają zdecydowanie więcej ludzi. Często zachowując się dokładnie tak samo, jak ci, z którymi walczą. Przez cały ósmy sezon przewija się motyw gniewu i wybaczenia. Powoduje to, że sporo odcinków jest pełnych pseudofilozoficznych rozmów, które mają niby coś znaczyć i jakoś zmuszać do myślenia, a wywołują wyłącznie uśmiech politowania. Tym bardziej, że łaska okazana przeciwnikom znów każe stwierdzić, iż niemal wszyscy mają wyraźne problemy z pamięcią. Może warto by było, żeby ktoś wspomniał, co się stało, kiedy nie zabito Gubernatora. Coś dobrego z tego wyszło? Cały ten wątek połączony jest z listami napisanymi przez jednego ze zmarłych bohaterów (którego śmierć notabene nie wywołuje absolutnie żadnych emocji, co jest pewnym osiągnięciem). Wpierw przez kilka epizodów wspomina się, jak ważne one są i jak wiele mądrości zawierają. A gdy przychodzi do czytania, to trudno nie parsknąć śmiechem. Jeśli ktoś szuka wciągających, zmuszających do myślenia motywów związanych z przeżyciem po apokalipsie, to The Walking Dead nie ma do zaoferowania po prostu nic. W sumie zero jest też już w tym wszystkim apokalipsy. Zombie są zagrożeniem tylko wtedy, gdy scenariusz tego wymaga. W innych momentach nie mam wątpliwości, że większość bohaterów jest już takimi terminatorami, że poradziłaby sobie z setką (jak nie tysiącem) umarlaków mając do dyspozycji jedynie śrubokręt. Jedynie ich charakteryzacja wciąż się broni, bo zrobiona jest bardzo porządnie. Nikt też zdaje się specjalnie nie przejmować dalszą przyszłością i tym, co ewentualnie mogłoby mocno na nią wpłynąć (vide: helikopter, który widział zarówno Rick, jak i Negan).

The Walking Dead recenzja 8 sezonu

Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że całość wydarzeń, które rozegrały się w ósmym sezonie spokojnie dałoby się opowiedzieć pewnie w jakichś pięciu odcinkach. A jest ich szesnaście. Nic dziwnego, że widownia coraz mniej dopisuje, bo serial ten, gdy nie jest zabawny albo żenujący, jest po prostu niemożebnie nudny. Owszem, w drugiej połowie były ze dwa dobre odcinki, chociażby przedostatni, chociaż przewidywalny, to jednak – jak na standardy The Walking Dead – miał w miarę niezłą strukturę, twisty i nieźle poprowadzone wydarzenia. Wciąż jednak jest tu zdecydowanie za dużo fatalnie nakręconych scen (na czele z walkami), dialogów wywołujących ból zębów (i uszu. I wszystkich innych części ciała), idiotyzmów, beznadziejnych bohaterów. Nie mam pojęcia, jakim cudem ten obrzydliwy żywy trup wciąż dycha. Wiem za to jedno: nadszedł czas, by w końcu przestać oglądać tego gniota.

Atuty

  • Jeffrey Dean Morgan i Andrew Lincoln;
  • Ze dwa przyzwoite odcinki;
  • Charakteryzacja zombie

Wady

  • Tona absurdów, idiotyzmów, bezsensownych rozwiązań fabularnych;
  • Fatalnie prowadzone postacie;
  • Zero emocji, nawet w teoretycznie najbardziej dramatycznych momentach;
  • Nuda i przeciąganie: całość wydarzeń dałoby się pewnie zmieścić pewnie w pięciu odcinkach;
  • Tak naprawdę nie ma tym postapo

The Walking Dead po raz kolejny mnie zaskoczyło. Nie sądziłem, że 8 sezon może być jeszcze słabszy niż to, co twórcy serwowali wcześniej. Udowodnili mi, że byłem w ogromnym błędzie.

2,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper