Temat Tygodnia - Boniek kontra e-sport

Temat Tygodnia - Boniek kontra e-sport

Rozbo | 06.01.2018, 13:00

W tym tygodniu branża dopiero zbiera się po sylwestrowych harcach. Na rynku spokój, więc jest i czas na nadrobienie zaległości. Wtem wkracza Zbigniew Boniek, cały na biało. I wypowiedzią na Twitterze wywołuje burzę w szklance wody.

To, że prezes PZPN to charakterny gość, wiemy nie od dziś. To, że jest "mistrzem" Twittera, też. Ale nie wiedzieliśmy do tej pory, że jest również ekspertem w sprawach e-sportu... no, na pewno ekspertem od joysticków...

Dalsza część tekstu pod wideo

Więcej przeczytacie na:

Zbigniew Boniek: esport to świadectwo pewnej patologii

Ekstraklasa otrzyma E-Ligę? Zbigniew Boniek wspomina o projekcie, a prezes Team Kinguin pisze list otwarty

Pot, pryszcze i walenie w joystick

Boniek postanowił wtrącić swoje 3 grosze do rozmowy Bogusława Leśnodorskiego (byłego prezesa Legii, który obecnie ostro inwestuje w AGO Gaming, jedną z najlepszych drużyn CS:GO w Polsce) z kibicem. Jego wypowiedź była, delikatnie mówiąc, krytyczna odnośnie e-sportu.

Boguś bez jaj, e-sport to jest i będzie duża kasa, ale to także świadectwo pewnej patologii. Siedzieć godzinami i walić w joystick?

Abstrahując (słowo klucz, zapamiętajcie - jeszcze do niego wrócimy ;-) ) od pewnego zdania, jakie ma pan Boniek nt. e-sportu, z którym można się zgadzać bądź nie, wyszła z tej wypowiedzi tak naprawdę pewna mentalność ludzi, która wbrew pozorom w Polsce nie jest przypadkiem odosobnionym.

Tutaj na PPE, podobnie jak w całej branży, przyzwyczailiśmy się, że e-sport w Polsce podobnie jak i na świecie to nie ciekawostka, tylko ogromny biznes i przyszłość naszego medium. Na całym święcie dyskutuje się o tym, czy powinien on być traktowany jako prawdziwy sport, a nawet są przymiarki nad wcieleniem go do dyscyplin olimpijskich (MKOl bada ten temat już od 2017 roku). To już nie jest ten etap świadomości, w której ważni ludzie wyobrażają sobie spoconych nerdów przyklejonych do monitora i pykających w jakieś niezrozumiałe gierki.

Tymczasem prezes PZPN i jego podejście świadczy o tym, że - mimo gwałtownego rozwoju i niewątpliwych sukcesów rodzimych drużyn - nasz kraj wciąż nie jest gotowy na powszechną, społeczną akceptację e-sportu, jako coś naturalnego. Potrzebna jest zmiana pokoleniowa, która by do tego doprowadziła.

Krew, pot i łzy

Jak się pewnie domyślacie, wypowiedź Bońka szybko spotkała się z niemałym odzewem. Oczywiście żywiołowo zareagowało środowisko związane ze sportami elektronicznymi, niekiedy wyśmiewając jego wiedzę na ten temat. Nie znęcajmy się już jednak nad... hmmm... joystickiem pana prezesa, ale wspomnijmy o tym, że bardzo poważnie do tego tweeta podeszli ludzie zaangażowani w e-sport. Postanowili uświadomić Zbigniewa Bońka, że ta dziedzina to poważne przygotowania, wyrzeczenia i presja psychiczna równe tym, które odczuwają tradycyjni sportowcy.

Viktor Wanli, szef Team Kinguin wystosował nawet list otwarty do prezesa PZPN, w którym wskazywał np. że obecnie na świecie jest ok. 335 fanów e-sportu, że rząd USA już w 2013 roku uznał graczy League of Legends za profesjonalnych sportowców, albo że LoL ewoluuje 12 razy szybciej niż futbol amerykański. I że za e-sportem stoi cała machina organizacyjna, nie tylko przygotowująca poszczególne zespoły (sztaby trenerów, dietetyków, managerów, trenerów personalnych), ale i zajmująca się organizowaniem, finansowaniem czy komentowaniem wielkich międzynarodowych turniejów.

Wojtek wskazał mi też pierwszy wydany dziennik ProTube, który w kontekście tweeta Bońka w temacie "Czy e-sport to patologia?" zgłębił temat tego, jak traktuje i odbiera się obecnie tę dziedzinę naszej branży. Cały materiał możecie zobaczyć poniżej:

Co ciekawe, ProTube wydawane jest przez Abstrachuje (jedna z najpopularniejszych obecnie polskich firm na YT), które zostało wykupione przez firmę Bogusława Leśnodorskiego. W programie wypowiada się też Olek Wandzel, współwłaściciel AGO Gaming, które przecież też znajduje się w troskliwych rękach byłego prezesa Legii Warszawa.

Zbigniew Boniek dość szybko zorientował się (czytaj, został zdissowany), że jego wypowiedź była nie na miejscu, więc sprowadził ją do żartu i wskazał, że PZPN już od kilku miesięcy rozważa organizację E-ligi. Wszyscy wiemy, że zdania Boniek raczej nie zmieni, ale jego reakcja mimo wszystko pokazuje, że nawet kluczowi działacze związku nie są w stanie ignorować popularności elektronicznego sportu.

Są pieniądze, jest szacunek

Wypowiedź Zibiego wykroczyła oczywiście poza Twittera i poza samo środowisko e-sportu, odbijając się dość szerokim echem wśród całej rodzimej branży. Z zainteresowaniem czytałem facebookowe dyskusje znajomych na temat tego, czy e-sport ma w ogóle prawo być traktowanym jako tradycyjna dyscyplina sportowa. Co ciekawe, nawet wśród nas, ludzi - bądź co bądź - siedzących w gierkach, piszących o gierkach i walących namiętnie w joystick, nie ma pełnej zgody na ten temat. Zobaczcie zresztą, co sądzą na ten temat osoby z redakcji.

Roger:

Nie będę ukrywał, że epsortem specjalnie się nie interesuję. Byłem raz na IEM, widziałem tysiące dzieciaków kibicujących innym, jak grają, i choć wygląda to naprawdę efektownie, to po prostu nie moja bajka. Z tego też względu nie widzę opcji, by e-sport łączyć w jakikolwiek sposób z tradycyjnym sportem, który uprawiam od dziecka i jest to forma odcięcia się od codzienności, smartfonów, portali społecznościowych i wirtualnego świata. E-sport niech pozostanie e-sportem, z własnymi turniejami, igrzyskami i drużynami. Granie przed TV to nie to samo co granie w piłkę na świeżym powietrzu i nie to samo co klasyczne szachy, bo taki argument się też przewija. Jeśli kiedykolwiek dojdzie do sytuacji, w której na Igrzyskach Olimpijskich będziemy mieli turnieje w Counter Strike'a czy FIFĘ, będzie to koniec pewnej epoki i początek nowej, wkraczającej w kolejne stadium uzależnienia życia od nierealnego świata. Za to jak najbardziej popieram pomysł, by e-sportowcy mieli swoją Olimpiadę streamowaną w sieci.

Wojtek:

Można nie uznawać „walenia w joystick”,lecz nie można nie zwracać uwagi na miliony graczy, którzy grają każdego dnia i czerpią z tego mnóstwo radości. Dla wielu to nie tylko zabawa a zwykła praca, która łączy się z treningami na siłowni, sesjami z psychologami, z dietami przygotowanymi przez specjalistów, godzinami spędzonymi na tworzeniu taktyk i te elementy w pewien sposób łączą e-sport i sport”. Każda wprawdzie żyje własnym życiem, aktualnie jedna nie potrzebuje drugiej, jednak odnoszę wrażenie, że za kilka lat to właśnie sport będzie „potrzebował” e-sportu… Ale zobaczymy.  Jedno jest pewne – tej machiny e-sportowej już nikt nie zatrzyma i z wielką przyjemnością za te 3-5 lat będę przyglądał się opiniom wszystkich "znawców”… No może w Polsce za 10. Ta "patologia" rośnie z każdym kolejnym dniem, każdym kolejnym turniejem i każdym kolejnym zwycięstwem często młodych chłopaków lub starszych facetów, którzy za wygranie zawodów potrafią wrócić do domu z czekiem na 100, czy tam 200 tysięcy dolarów, a miesięcznie otrzymują od swoich zespołów kwoty od 2-3 tysięcy do nawet 330 tysięcy złotych! Taka tam zabawa w walenie w jostick.

Osobiście pozwolę sobie wstrzymać się od głosu. Zwrócę uwagę tylko na jeden element wypowiedzi Bońka, który mówi że e-sport to jest i będzie duża kasa. Przypomina mi się bowiem "Lalka" Bolesława Prusa. Wokulski, bogaty przedsiębiorca pochodzący wszak z niższych warstw społecznych, kochając się w Izabeli Łęckiej, córce zadłużonego arystokraty, próbował wkupić się w łaski arystokracji swoimi pieniędzmi. Wszyscy z tej sfery nim pogardzali, ale podskórnie czuli, że są od niego zależni.

Tak jak Wokulskim można było w "Lalce" pomiatać, tak był świadectwem zmieniających się czasów. Dziś są inne czasy i inny Wokulski. Niezmienne pozostają pieniądze. Tam, gdzie jest ich dużo, tam nie może być mowy o ignorancji. Zbigniew Boniek i jemu podobni to arystokraci starych, mijających już czasów. Nigdy nie zrozumieją e-sportu, ale już raczej nigdy nie będą w stanie go zignorować.

 

cropper