Noc, która zapisze się w historii Nintendo w Polsce — moja relacja z premiery Switcha 2 w Warszawie

Noc, która zapisze się w historii Nintendo w Polsce — moja relacja z premiery Switcha 2 w Warszawie

Maciej Zabłocki | Wczoraj, 08:45

Jest 23:30. Zimne powietrze smaga twarze, ale pod sklepem Ultima.pl w Warszawie nikt się tym nie przejmuje. Wszyscy czekamy na jedno — NOWĄ GENERACJĘ NINTENDO. Switch 2 jest już ze Mną i muszę przyznać, że dawno nie czułem takiej ekscytacji. Nowe sprzęty nieprzerwanie od lat wywołują we mnie mnóstwo radości. 

Dookoła klimat jak na festiwalu, tylko zamiast muzyki – rozmowy o Pikminach, shaderach i premierowym lineupie. Ktoś trzyma energetyka, ktoś inny odpala Switcha OLED, żeby jeszcze na szybko skończyć rundkę w Mario Kart. Wszyscy jesteśmy w tym razem — fani Mario, Zeldy, Metroida, Pokémonów, Fire Emblema... Rozmawiamy o tym, jak wygląda start Switcha 2, jakie są różnice w zadokowanym trybie, czy w końcu Zelda wygląda tak, jak mogłaby wyglądać na mocnym sprzęcie. Padają porównania do PS5 i Xboxa Series X, ale tu nikt nie szuka konsolowej wojny – wszyscy są po to, żeby przywitać coś nowego. Atmosfera? Totalna ekscytacja, wymieszana z dziecięcą radością. Tą samą, co kiedyś przy odpakowywaniu Pegasusa w Wigilię.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nieprzypadkowo jestem właśnie tutaj. Ultima to dla mnie miejsce z historią. Ten sklep istnieje od 1997 roku i przez lata był jednym z tych punktów, które zawsze kojarzyły mi się z „prawdziwym graniem”. Jeszcze zanim sklepy wielkopowierzchniowe zorientowały się, że na konsolach można zarabiać, Ultima już była — z preorderami, japońskimi wydaniami, edycjami kolekcjonerskimi. Nigdy nie miałem z nimi złego doświadczenia. Zawsze wszystko było na czas i zawsze rzetelnie. 

Nocna premiera - jak to wyglądało? 

Ultima_foto
resize icon

Do Ultimy wybrałem się z przyjacielem. Człowiek ten, do niedawna oporny na wszelkie konsolowe pokusy, jeszcze rano śmiał się z preorderów. Wieczorem? W rękach trzymał świeżutkiego Switcha 2. Decydujący głos miała... starsza pani przebrana za Mario. Jak się okazało, Nintendo ma więcej asów w rękawie niż tylko wąsatego hydraulika. Ultima zaskoczyła mnie jeszcze, zanim weszliśmy do środka. Przy drzwiach stała olbrzymia, tekturowa brama z reklamą Switcha 2. Całość podświetlona tak intensywnie, że można było ją pomylić z wejściem do tajemniczej świątyni z Zeldy – tylko zamiast artefaktów, w środku czekały pachnące nowością, czerwone pudełeczka.

Na miejscu byliśmy około 23:30. Tłum wówczas zebrał się już całkiem konkretny – trzydzieści osób, może więcej. Jeden ziomek chwalił się, że czeka tam przed 22:00. Po co? Nie mam zielonego pojęcia, bo aż do północy musieliśmy czekać na otwarcie drzwi. Chętnych nie brakowało, a atmosfera była rodem z tych „nocnych premier” – lekko senna, ale podszyta ekscytacją i adrenaliną. Na papierze wszystko wyglądało sensownie - kolejka jedna, ale dwa kierunki: osoby z opłaconym zamówieniem szli do odbioru, reszta – do kasy. W praktyce wyszło tak, że zdecydowana większość przyjechała z kartą albo gotówką, licząc, że kupi sprzęt na miejscu. A kasa była jedna. I jeden sprzedawca. Sympatyczny, konkretny, ale samotny jak NPC z misją „obsłuż trzydziestu graczy bez pomocy”. Szukał zamówień, przyjmował płatności, pakował wszystko – multitasking pełną gębą. Ale nie da się czarować – nawet przy dobrych chęciach, kolejka poruszała się niczym gokart bez opon. My – na piątym miejscu – czekaliśmy czterdzieści minut. Współczuje tym, co byli na szarym końcu. O ile dotrwali. 

Kolejka przed wejściem Ultima.pl
resize icon

Wreszcie nasza kolej! Konsola gotowa. Ale… Cyberpunk, który miał być wisienką na torcie, poszedł, zanim zdążyłem powiedzieć „Night City”. Dotarły trzy egzemplarze na cały sklep. W zestawie wziąłem więc to, co było pewne: Switch 2 z Mario Kart World, oryginalne etui, ładowarkę do joy-conów, Zeldę: Tears of the Kingdom i Super Mario Bros. Wonder – grę, której nie zdołałem przejść na poprzednim sprzęcie. W gratisie dorzucono torbę, notes, długopis i pakiet naklejek z Cyberpunka na osłodę. W sklepie było mega duszno i ciepło, ale nastroje wśród ludzi panowały mega pozytywne. Wszyscy byli cierpliwi, chociaż mało ze sobą gadali. Raczej stali i tylko patrzyli na tego biednego sprzedawcę. Co chwilę pojawiała się jakaś znajoma twarz z branży, bo do Ultimy postanowili przyjechać także autorzy z przeróżnych serwisów gamingowych w Polsce. 

Ale ten Cyberpunk nie dawał mi spokoju. Po wyjściu z Ultimy rzuciłem do kumpla: „Skoczymy jeszcze do Empiku. Może jeszcze otwarte?” Dochodziła pierwsza w nocy, ale Empik na Marszałkowskiej – jak się okazało – działał cały czas. W środku było wszystko! Cyberpunk w pudełku, z kolekcjonerskim poradnikiem. Gry, akcesoria, konsole, Pro Controllery, pamięci, ładowarki, pokrowce. Scena niczym z amerykańskich premier. Mój znajomy był zachwycony. Szczególnie starszą panią, sprzedawczynią z autentyczną pasją – polecała, doradzała, rzucała anegdotkami. Ja się powstrzymałem, ale jego złamała i wyszedł z zestawem z Mario. I, jak sam mówił, ani trochę nie żałował. Do domu dotarliśmy po drugiej. Zmęczeni, ale zadowoleni. Nowa konsola, zapach świeżych układów scalonych, ekran, który aż prosi się o odpalenie Zeldy. Noc jest jeszcze młoda.

I wiecie co? Patrząc na te premiery, kolejki i zaangażowanie ludzi – aż chce się powiedzieć: Mario nie miał w Polsce łatwo, ale dziś jest już kimś więcej niż tylko sympatycznym bohaterem z gier. Stał się symbolem. A fakt, że w samej Warszawie odbyło się sześć (!) dużych premier Switcha 2, mówi sam za siebie. Nintendo zadomowiło się tu na dobre. Super, bo takich nocy, jak ta, chciałoby się więcej.

Korzystając z okazji, pomyślałem, że fajnie będzie przypomnieć historię wąsatego hydraulika w naszym kraju. Nie było łatwo, nie było też przystępnie, ale firma zdołała przebić się do ogólnej świadomości, a sześć wielkich, nocnych premier w całej Warszawie dobrze pokazuje, że ludzie chcą i cieszą się tymi produktami. Super i oby tak dalej!

Polska bez Nintendo — jak rodziła się „konsolowa świadomość”

W latach 80. i 90. Polska wciąż wychodziła z okresu komunizmu i gospodarki centralnie planowanej. Rynek elektroniki użytkowej dopiero raczkował, a dostęp do zagranicznego sprzętu był luksusem. Oficjalna dystrybucja konsol właściwie nie istniała — a to otworzyło furtkę dla wszelkiego rodzaju klonów, podróbek i szarej strefy. Największym symbolem tej ery był Pegasus, czyli chiński (lub tajwański) klon NES-a, który rozlał się po całej Polsce niczym Coca-Cola. Sprzedawany na bazarach, w pudełkach z napisem "TV Game", oferował „tysiące” gier, w rzeczywistości powtarzających się w kółko — w tym pirackie wersje Mario Bros., Contra, Battle City czy Duck Hunt. To był nasz nieoficjalny NES, i przez długie lata – jedyny kontakt z Nintendo, jaki mieliśmy. Sam doskonale wspominam ten czas i pamiętam, jak godzinami grałem w "czołgi" albo jak porównywałem to do gier na PSX, a potem PS2 i łapałem się za głowę twierdząc, że to przecież jakaś kaszana. Jako dzieciak nie miałem świadomości, że to nie jest oryginalne. Dopiero po latach zrozumiałem, że w domu stała brutalna podróbka.

Empik_Switch 2
resize icon

Podczas gdy na zachodzie Super Nintendo Entertainment System (czyli SNES) był konsolą definiującą dzieciństwo, w Polsce pozostawał praktycznie niedostępny. Istniał, ale trudno było go zdobyć. Oficjalna dystrybucja? Zapomnij. Kto miał SNES-a, ten miał rodzinę w Niemczech albo dobrze zaopatrzony sklep RTV w dużym mieście. Gry – wyłącznie po angielsku, często bez instrukcji, sprzedawane po astronomicznych cenach. Podobny los spotkał Nintendo 64. Ta konsola była u nas kompletnie niszowa — przez wielu znana tylko z magazynów „Secret Service” czy „PSX Extreme”, gdzie screeny z GoldenEye, Ocariny of Time i Banjo-Kazooie rozbudzały wyobraźnię, ale nie miały przełożenia na rzeczywistość. Z kolei GameCube był wręcz legendą miejską – niby ktoś go miał, niby gry były, ale prawdziwego użytkownika tej konsoli w Polsce znało się jednego. Może dwóch.

W cieniu nieobecnych konsol stacjonarnych, jedynym poważnym kanałem, przez który Nintendo zagościło w Polsce, były handheldy. Już Game Boy – najpierw klasyczny, potem Pocket, Color, Advance – zyskał pewną popularność, głównie dzięki grywalności i długiej żywotności baterii. Nie potrzebowałeś telewizora, nie trzeba było kombinować z kablami AV – wystarczył komplet paluszków i kartridż z Tetrisem albo Pokémon Red. Game Boy był często pierwszym „prawdziwym” sprzętem Nintendo, z którym miała styczność masa dzieciaków w Polsce. Na początku 2000 roku handheldy Nintendo (DS, 3DS) miały już coraz większy udział w rynku, choć nadal brakowało im lokalizacji, oficjalnej komunikacji marketingowej i odpowiedniego wsparcia. Ale do dzisiaj pamiętam, jak pod choinką znalazłem poczciwego "szaraka" na 4 paluszki AAA i jak z wielką ochotą przechodziłem Super Mario na czarno-białym ekraniku, niemal skacząc z radości. Szkoda, że potem moją miłość do Nintendo skutecznie zabiło PSP. Było lepsze, fajniejsze, no i... to w końcu PlayStation. 

Switch 2_empik Marszalkowska
resize icon

Właśnie dlatego, nawet gdy inne kraje przeżywały swoje nocne premiery nowych sprzętów – jak Wii, Wii U czy 3DS – w Polsce panowała cisza. Nintendo nie inwestowało u nas w lokalne działania marketingowe, nie prowadziło rozbudowanych kampanii marketingowych. Gry wychodziły, ale bez pompy, bez dużych premier, bez kolejek pod sklepami. Sony i Microsoft już wtedy organizowały premiery PS3 i Xboxa 360 w Empiku czy Media Markt, z materiałami prasowymi, gadżetami, konkursami. A Nintendo? W najlepszym wypadku sprzęt pojawiał się po cichu w ofercie jakiegoś sklepu internetowego, bez żadnej celebracji. Dla Nintendo byliśmy "rynkowym tłem" – krajem być może z potencjałem, ale nie wartym jakichkolwiek inwestycji. To było zamknięte koło - konsole się u nas nie sprzedawały, wobec czego nie było zainteresowania ze strony Nintendo. A jak nie było Nintendo, to konsole się nie sprzedawały bo... nikt o nich nie wiedział, albo traktował jak zabawki dla dzieci. Poważna platforma to było PlayStation, ewentualnie Xbox. 

Switch jako przełom. I zapowiedź czegoś większego

To wszystko zaczęło się zmieniać z premierą Nintendo Switcha w 2017 roku. Konsola okazała się światowym hitem, a w Polsce – absolutnym fenomenem. Pomogła jej dostępność w dużych sieciach handlowych, rosnąca popularność e-commerce, społeczności graczy na YouTube i Twitchu, ale też nostalgia za dzieciństwem z Pegasusem. Nagle okazało się, że i u nas jest rynek, który chłonie Zeldę, Mario Kart i Animal Crossing.

Switch był też impulsem do zwiększenia aktywności dystrybutorów, pojawienia się polskiego eShopu i regularnych promocji, a nawet eventów takich jak dzisiejsze nocne premiery. Dziś, w 2025 roku, jesteśmy świadkami pierwszej w historii Polski tak szeroko zakrojonej, nocnej premiery sprzętu Nintendo — w aż sześciu lokalizacjach w Warszawie (i jednym w Krakowie). To nie jest już marka z bazaru. To jest pełnoprawny gracz w świadomości polskich fanów gamingu.

Operacyjnie Nintendo nadal nie ma w Warszawie własnego biura, ale od 2017 r. rynek obsługuje firma ConQuest Entertainment (z siedzibą w Pradze), czyli oficjalny i wyłączny dystrybutor na Polskę, Czechy, Słowację i Węgry. To właśnie ConQuest prowadzi witrynę Nintendo.pl i fanpage “Dystrybutor Nintendo Polska” z 43 tys. obserwujących, odpowiada za gwarancję oraz sprzedaż detaliczną w największych polskich sklepach (MediaMarkt, Empik, RTV Euro AGD i kilkunastu mniejszych partnerach, w tym Ultima czy PerfectBlue). Po latach “importowania z Niemiec” przełomem było uruchomienie polskiego eShopu dostępnego w złotówkach (Polska widnieje dziś w oficjalnym wykazie krajów z eShopem, waluta – PLN) oraz wprowadzenie kart podarunkowych o wartości od 70 do 500 zł, które trafiły do saloników prasowych i sklepów online w 2022 r.

Skalę widać w twardych liczbach. Według "Game Sales Data", Polacy kupili w 2024 r. 9,4 mln gier, a Switch odpowiadał za największy kawałek fizycznego tortu. Jego tytuły zajęły aż 6 pozycji w krajowym TOP20, a Mario Kart 8 Deluxe wciąż mieści się w europejskim zestawieniu bestsellerów 2024 (GSD szacuje wyniki Nintendo, które oficjalnie ich nie podaje). Po stronie hardware’u preorder Switcha 2 ruszył 9 kwietnia 2025 jednocześnie we wszystkich dużych sieciach i sklepach specjalistycznych – ceny wynoszą 2199 zł za samą konsolę oraz 2399 zł za edycję z kodem na Mario Kart World. Krótko mówiąc - od logistyki po imprezy branżowe Nintendo przeszło drogę z bazarowego marginesu do pełnoprawnego, dobrze zorganizowanego ekosystemu nad Wisłą. Co bardzo mnie cieszy i mam nadzieję, że to nie jest koniec, a firma oficjalnie wejdzie do Polski, oferując także spolszczone wersje pudełek i samych gier. 

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper