Linia życia – recenzja filmu

Linia życia – recenzja filmu

Jędrzej Dudkiewicz | 02.10.2017, 18:59

Dawno nie byłem tak rozdarty w związku z oceną filmu. Do wszelkich remake’ów podchodzę z dość dużą ostrożnością, zwłaszcza jeśli oryginał mi się podobał, a tak jest w przypadku Linii życia Joela Schumachera. W tegorocznej wersji tej historii jestem w stanie wskazać wiele mankamentów (i to zrobię), jednocześnie jednak nie mogę tak po prostu uznać, że produkcja w reżyserii Nielsa Ardena Opleva jest gniotem.

to pamięta Linię życia z 1990 roku, ten w zasadzie wie, co się będzie działo. Jest sobie niewielka grupka studentów medycyny, którzy mają dość ciągłej nauki, postanawiają więc skrócić drogę do sukcesu i przeprowadzić eksperyment polegający na sprawdzeniu, co dzieje się z ludzkim mózgiem w momencie śmierci klinicznej. Szybko okazuje się, że ich działania będą miały poważniejsze, mroczniejsze konsekwencje, niż się można było spodziewać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tak się bowiem składa, że podczas tych kilku minut, gdy nie żyją i wędrują w zaświatach, bohaterowie docierają do pokładów swojej podświadomości, wspomnień, o których dawno woleliby zapomnieć, a które wiążą się ze złymi uczynkami dokonanymi przed laty. Linia życia szybko przestaje więc zajmować się nauką, zamienia science fiction na dramat mówiący, że nigdy nie jest za późno, by wybaczyć samemu sobie i spróbować zadośćuczynić ofiarom. Co ciekawe, można też film Opleva odczytać jako krytykę kapitalizmu, w którym wszystko nastawione jest na wynik, podnoszenie efektywności. Gdzieś w tle pobrzmiewają hasła takie, jak „pamiętajcie, że za drzwiami stoi sto chętnych i gotowych zająć wasze miejsce”, „nikt już nie pracuje dla samej idei pracy” oraz obserwacje związane z 36-godzinnymi dyżurami (chociaż wiadomo, że bywają one dłuższe). W takim wypadku eksperymenty studentów są tylko kolejną formą odskoczni od nieustannej presji i stresu, które gdzieś po drodze zabijają pasję, więzi międzyludzkie, a niekiedy człowieczeństwo.

I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że Linia życia jest – a raczej ma być – również horrorem. Oplev sięga jednak po najbardziej oczywiste i ograne środki straszenia widza, które zwyczajnie nie działają (w trakcie seansu podskoczyłem na fotelu dosłownie raz) i są nudne. Podobnie zresztą jak wizja zaświatów, która jest oklepana, tandetna i kiczowata. Niestety fragmenty te nie są wcale krótkie, sprawiają zatem, że znacznie trudniej jest zagłębić się w opowiadaną historię. Oryginał działał na tym polu o wiele lepiej, bo utrzymany był w konwencji thrillera, a nie sztampowego horroru.

Na dodatek Linia życia ma w sobie sporo paradoksów. Z jednej strony ma całkiem ciekawych i przyzwoicie zagranych bohaterów, z których najlepszym jest Ray: przynajmniej mi było najłatwiej się z nim utożsamić jako z osobą ostrożną, rozsądną i działającą w oparciu o racjonalizm, a jednocześnie skorą do pomocy przyjaciołom. Z drugiej nawet grupka pięciu głównych postaci jest mocno zróżnicowana pod względem skomplikowania charakteru (a i sprawy, których sobie nie mogą wybaczyć są bardzo nierówne), na dodatek w filmie pojawia się – grający również w oryginale – Kiefer Sutherland, który jest tu całkowicie niewykorzystany. Produkcja jest też mocno przewidywalna i wszystkiego można domyślić się bardzo szybko, a jednak jedno rozwiązanie fabularne jest dość zaskakujące, zupełnie się go nie spodziewałem. Nie ma tu napięcia, jest za to sporo całkiem dobrego humoru.

Wszystko to sprawia, że Linię życia jest bardzo trudno ocenić, nawet teraz nie mam pewności, jaką ocenę wystawić. Tak jak pisałem, jest w tym filmie bardzo dużo szwankujących elementów. A jednak nie uważam, bym stracił czas podczas seansu. Tym bardziej, że naprawdę widziałem wiele znacznie gorszych remake’ów.

Źródło: własne

Atuty

  • Całkiem ciekawa historia, którą można różnie interpretować;
  • Kilku fajnych bohaterów na czele z Rayem granym przez Diego Lunę;
  • Zaskakujący humor

Wady

  • Tandetny horror zamiast trzymającego w napięciu thrillera;
  • Kilku marnych bohaterów na czele z profesorem granym przez Kiefera Sutherlanda;
  • Wizja zaświatów

Remake Linii życia na pewno nie był nikomu do szczęścia potrzebny, a jednak nie jest aż tak nieudany, jak można się było tego spodziewać.

6,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper