Graliśmy w South Park: The Fractured but Whole - trzymajcie mocno zwieracze

Graliśmy w South Park: The Fractured but Whole - trzymajcie mocno zwieracze

Rozbo | 07.09.2017, 18:00

Uwaga: poniższy tekst jest sponsorowany. Za playtest otrzymałem garść kredek od Cartmana, żydowską myckę od Kyle'a oraz fangę w nos od szóstoklasistów. W zamian zobowiązałem się w trakcie ogrywania przebrać za człowieka-szopa, pierdzieć w fotel i robić sobie selfiki. Śmiałem się jednak dobrowolnie i to przez cały czas.

South Park: The Fractured but Whole wymaga od dziennikarza specjalnego podejścia. Trzeba czuć klimat South Parka, wiedzieć o nim choć podstawowe rzeczy. Sequel Kijka prawdy jest w podobnym stopniu prawdziwym fan service, wiernie kopiującym konwencję serialu. Ale czy przy okazji zapowiada się na solidną grę?

Dalsza część tekstu pod wideo

South Park: The Fractured but Whole w encyklopedii PPE

Dzięki uprzejmości Ubisoftu miałem okazję spędzić z niemal finalnym buildem gry dobrych kilka godzin oraz zapoznać się z początkiem przygody. Wersja, którą sprawdzałem, miała już niemal kompletne polskie tłumaczenie (oczywiście tylko napisy) i wciągnęła mnie na tyle, że straciłem poczucie czasu.

Selfie z Dupkiem

Ale zacznijmy od początku. Ponieważ The Fractured but Whole nie jest już robione przez zespół z Obsidian, tylko przez Ubisoft San Francisco, można było mieć obawy co do jakości rozgrywki. Na szczęście zmiany, które weszły do gry są w większości zmianami na dobre. Przebudowano system walki, dodając m.in możliwość dowolnego poruszania się po polu bitwy. Zmieniono też całkowicie menu komend. Teraz poszczególne techniki są przyporządkowane do konkretnych przycisków na padzie. Rozwiązanie zdecydowanie bardziej wygodne niż menu kołowe, choć też wymaga chwili przyzwyczajenia. Układ naszych ludków na planszy jest ważny, bo niektóre ataki można wykonywać tak, żeby np. kumpel z zespołu mógł dołożyć odrzuconemu w tył przeciwnikowi dodatkowego kuksańca. Z tej uwagi znaczenie ma też obszar działania konkretnych ataków. Ponadto ataki można wzmacniać, naciskając w odpowiednim momencie przycisk wyświetlający się kontekstowo nad głową postaci (na podobnej zasadzie można się bronić).

Przebudowie uległo też menu główne i w zasadzie cały interfejs, który teraz jest tak naprawdę zbiorem aplikacji na naszym smartfonie. Odpalimy tu mapkę miasta, zerkniemy na zakładkę drużyny, stworzymy nowe przedmioty czy przebierzemy naszego bohatera, Nowego Chłopaka, który przez Cartmana jest określany bardziej swojsko: Dupek. Zresztą smartfon służy też do robienia sobie (a jakże!) seflie z mieszkańcami South Parku. Zdobyte fotki zamieszczamy potem na tzw. Szoptogramie i zbieramy obserwujących. Jak wiadomo - więcej followersów to większy fejm. A większy fejm oznacza coraz większą liczbę ludzi chętnych do robienia sobie z nami fotek. To wszystko to sprawy techniczne, które sprawiają, że w The Fractured but Whole gra się jeszcze przyjemniej niż w poprzednią część. Choć cały patent z Szoptogramem wydaje się jedynie popierdółką, tak zmiany w systemie walki i rozwoju postaci są jak najbardziej na plus.

Śmiech na sali

Nie oszukujmy się jednak - siła tej gry to jej klimat oraz wierność wykorzystanej licencji serialu. Pominę już fakt, jak genialnie i pomysłowo rozwiązano fabularne nawiązanie do poprzedniej części gry, bo nie wolno mi niczego Wam zaspoilować. Ale Fractured but Whole po prostu kipi od absurdalnych pomysłów i gagów, których nie powstydziłby się sam serial. To zresztą nie dziwi, bo nad warstwą fabularną czuwali twórcy South Parku. Tym razem znane nam dzieciaki odkładają czapki czarodziejów, miecze rycerzy i relikwie żydów (tak, w Kijku Prawdy była taka klasa) i przywdziewają superbohaterskie peleryny. Cartman jest Szopem, Kyle zamienia się w Człowieka Latawca, a każdy kolejny superbohater to coraz bardziej porąbany pomysł. Jako Nowy Dzieciak, mamy pewną swobodę w kształtowaniu naszego superherosa, wybierając pomiędzy różnymi archetypami, takimi jak Pędziwiatr (będący kopią Flasha), Brutal (rasowy osiłek w stylu Thinga) czy Blaster (ogień misiu, ogień!). Z czasem dochodzą nowe archetypy, zaś każdy z nich to inny zestaw technik oraz inny superatak. Generalnie te ostatnie posiada każdy członek drużyny. Każdy z takich ataków jest potężny i wywołuje inne efekty, ale każdy z członków ekipy ma współdzielony, specjalny pasek, który zapełnia się w trakcie walki. To do gracza należy decyzja, na który superatak poświęcić cenną energię z napełnionego paska.

Nasza wesoła drużynka superbohaterów-czwartoklasistów ma więc przeróżne perypetie. Jako Nowy Chłopak musiałem w trakcie moich testów nie tylko zebrać ponownie drużynę, ale i zmierzyć się z konkurencyjną ekipą podwórkowych herosów, obrzydliwymi szóstoklasistami (atak przy pomocy gluta - klasyk), księżmi pedofilami oraz całą menażerią najbardziej porąbanych osobistości, na jakie stać miasteczko South Park. Walki przeplatane są absurdalnymi pomysłami, od których dosłownie pokładałem się ze śmiechu. Autorzy scenariusz garściami czerpią z typowych superbohaterskich klisz, takich jak gadżety bohaterów, tajne kwatery główne, wojny domowe, alternatywne rzeczywistości czy też cała franczyza firmów superbohaterskich

The Fractured but Whole jest sequelem, który nie wywraca formuły do góry nogami, jednak w kilku miejscach wprowadza istotne poprawki. Szczerze mówiąc, byłem zachwycony. Dawno tak dobrze się nie bawiłem, dlatego mam nadzieję, że finalna wersja gry będzie wystarczy na więcej niż dwa wieczory, bo tego niesamowitego miasteczka na zadupiu USA, z bandą najbardziej niepoprawnych politycznie dzieciaków na planecie, po prostu nie chce się opuszczać.

cropper