Dead or Alive

Dead or Alive - brakuje nam tych dziewczyn

Krzysztof Grabarczyk | 28.04, 11:00

Oj, brakuje. Kasumi, Helena, Ayane, Tina, Hitomi, to tylko niektóre z dziewcząt, którymi zmagaliśmy się na arenach w popularnej serii wydanej przez japońskie Tecmo. Na szczęście, Dead or Alive jest czymś więcej niż tylko wabikiem dla oczu dzięki renderowaniu pięknych zawodniczek. Gra powstała w trudnym czasie dla wydawcy, a jej nazwa nie zrodziła się przypadkiem. Tomonobu Itagaki, obecnie znajdujący się w cieniu japońskiego gamedevu stworzył niegdyś mocnego konkurenta dla Tekkena czy Virtua Fighter od Segi. Itagaki został liderem w Team Ninja na początku lat 90. Jak na ironię, pierwsza gra, nad którą pracował została anulowana. Dead or Alive stanowiło drugi i jednocześnie najważniejszy punkt w jego karierze.

To była gra traktująca o footballu amerykańskim. Zawsze marzyłem o przykuciu uwagi tamtego rynku. Moja gra oferowała nawet możliwość kopania i uderzania pięściami. Ludziom pomysł się spodobał, lecz jak wiemy, na boisku jest to niedozwolone” - wspominał w wywiadzie udzielonym w 2001 roku, gdy na rynek miało lada dzień wkroczyć Dead or Alive 3. Jak widzimy, Itagaki od samego początku kariery w Tecmo nosił się z zamiarem opracowania gry opartej na zaciętej rywalizacji oraz walce wręcz. Był 1992 rok. Wybór Itagakiego w kwesti pracodawcy nie miał głębszego znaczenia. "Chciałem pracować dla japońskiej firmy" - dorzucił swoje trzy grosze.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tecmo popadło w finansowe tarapaty. Potrzebny był hit, który wyciągnąłby firmę z budżetowego dołka. Itagaki wiedział, że jedynym rozwiązanie jest stworzenie gry, wokół której zrodziłby się mocny, stabilny fanbase. Spojrzał w kierunku bijatyk. Gatunek rósł w siłę. Nie podobał mu się kierunek obrany przez ówczesne serie. Marzył o powrocie do ery czystego arcade. Myślał nad nazwą. W propozycjach padały m.in. Ninja Fighter lub Poligon Fighter. Itagaki wybrał jednak Dead or Alive - co odnosiło się do decydującego rozstrzygnięcia, jeśli nowa gra odniesie sukces lub porażkę, a Tecmo odbije się od dna, lub przestanie istnieć. Zainspirowany seriami Virtua Fighter, Fatal Fury, a nawet Mortal Kombat postawił na bijatykę 3D. „To miało być jak sushi, które stało się mainstreamowym daniem w całym kraju” - wspominał Itagaki.

Brutalne piękno

undefined

Dead or Alive nie byłoby sobą bez obecności urodziwych zawodniczek. Twórcy oczywiście mieli swoje powody na drodze kreacji nowych postaci. „Zarówno Virtua Fighter i Tekken posiadają masę popularnych charakterów, które nie były szczególnie wielbione przez graczy. Moim zamiarem stało się dodanie postaci mocno podziwianych przez fanów” - cóż, dokonał pan tego, panie Itagaki. Zresztą, jego "zamiłowanie" do kobiecych wdzięków przekroczyło z czasem zdrowy rozsądek. W późniejszych latach jego kariery słyszeliśmy nieciekawe historie o przypadkach molestowania jednej z pracownic w Tecmo. Zanim Itagaki popadł w niesławę z powodu swoich ekscesów w firmie, pierwsze Dead or Alive odniosło sukces. Gra podniosła Tecmo na finansowym duchu. Dzięki prześlicznej oprawie wizualnej oraz systemowi walki, łączącego najlepsze cechy Virtua Fighter i Tekkena.

Grałem w wersję na PlayStation, choć prawdziwy festiwal piękna i rozrywki zafundowała mi druga odsłona serii. Akuart byłem swieżo po zakupie Dreamcasta. Dead or Alive 2 mocno rozszerzyło możliwości oryginału. Modele postaci znacznie upiększono. Zmieniła się konstrukcja aren. Od teraz walki toczyły się na kilku poziomach. W świecie bijatyk była to nowość. Z podobnej metody skorzystali potem m.in. autorzy Tekken 4. Dead or Alive 3 towarzyszyło premierze klasycznego Xboxa. Z punktu widzenia Itagakiego, gra pomogła konsoli w Japonii, która była nieszczególnie zainteresowana amerykańskim sprzętem. Po debiucie czwartej części serii w Tecmo wzrosło zainteresowanie klasyką. W 2004 roku na świat przychodzi reboot Ninja Gaiden. Wkrótce uniwersum Dead or Alive i Ryu Hayabusy łączy się w jeden splot zdarzeń. Wiedzieliście, że Ninja Gaiden II jest prequelem do wydarzeń z pierwszego Dead or Alive? Tomonobu Itagaki odszedł z Tecmo w lipcu, 2008 roku. Oficjalnie, nie doszedł do porozumienia z ówczesnym szefem Tecmo, Yoshimim Yasudą.

Dziewczyny w akcji

undefined

Seria mocno odżyła od czasu Dead or Alive 5. W ostatnią, szóstą odsłonę cyklu zagraliśmy pięć lat temu. Tecmo już w przeszłości świetnie zdawało sobie sprawę z faktu mocnej popularności zawodniczek z gry. Stąd w 2003 roku pojawiło się Dead or Alive: Xtreme Beach Volleyball. Pojawienie się tej gry na rynku zdradziło pazerną naturę Tecmo, jaką znamy do dzisiaj. Firma słynie z dziesiątek wydawnictw tej samej gry. Nie zliczę, w ilu edycjach pojawiło się Dead or Alive 5, podobnie jak cen strojów dla dziewcząt występujących w produkcji. Xtreme Beach Volleyball tak naprawdę miało pojawić się jako minigra. Domagal się jej fani. Zarząd Tecmo po debiucie Dead or Alive 3 wpadł na pomysł, aby stworzyć oddzielną grą bazującą na koncepcji plażowej siatkówki. Dla porównania, Namco stworzyło podobny tryb już w Tekken 3. Xtreme Beach Volleyball oceniono przeciętnie, lecz wszyscy wiedzieli, do kogo była skierowana gra - dla miłośników podziwiania wirtualnych piękności.

W obecnym czasie nagonki na ekspozycję kobiecego piękna w grach powrót Dead or Alive byłby interesujący. Wśród azajtyckich twórców gier nie przepadły wzorce promowania pięknych kobiet, co znalazło się na kursie kolizyjnym ze współczesnym przekonaniem o promowaniu nauralności w grach. Tecmo na kilka lat odłożyło serię, a Team Ninja było zajęte przygotowaniem bardzo udanego Rise of the Ronin. Czy przyjdzie nam jeszcze zawalczyć jako Ayane lub Kasumi? Chcielibyśmy w to wierzyć. Z drugiej strony wiele mówi sukces Stellar Blade, gdzie w roli głównej umieszczono niebrzydką EVE. Dead or Alive szanuję niezmiennie za świetny system walki, który uważam za lepszy niż we współczesnych iteracjach Tekkena. Powrót marki w dobie istnego renesansu bijatyk po prostu nie może się nie udać. Póki co, wracam do Dead or Alive 6. Moją faworytką jest oczywiście Mila.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper